Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Oficerów wzitych do niewoli oddzielono od szeregowych, którzy mieli by zwolnieni. SkorzystaB z tej okazji mój m| i udaBo mu si napisa karteczk, wrczy szeregowemu KuczyDskiemu, le[nikowi majtku Pokucie, aby dorczyB rodzinie. KuczyDski dorczyB mi ow karteczk, ale tak zniszczon, |e z trudno[ci mogBam z niej kilka sBów odczyta, a miaBo to miejsce jakie dwa tygodnie przed powrotem m|a. Wiadomo[, |e |yje, |e wyszedB cudem z tej strasznej klski, podniosBa mnie na duchu, dodaBa bodzca do znoszenia ci|aru wojny i niedostatku. Niemcy rannych i chorych po wziciu do niewoli odesBali do szpitala w Warszawie, w którym pracowaB dotychczas personel lekarski polski. Lekarze wiedzc, |e oficerów czeka obóz i ci|kie prze|ycia, porozumieli si z niektórymi. Je[li kto[ z nich miaB krewnych lub znajomych w Warszawie, niech napisze, lub poda tylko ich adres, a uBatwi im opuszczenie szpitala jako osobom cywilnym. M| 40 miaB w stolicy kuzynów, z którymi nie utrzymywaB przed wojn kontaktu, ale podaB ich adres. Przyszli nazajutrz w odwiedziny i zabrali cz[ wojskowego umundurowania. Znów przy nastpnej wizycie dostarczyli cywilne ubranie, a zabrali wojskowe dokumenty i w ten sposób m| opu[ciB szpital, a nastpnie ruszyB do rodziny w kierunku Lublina, ró|nymi dostpnymi [rodkami lokomocji, kluczc jak zwierz [cigany, nie majc |adnych dokumentów. W Lublinie spodziewaB si zdoby jakikolwiek dokument i znów przedziera si na WileDszczyzn, by zasign wiadomo[ci o naszym poBo|eniu. Niestety rodzina w Lublinie, te| zalkniona rygorystycznymi zarzdzeniami okupanta co do przybywajcych osób, nie mogBa dBu|ej go u siebie przetrzymywa, tym wicej, |e znany byB w tym [rodowisku, jako w swoim miejscu urodzenia. Nie chcc [ciga Niemców na swoj gBow, zaopatrzyli go w bielizn i ciepBy sweter i znów ruszyB z Lublina do nas. W ten sposób rozpoczB wdrówk z poBudnia na póBnoc, powtórnie kluczc na tym szlaku. W drodze uBo|yB sobie plan dalszej ucieczki do Anglii. PrzybyBemu u[cieliBam Bó|ko w pustym pokoju bez pieca, którego nie zd|yBam - obarczona tylu innymi zajciami - postawi. PoBo|yB si wielce zdro|ony i zapowiedziaB, |e nazajutrz rusza dalej: w tajemnicy zostawcie moje przybycie, by[cie nie byli nara|eni na represje. Tote| rano zapowiedziaBam wszystkim w domu o [cisBej tajemnicy pobytu m|a. Ale có| robi z dziemi, które tego nie rozumiej. Starsza Marylka liczyBa 4 lata, mBodsza Danusia 2 i póB. ZapowiedziaBam równie| i dzieciom, |e nie wolno nikomu mówi o przyjezdzie tatusia, bo inaczej on odjedzie znowu. Ale dzieci jak sroki, nie utrzymaj tajemnicy. Jak raz rano weszBa ssiadka Sadowska, a dzieciaki rzuciBy si do niej ze sBowami: - Pani Sadowska, tatu[ przyjechaB! Ssiadka spojrzaBa na mnie zdziwiona i zaskoczona wiadomo[ci