Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
— O konia? — Psst! — syknął Rzekomy Książę, gdyż Orle Piórko, przerażony, zapomniał, że inni już śpią. — Tak jest, musimy postarać się o konia dla niej. O prawdziwego konia. — Ale jak? — Też nie wiem jak — powiedział Rzekomy Książę zmartwiony. — Może można by go kupić w sklepie — rozważał Orle Piórko. — Nonsens — wtrącił się do rozmowy Panadel Kloszard, który też nie spal. — Nonsens. Koni nie kupuje się w sklepie. Konia trzeba ukraść. — Ukraść? — Jasne. Nigdy o tym nie słyszeliście? Idzie się do koniokrada i mówi się mu: „Drogi koniokradzie, sprawa ma się tak a tak, ukradnij dla mnie konia, proszę". I raz-dwa, ani się obejrzysz, a koń już stoi. To proste. — Nie sądzę, żeby Katinka chciała mieć kradzionego konia. — Nie musimy jej mówić, że on jest kradziony — poddał Panadel. — Możemy powiedzieć, że po prostu spadł nam z nieba. — Nie, kradzież konia i do tego kłamstwo, to się Katince nie będzie podobać. Mnie zresztą też nie — uciął stanowczo Rzekomy Książę. Kloszard poczuł się urażony. — Do stu piorunów! Ja jestem facetem, z którym można konie kraść, ale jeśli nie chcecie, możemy zaraz skończyć tę konferencję. — Jaką konferencję? — spytał Orle Piórko. — To się tak mówi — mruknął Panadel, po czym obrócił się na drugi bok i przymknął oczy. Obaj przyjaciele deliberowali nadal, w jaki sposób zdobyć konia. W końcu Rzekomy Książę wpadł na pomysł. — Złapiemy dla Katinki dzikiego konia. — Dzikiego konia! Orlemu Piórku zaparło dech z wrażenia. No jasne, dziki koń! Cóż prostszego. Że też jemu nie przyszło to do głowy. 94 — Jutro pójdziemy z samego rana do Lasku Blablań-skiego i złapiemy dzikiego konia. Czemu nic nie mówisz, Orle Piórko? — Och, ja... ja... ja myślę, że Katinka ucieszy się z dzikiego konia. — Ja też tak myślę — odparł Rzekomy Książę z zadowoleniem. Uspokojony zamknął oczy i momentalnie zasnął. Śniło mu się zaś, że schwytał całe stado dzikich koni i ofiarował je Katince, a ona, uszczęśliwiona, objęła go ramieniem i wyznała, iż uważa go za swego najlepszego przyjaciela. I śniło mu się dalej, że siedzieli cały dzień na łące, trzymając się za ręce, i patrzyli na swoje konie, które swawolnie brykały wokół nich. - Orle Piórko natomiast jeszcze długo nie mógł zasnąć. Zbyt wiele spraw zaprzątało jego myśl. „Dziki koń. Dlaczego sam na to nie wpadłem? Dlaczego zawsze przychodzi mi coś do głowy wtedy dopiero, kiedy kto inny to wymyśli? Jak by to było pięknie, gdyby wszyscy mówili: Och, dziki koń to pomysł Orlego Piórka. On ma zawsze takie dobre pomysły". Nurtowały go także inne problemy. „Jak właściwie wygląda dziki koń? Czy bucha mu z pyska ogień? I ile głów ma taki koń? I co on zrobi, kiedy go pojmamy?" Następnego dnia, po wyjściu Jakuba Borga do szkoły, obaj przyjaciele wszczęli rozmowę z Katinką. — Katinko, myśmy postanowili, że złapiemy dla ciebie dzikiego konia. — Dzikiego konia? Dla mnie? — pytała Katinką uszczęśliwiona i cała zaróżowiona z radości. — Tak. Wczoraj wieczorem wpadliśmy na ten pomysł — dodał Orle Piórko