Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Usiłował sobie wyobrazić, że żegluje. Nie miał w tej dziedzinie żadnego doświadczenia. Znowu mu się chciało sikać. Skorzystał z toalety w barze, wypił kolejną butelkę wody mineralnej i usiadł na ławce przy czerwonym baraku morskiej służby ratowniczej. Ostatnim razem siedział tu w zimie, w wieczór wyjazdu Bajby. Odwiózł ją na lotnisko Sturup. Było już ciemno, wiał porywisty wiatr i wirujące płatki śniegu tańczyły w świetle reflektorów. Nie zamienili ze sobą ani słowa. Kiedy znikła za okienkiem kontroli paszportów, wrócił do Ystadu i usiadł na tej ławce. Wiał zimny wiatr. Siedział i marzł. Wiedział, że to już koniec i że więcej jej nie zobaczy. Ich rozstanie było ostateczne. Przyjechała do Ystadu w grudniu tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego roku, krótko po śmierci jego ojca. Właśnie zakończył śledztwo, jedno z trudniejszych w swojej policyjnej karierze. Ale już jesienią, po raz pierwszy od wielu lat, zaczął robić plany na przyszłość. Postanowił wyprowadzić się z Mariagatan, przenieść na wieś. Kupić psa. Odwiedził nawet hodowlę labradorów. A najważniejsze, że chciał być z Bajbą. Przyjechała do Ystadu na święta Bożego Narodzenia. Wallander spostrzegł, że Linda i ona natychmiast się polubiły. Na początku tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego piątego roku, na kilka dni przed jej powrotem do Rygi, prowadzili poważne rozmowy na temat wspólnej przyszłości. Być może już latem mogłaby na dobre przeprowadzić się do Szwecji. Rozglądali się za domem. Wiele razy jeździli oglądać niewielkie gospodarstwo pod Svenstorpem. Pewnego marcowego dnia, a raczej wieczoru - Wallander już spał - zatelefonowała z Rygi, że się waha. Nie chciała wychodzić za mąż, nie chciała przeprowadzać się do Szwecji. W każdym razie jeszcze nie teraz. Kilka dni później szarpany niepokojem Wallander poleciał do Rygi. Liczył, że ją przekona. Skończyło się na długiej i ostrej kłótni. Po raz pierwszy się posprzeczali. W rezultacie nie odzywali się do siebie przez ponad miesiąc. Potem Wallander zadzwonił do niej i postanowili, że latem przyjedzie na Łotwę. Spędzili dwa letnie tygodnie nad Zatoką Ryską, w zapuszczonym domu, który odstąpił im kolega Bajby z uniwersytetu. Chodzili na długie spacery po plaży. Wallander, nauczony poprzednim doświadczeniem, ostrożnie czekał, aż sama podejmie temat przyszłości. Kiedy w końcu zaczęła mówić, jej słowa brzmiały ogólnikowo i wymijająco. Nie teraz, jeszcze nie. Dlaczego nie może być tak jak dotychczas? Wallander wrócił do Szwecji przygnębiony i nadal nie wiedział, co będzie dalej. Minęła jesień i ani razu się nie widzieli. Choć snuli plany i roztrząsali rozmaite warianty, do spotkania jednak nie doszło. Wallander stał się podejrzliwy. Czy w Rydze nie pojawił się przypadkiem inny mężczyzna, o którym nie miał pojęcia? Często, powodowany zazdrością, dzwonił do niej w środku nocy. Przynajmniej dwa razy wydawało mu się, że ktoś był w mieszkaniu, choć zapewniała, że to nieprawda. Na święta Bożego Narodzenia przyjechała do Ystadu. Tym razem Linda spędziła z nimi tylko Wigilię. Potem wybrała się z przyjaciółmi do Szkocji. I wtedy, w kilka dni po Nowym Roku, Bajba wyznała, że nie może sobie wyobrazić życia w Szwecji. Długo się wahała. Ale teraz już jest pewna. Nie chce rezygnować z pracy na uniwersytecie. Co może robić w Szwecji? W Ystadzie? W najlepszym razie zostanie tłumaczem. To wszystko. Wallander bez powodzenia usiłował ją przekonać; wkrótce się poddał. Nie mówili tego otwarcie, ale oboje wiedzieli, że ich związek ma się ku końcowi. Po czterech latach ciągle nie mieli widoków na wspólną przyszłość. Wallander odwiózł ją na Sturup, patrzył, jak znika za stanowiskiem kontroli paszportów, a potem siedział w zimowy wieczór na pokrytej lodem ławce przy budynku ratowniczej służby morskiej. Był przybity, czuł się bardziej opuszczony niż kiedykolwiek. Ale gdzieś w głębi budziło się w nim inne uczucie. Uczucie ulgi. Przynajmniej nie będzie dłużej żył w niepewności. Z portu wypłynęła motorówka. Wallander wstał. Znów musiał skorzystać z toalety. Od czasu do czasu rozmawiali ze sobą przez telefon. Później i to się urwało