Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
W blaskach nisko stojącego słońca zalśniły jej czarne długie wło- sy. Na murawie położył się smukły cień wiotkiej dziewczęcej postaci. Nie bała się. Była dzieckiem puszczy i wiedziała, że za parę chwil powędruje ścieżką swoich przodków. Wiedziała, że dziew- czyna nie oprze się groźnym pazurom ni ostrym kłom drapieżcy. O ucieczce, nawet na drzewo, nie miała co myśleć. Myśliwi mówi- li, że zwierzęta te wspinały się podobno nawet na najwyższe sos- ny. Nie znała zaklęć, ktgre mogłyby odstraszyć sunącego po ziemi kota. Zaklęcia znali tylko mężczyźni. Czekała więc, czekała od- ważnie i liczyła chwile, które dzieliły ją od śmierci. Zwierz tymczasem pełznął coraz wolniej. Zbliżył się na piętna- ście, potem na dziesięć kroków i przywarował. Jego długi ogon drgnął, uniósł ku górze i zachwiał złowieszczym ruchem; rozwarł szczęki odsłaniając pożółkłe, mocne kły. Z gardzieli wydobył się groźny, przerywany pomruk przypominający odgłos dalekiego grzmotu. Podciągnął pod siebie tylne łapy, potworną paszczę wy- sunął ku przodowi. Pod futrem zagrały naraz wszystkie ścięgna, napięły się mięśnie. Zwierz znieruchomiał na moment i skoczył... W tej samej chwili za plecami dziewczyny coś gwałtownie za- szeleściło. Silne ramię odsunęło ją do tyłu, śmigła postać przemk- nęła obok niej. Ręka uzbrojona w błyszczący nóż wężowym ru- chem wysunęła się do przodu. Mężczyzna pchnął zwierza prosto w pierś, zwinął się między jego łapami i za chwilę po zielonej murawie tarzały się w śmiertelnej walce dwa splecione z sobą ciała. Ruchy zwierzęcia i człowieka były szybkie jak myśl. Pa- 13 trząca na nich dziewczyna widziała raz obnażone kły, to znów błyszczące ostrze stalowego noża. W pewnej chwili człowiek, któ- ry cudem znalazł się na wierzchu, pchnął szybko i głęboko. Wido- cznie broń jego dotarła do źródła życia, bo zwierz znieruchomiał. Jeszcze parę razy ostrymi pazurami szarpnął ziemię i zamarł. Dzika, gwałtowna walka trwała krótko, tak krótko, że dziew- czyna nie zdołała wykonać jednego ruchu, a z ust jej nie uleciało najmniejsze tchnienie. Dopiero teraz, gdy niespodziewany obrońca uwolnił stopę spod przyciskającego ją swym ciężarem zwierza, gdy wyszarpnął z jego boku zbroczony krwią nóż, pierś patrzącej uniosło głębokie westchnienie. Na z lekka przybladłą twarz wystą- pił rumieniec, a ręce ściśnięte dotąd kurczowo na piersi, opadły wzdłuż boków. Patrzyła bez słowa, ale z jej oczu tchnęło coś takiego, że męż- czyzna poczuł, jak krew w jego żyłach popłynęła szybciej niż w chwili, gdy tylko z nożem w ręku skoczył na atakujące dziew- czynę zwierzę. Nie odezwał się jednak. Odwrócił wzrok, wytarł o trawę swą broń i zatknął ją za prosty skórzany pas. Ominął stojącą nieruchomo dziewczynę i wszedł do strumienia. Czystą chłodną wodą obmył ciało i wyszedł na brzeg. Shóamin, która zdążyła uspokoić się nieco, patrzyła teraz na jego szerokie ramiona, silną pierś i mocne nogi, poorane ostrymi pazurami. Widziała, jak z poszarpanych na piersiach i rękach ran sączą się strużki krwi. Dostrzegła też, że jej obrońca to jeszcze młodzieniec. A on nie zdawał się zwracać uwagi na swe rany. Nie patrzył również na pokonanego drapieżnika. Spojrzał na leżą- cego u stóp dziewczyny dorodnego pstrąga i coś na kształt uśmie- chu przemknęło po jego twarzy. Nie mówił nic. Wiedział, że mło- demu mężczyźnie, zwłaszcza obcemu, nie wypada rozmawiać z sa- motną dziewczyną. Gdyby ktoś z jej wioski usłyszał taką rozmo- wę, chociażby najbardziej błahą, on i ona mogliby mieć z tego powodu kłopoty. Toteż cofnął się o kilka kroków, podniósł z ziemi niewielkie zawiniątko oraz drewniany cybuch fajki umocowany •na dwu rzemieniach, które widocznie złożył gotując się do walki, i zawiesił na swych piersiach. Dziewczyna zrozumiała. Młodzieniec, który pojawił się tak nie- spodziewanie i tak odważnie stanął w jej obronie, odbywał daleką •drogę. Zawieszony na piersiach, starannie wykonany cybuch 14 mówił, że jego posiadacz podąża długą ścieżką Ducha po czerwony kamień na główkę fajki pokoju