niedbale. Katinką była tak uradowana, że nie wiedziała, co odpowiedzieć. Patrząc rozpromienionym wzrokiem na obu przyjaciół, wydobyła z siebie tylko „och!" — Cała trudność w tym, że nie wiemy, jak taki dziki koń wygląda — mruknął Rzekomy Książę zakłopotany, a Orle Piórko dodał: — Właściwie nigdy nie widzieliśmy prawdziwego konia, a cóż dopiero dzikiego. — Jeśli tylko o to chodzi — przerwała im Katinką i zaczęła dokładnie opisywać dzikiego Konia: — Musicie pamiętać, że ma on przepiękną głowę i parę prze- 96 pięknych oczu. Jego sierść jest cudownie miękka, a jego ogon jest niczym ogon komety. Ma także cztery nogi, cztery bardzo piękne nogi. Na koniec wręczyła im figurkę dzikiego konia z żółtego szkła, a także, zrobioną własnoręcznie na drutach, uzdę z różowej włóczki. Rzekomy Książę i Orle Piórko wyruszyli w drogę. Przez całe przedpołudnie włóczyli się po Lasku Bla-blańskim, nawet nie natrafiwszy na ślad dzikiego konia. Wielokrotnie chodzili tam i z powrotem brzegiem Blablanki, ale i tam nie było dzikiego konia. Odkryli za to węże, żaby, jaszczurki oraz kreta i sarnę. Każde z tych zwierząt obejrzeli uważnie i ze wszystkich stron, ale żadne nie było podobne do figurki z żółtego szkła. Pojmanie dzikiego konia okazało się ciężkim zadaniem. Wyczerpani legli obaj na skraju lasu. — Może w Lasku Blablańskim nie ma dzikich koni? — Obawiam się, że masz rację — westchnął Rzekomy Książę. — Może z dzikimi końmi jest tak jak z grzybami. Są lasy, gdzie grzyby rosną, i są lasy, gdzie grzybów się nie znajdzie. — Pewnie tak właśnie jest — odparł Rzekomy Książę strapiony, a po chwili dodał: — Ale co my powiemy Katince? Leżąc tak w trawie, oddawali się marzeniom. Nad nimi bujały leniwie trzmiele, a wokół nich pełzały pracowicie mrówki. Rzekomemu Księciu marzyło się, że trafił do Lasu Dzikich Koni, w którym wyrastały one z ziemi niczym grzyby, tak ze mógł je zbierać 1 — Dziki koń.-- 97 *' wprost do koszyka. Orle Piórko myślał o Jakubie i rozważał, co Jakub uczyniłby na jego miejscu. < Rzekomy Książę napełniał właśnie czwarty koszyk dzikimi końmi, kiedy Orle Piórko szturchnął go podniecony. 5 Rzekomy Książę usiadł i zobaczył... Zobaczył... — Dziki koń! Dziki koń! — szepnął bezgłośnie. ?• Orle Piórko pobladł i tylko skinął głową. Patrzyli w milczeniu na zwierzę, które stanęło przed nimi i pa- i trzyło na nich i Był to bez wątpienia dziki koń. 98 Powoli wydobyli z torby szklaną figurkę i zaczęli ją porównywać ze zwierzęciem. — Są niemal nie do odróżnienia — szepnął Rzekomy Książę. — Tak, ten sam kolor. :*. Obaj przyjaciele i dziki koń przypatrywali się sobie bez ruchu. — Myślałem, że dzikie konie są trochę większe — zauważył Orle Piórko z powątpiewaniem. — On jest jeszcze mały — uspokoił go Rzekomy Książę. — Zobaczysz, jaki będzie, kiedy dorośnie. Wyciągnął w stronę dzikiego konia rękę. Zwierzę podeszło bliżej, przytuliło się i trąciło go pyszczkiem. — Dawaj prędko uzdę — szepnął Rzekomy Książę. Orle Piórko ostrożnie, bardzo ostrożnie wydobył z torby włóczkową uzdę i założył ją dzikiemu koniowi