Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Serce jej pkBo, upadBa twarz w rozbite szkBo i ju| nie wstaBa. Po[pieszko byB z Arturem w kostnicy, widziaB jego bole[, razem z nim patrzyB na zmienion i poobijan twarz nieboszczki. Poznali Gabriel po ubraniu, po wBosach na gBowie i po bliznie na brzuchu. - My[li pani, |e Po[pieszko mógB wcze[niej t blizn na brzuchu widywa? - zdziwiBa si Dorota. - MógB wiedzie o operacji, znali si przecie| z HaczyDskim od dawna. I, prosz sobie wyobrazi, |e to córka w matk tymi butelkami... - Muszka? - wykrzyknBa Dorota. - Gdzie|by Muszka. Ta J 23 z pierwszego maB|eDstwa. Ha-czyDski jest przekonany, zdobyB dowody, mówi, |e nie daruje. I znowu po wyj[ciu pani Surskiej Dorota miaBa o czym my[le. MBoda Gabi wpltana w [mier starej HaczyDskiej, to byBo nawet niezle pomy[lane, cho maBo logiczne. Wieczorem wpadBa do Jolki, |eby wspólnie zastanowi si nad wywodami pana Po-[pieszki oraz przeczuciami HaczyDskiego. Zrozpaczony wdowiec nie mógB wykluczy sytuacji, |e oto nagle otwieraj si drzwi 286 mieszkania na Wiejskiej i do domu wraca Bry[ka HaczyDska. Mówi, |e zasiedziaBa si u kole|anki lub odwiedziBa Pary|, pardon, lecz cest la vie, niewa|ne zreszt, co mówi, wa|ne, |e |yje i wraca. A rodzina co na to? Sorry, mamu[ka, my ju| ci pochowali[my, wic nie zawracaj gBowy!? Artur HaczyDski musi mie [wiadomo[, |e rozpoznaB i pochowaB nie t kobiet, wic przynajmniej powinien si liczy z powrotem swojej Bry[ki. Dorota my[laBa i tak, i tak, ale nie potrafiBa zrozumie tego faceta. - On wie, |e prawdziwa HaczyDska si nie pojawi - powiedziaBa Jola. - Co ty opowiadasz? Skd mo|e wiedzie? - Ode mnie. Nie patrz tak dziko, prosz! Ja tylko próbowaBam go przekona, |e nasza Gabi i jego Bry[ka to ta sama kobieta. Pocztkowo nie chciaB wierzy, jak wszyscy zreszt, dopóki nie trafiBa si Maskotka. Wiek i ubranie zgadzaBo si z opisem zaginionej |ony, policja kazaBa mu zidentyfikowa zwBoki, wic zidentyfikowaB. On ma ryzyko wkalkulowane w zawód, decyzje podejmuje bByskawicznie. MijaB miesic, odkd Gabi asystowaBa GostyDskiemu. Przez ten czas nie poprosiBa Doroty ani o pienidze, ani o past do zbów. Dorota codziennie dzwoniBa do Ró|y, zd|yBy si nawet zaprzyjazni telefonicznie, jednak |adnych wiadomo[ci o Gabi nie udaBo si zdoby. Ró|a próbowaBa podej[ profesora, zaczaiBa si za plecami GaBeckiej i tyle zyskaBa, |e GostyDski wpadB w szaB, trzasnB drzwiami i nawet jedzenia nie zabraB. Ró|a coraz bardziej byBa przekonana, |e nie obejdzie si bez pomocy policji. UmówiBy si w koDcu na najbli|sz sobot. MiaBa to by ostatnia przed[witeczna sobota. - Niech ona lepiej siedzi w Warszawie - radziBa Jola. - Mo|e niekoniecznie u GostyDskiego, byle z daleka od Artura. Dolecki wci| si tu krci. Wiesz, co bdzie, je|eli mBoda Gabi zostanie oskar|ona o zamordowanie starej? Przecie| na to wychodzi, |e sama siebie zabiBa. - A ona tylko zamordowaBa swoj mBodo[, co? Niestety, a| dwa razy