Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Mus mój, by ostrzec cię szczerze, iż jest to sprośna, krótka historyjka, a okryłbym się wstydem, gdybym miał sprowadzić rumieńce na twe przejasne lico. - Ostatni raz zaczerwieniłam się w wieku czternastu lat - powiedziała Vella. - A zatem może odejdziemy na stronę, a wnet obaczę, czy nie mógłbym tego uleczyć? Mówiono mi, że płonienie dobrze robi na cerę. VVella roześmiała się i ruszyła za nim po miękkim zielonym kobiercu. - Silku - odezwał się szorstko Belgarath. - Konieczne jest odwrócenie uwagi, i to teraz. - Nie zdążyliśmy jeszcze nic sklecić - sprzeciwił się Silk. - A zatem wymyślcie coś. - Starzec zwrócił się do Yarbleka. - Nie chcę, żebyś opuścił Mal Zeth bez mojego pozwolenia. Mogę cię tu potrzebować. - O co chodzi, dziadku? - zapytał Garion. - Musimy jak najszybciej stąd wyjechać. W oddali na trawie Vella stała z szeroko otwartymi oczyma, przyciskając dłońmi płonące policzki. - Musisz przyznać, żem cię ostrzegał, me dziewczę - zarechotał triumfalnie Feldegast. - Czego nie można powiedzieć o tobie, gdy wpuściłaś ten trujący napar do mego gardła. - Popatrzył na nią z podziwem. - Muszę jednak przyznać, że gdy się płonisz, rozkwitasz niczym karmazynowa róża i radość wielka dla oczu widzieć twe dziewicze zażenowanie. Powiedzże mi, czy przypadkiem nie słyszałaś tej historyjki o owczareczce i błędnym rycerzu? Vella uciekła. Tego popołudnia Silk, zwykle unikający wszystkiego, co nawet z oddali przypominało fizyczny wysiłek, spędził sporo czasu w zielonym atrium położonym w centrum wschodniego skrzydła, pieczołowicie układając kamienie w poprzek ujścia niewielkiego strumienia czystej, pieniącej się wody, który zasilał basen pośrodku niewielkiego ogrodu. Garion obserwował z zaciekawieniem z okna salonu, aż w końcu nie wytrzymał. Wyszedł do atrium, by porozmawiać ze spoconym, małym Drasaninem. - Czy bawisz się w zmienianie krajobrazu? - zapytał. - Nie - odparł Silk przecierając czoło. - Po prostu przedsięwziąłem pewne środki ostrożności. To wszystko. - Środki ostrożności. Przeciwko czemu? Silk uniósł jeden palec. - Zaczekaj - powiedział mierząc podnoszący się poziom wody przed zaimprowizowaną zaporą. Po chwili woda zaczęła przelewać się do basenu bulgocząc głośno i rozpryskując się na wszystkie strony. - Hałaśliwe, co? - powiedział dumnie. - Czy to nie utrudni nieco spania w pobliskich komnatach? - zapytał Garion. - Uniemożliwi również podsłuchiwanie - odparł chytrze mały człowieczek. - Jak tylko zapadnie zmrok, zbierzmy się tutaj, ty, ja, Sadi i Liselle. Musimy porozmawiać, a mój radosny maleńki wodospad powinien zagłuszyć nasze słowa. - Dlaczego po zapadnięciu zmroku? Silk przebiegle położył palec wzdłuż swego długiego, spiczastego nosa. - Żeby noc ukryła nasze usta przed szpiegami, którzy nie używają uszu do podsłuchiwania. - To sprytne - przyznał Garion. - Tak właśnie myślałem. - Silk zrobił kwaśną minę. - Prawdę mówiąc, był to pomysł Liselle - wyznał. Garion uśmiechnął się. - Ale pozwoliła ci to wykonać. Silk chrząknął. - Twierdziła, że nie chce połamać sobie paznokci. Zamierzałem odmówić, lecz ujęła mnie swymi dołeczkami i poddałem się. - Wykorzystuje je po mistrzowsku, prawda? Są bardziej niebezpieczne niż twoje sztylety. - Próbujesz być śmieszny, Garionie? - Czyżbym to czynił? Kiedy wiosenny wieczór opadł na Mal Zeth, Garion dołączył do trójki przyjaciół oczekujących w przyciemnionym atrium nie opodal rozpryskującego się wodospadu Silka. - Bardzo dobra robota, Kheldarze. - Velvet doceniła małego człowieczka. - Och, zamknij się. - Kheldarze! - No dobrze - powiedział Garion przywołując zebranych do porządku. - Na czym możemy się oprzeć? Belgarath pragnie, byśmy prawie natychmiast opuścili Mal Zeth. - Poszedłem za twoją poradą, Garionie - wymruczał Sadi - i skoncentrowałem całą uwagę na baronie Vascy. Jest to człowiek wyjątkowo zepsuty i trzyma swe paluchy w tak wielu kieszeniach, że czasami traci rachubę, kto go przekupuje w danym momencie. - A do czego teraz zmierza? - zapytał Garion. - Nadal próbuje przejąć Biuro Intendentury Wojskowej - zrelacjonowała Velvet. - To biuro kontrolowane jest przez Walne Zgromadzenie złożone głównie z pułkowników, lecz szefem biura jest generał Bregar. Pułkownicy nie są zbyt chciwi, ale Bregar ma długą listę płac. Musi rozdysponować całkiem sporo pieniędzy pośród swych kolegów generałów, żeby kontrolować Vascę. Garion zadumał się. - Ty również przekupujesz Vascę, prawda? - zapytał Silka. Książę posępnie skinął głową. - Stawka idzie w górę. Konsorcjum melceńskich baronów-kupców kładzie stosy pieniędzy na jego drodze próbując skłonić go, by zastosował restrykcje wobec Yarbleka i mnie z powodu problemu zachodniego wybrzeża