Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Partia niby skapitulowała, niby dała im spokój, ale przecież gdzieś tam łamie swoją hydrzą głowę i duma, jak by się dobrać tym umrzykom do tej trzeciej, prawdziwej skóry, jak by i ten próg padołu doczesności uczynić progiem prób obywatelskich oraz ideowych. Wyjdę sobie na korytarz, pójdę aż do holu, zwieńczonego dziesiątkiem świetlnych napisów odrzwi bloku operacyjnego. To nasza brama triumfalna, to nasze sanktuarium. Tam odbywa się pierwsze losowanie Opatrzności. Ale dziś krzątają się robotnicy. Robotnicy specjalni, robotnicypolicjanci. Wynieśli już niepotrzebnych chorych z tego holu, malują ściany, wkręcają nowe żarówki, szukają specjalnymi aparatami ukrytych min i bomb zegarowych. Bo jutro przywiozą tu członka dyrektoriatu partii, najważniejszą osobistość, choć anonimową, bo znaną tylko z nazwiska wymienianego codziennie kilkadziesiąt razy w gazecie i z jąkania się słyszanego w radio i telewizji. Właśnie to jąkanie się musi być zlikwidowane w tym szpitalu. Nasz neurochirurg, także wysoko postawiony w partii, otworzy jutro trzęsącymi się rękami klatkę piersiową kolegi z dyrektoriatu i zanurzy lancet sprawdzony przez agentów bezpieczeństwa, lancet, który być może przetnie odpowiedni nerw i umożliwi przywódcy poprawne wysławianie się na wiecach i mityngach. To będzie jutro, to stanie się jutro, okryte dogłębną tajemnicą, a dziś buzuje ruch cywilny i policyjny, ruch jak przed premierą, ruch jak przed świętem państwowym. I ja biorę świętokradczo udział w tym ruchu, mnie tu znają jako lżej chorego, jako faceta, który lubi pomagać pacjentom i personelowi, więc człapię sobie po kamiennej posadzce sprawili dzanej przez wykrywacze min, dotykam lepkich od farb ścian, w których zatopiono przewody instalacji podsłuchowych, więc oddycham powietrzem, w którym wirują molekuły policyjnej podejrzliwości. A ostatnią otuchą moją w tym wąwozie przedśmiertnej rozpaczy, ostatnim błyskiem nagłej radości, ostatnim łykiem życiodajnego tlenu jest pamięć o tym kraju, drogi Przyjacielu, o tym kraju, który utraciłem na zawsze. Polsko, matko wszystkich skrzywdzonych i poniżonych Ś bądź pozdrowiona. Orędowniczko zniewolonych i pogrzebanych za życia - bądź pozdrowiona. Pocieszycielko strapionych i błądzących - bądź pozdrowiona. Opiekunko tych wszystkich, którym wyrwano języki i wyłu piono oczy - bądź pozdrowiona. Wdowo po mordowanych na rozstajnych drogach świata, po upiorach, co nigdy nie obudzą sumienia ludzkości - bądź pozdrowiona. Jestem niewolnikiem. Oddano mnie w nowoczesną niewolę. Niewolę z ery kwasu dezoksyrybonukleinowego, komputerów i sputników. Dawni niewolnicy z epok jawnego niewolnictwa mieli dobre życie. Im można pozazdrościć. Cóż za fenomenalne kariery! Cóż za cudowny start życiowy! Cóż za wygodna egzystencja na cudzy rachunek! Tamci niewolnicy, których losem straszą nas szkolne podręczniki, tamci szczęśliwcy mogli zdobyć zaufanie swego właściciela, zaskarbić sobie jego przywiązanie albo nawet miłość, mogli od niego otrzymać majątek, rękę córki lub prawdziwą wolną wolność. Dlaczego Opatrzność nie uczyniła mnie niewolnikiem konsulów rzymskich, dlaczego wyznaczyła mi wegetację raba państwowego, raba partii, raba idiotycznych doktryn społecznych? Jestem niewolnikiem. Jestem niewolnikiem pozbawionym włas l nego indywidualnego oblicza. Jestem niewolnikiem niewolniczej zbiorowości. Mój anonimowy właściciel mnie nie zna. Nigdy mnie nie wynagrodzi, nie pokocha, nie uwolni z niewoli. Jestem niewolnikiem ukrytym w przerażających i nie zawsze prawdziwych liczbach statystyk państwowych. Pozwalają mi pracować, umiarkowanie jeść l krótko odpoczywać, żeby nabrać sił do nowej pracy; w statystykach, a i w men112 talności moich nie znanych właścicieli, liczy się tylko moja fizyczna zdolność do pracy, bo ona służy budowie piramid wielkiej nowoczesnej pychy. Moja zdolność roboczego wołu jest codziennie mierzona, podliczana, oprocentowywana i objawiana w gazetach, w telewizji, w referatach, w wystąpieniach, w afiszach, w opakowaniach towarów, nawet na ścianach ustępów. Budzę czyjeś anonimowe zainteresowanie wyłącznie jako wół roboczy i ja sam powoli zaczynam siebie traktować jako bydlę robocze, i ja sam ze zwierzęcą ospałością pracuję i z bydlęcą zachłannością żuję, i z animalną rezygnacją drzemię przed następnym wysiłkiem