Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Znowu, jak za dawnych lat, mieszkańcy północnych dolin porzucali swoje domostwa i wyruszali szukać ra- tunku na południu. I stolica Hallanu pomagała nieszczęśnikom. Ator, który zdobył przydomek „Wielki", pierwszy miecz Hal- lanu, karząca dłoń prawa i porządku, pogromca Czarnego Zako- nu, poskramiacz baronów, piratów i rozbójników, sam Ator sta- nął na czele wojsk. Nad rzeką w pobliżu Nellasu rozbił główne siły hordy, a potem w ciągu trzech miesięcy oczyścił Hallan Pół- nocny z drobnych szajek. 186 WOJOWNIK WIELKIEJ CIEMNOŚCI Wojna gorzała jeszcze przez dwa lata, Ator odniósł zwycię- stwo w kilku nie tak głośnych, ale ważnych bitwach i zyskał sła- wę wybitnego dowódcy. Wiele działo się również w Dem Binnori. Każdej wiosny od- chodzili młodzi wojownicy, którzy przeszli surową szkołę i zostali świetnymi miecznikami. Mijały lata, Trogwar rósł i mężniał, pokonując trudy nauki, jaką w mniejszym lub większym stopniu odbiera każdy sejraw: jazda konna, pływanie, polowanie z soko- łem, sztuka wysławiania się, historie wojen hallańskich... A naj- ważniejszym przedmiotem był oczywiście miecz. Jak atakować i jak się bronić, jak kuć i jak hartować stal, jak równoważyć miecz i jak walczyć złamaną klingą - to pokazy- wali i objaśniali doświadczeni nauczyciele. Uczeń Dem Binnori miał obowiązek zapamiętać szesnaście tysięcy sto osiemdziesiąt rodzajów mieczy, szabel, jataganów i innej białej broni używanej we wszystkich czterech częściach Wielkiego Hjórwardu. Rzecz jasna, w Szkole Miecza wykładano również historię najnowszą. Podobnie jak pozostali, Trogwar dowiedział się, że stosunkowo niedawno w Hallanie panował zły i głupi król, który trwonił pieniądze, tyranizował poddanych i przegrywał bitwy. W końcu wyczerpała się cierpliwość tych, którzy mieli głowę na karku, i władcę wypędzono, nie plugawiąc stali jego parszywą krwią. Król uciekł gdzieś w obawie przed zemstą swego ludu i na tronie zasiadła Władczyni. O Władczyni! Światło naszych serc, nadziejo nasza! Wszyst- ko, co najlepsze, pochodzi od ciebie, wszystko, co dobre i piękne, zawdzięczamy tobie i tylko tobie! To ty uratowałaś naród Halla- nu od niechybnej zguby! W twoich żyłach płynie krew Pierworo- dzonych, przed tobą stoją otworem magiczne światy... W szkole znajdował się niewielki portret Władczyni przywie- ziony przez Głównego Nauczyciela z Dajre. Uczniowie przycho- dzili, żeby na niego popatrzeć, najpierw z ciekawości, a potem z uczucia dojmującej potrzeby znalezienia się przed tymi ogrom- nymi, spokojnymi oczami, które zdawały się zaglądać człowieko- wi w duszę i pytać: Jaki dobry uczynek dzisiaj zrobiłeś?... Wszyscy, młodzi i starzy, biedni i bogaci, jednakowo kochali Władczynię. Zdawała się wyższą istotą, która zstąpiła na zie- mię, żeby pomóc ludziom zabłąkanym w mrokach niewiedzy, zło- ści i zawiści. Wszyscy kochali Władczynię i Trogwar kochał ją również, a nawet, jak sądził, bardziej niż inni. Jego dusza potrze- 187 NlK PlERUMOW bowała jednego jedynego nieziemskiego uczucia i zdobył je, choć długo się tego nie domyślał. Był zwinny i silny, i choć zdarzali się silniejsi lub zręczniej- si od niego, w walkach ćwiczebnych zawsze zdobywał jedno z pierwszych miejsc. A już wszystkie przedmioty wymagające skupienia i dobrej pamięci przychodziły mu bez żadnego wysił- ku. Niestety, po dzieciństwie spędzonym z uczciwymi, prostolinij- nymi, nieznającymi drwin i złośliwości leśnymi krasnoludami trudno mu było znaleźć przyjaciół wśród rówieśników - ale z dru- giej strony nie pozwalał sobie w kaszę dmuchać. Pewnie dlatego chętnie przebywał w ciszy biblioteki i wkrótce stał się molem książkowym. Miał jedno ogromne marzenie, które zrodziły w nim piękne i smutne opowieści o elfach. Dawno, dawno temu starsi bracia lu- dzi żyli wśród nich. Na szczytach wzgórz w miejscach dzikich i niedostępnych wznosiły się piękne zamki i pałace elfów, ale potem, jak głosiła legenda, gdy nierozumne ludzkie plemię za- częło być zbyt natrętne, elfy odeszły. Nie opuściły Hjórwardu - nazbyt go kochały, by zdecydować się na taki krok, ale nieprze- niknioną, niewidoczną zasłoną odgrodziły się od hałaśliwych lu- dzi. Jedynie z rzadka, o pełni księżyca, a jeszcze lepiej w czas równonocy jesiennej czy wiosennej nieliczni wybrańcy mogli zo- baczyć kawalkady zakutych w srebrne zbroje jeźdźców na nie- ziemsko pięknych rumakach przejeżdżających niespiesznie brze- giem leśnego jeziora czy huczącego morza. Krążyły też opowieści o ludziach, którzy trafili do tajemnych twierdz elfów i długo tam żyli, a nielicznym udawało się zdobyć miłość któregoś z Pierwo- rodzonych. Ta legenda bez reszty zawładnęła wyobraźnią Trogwara. Nie żałując sił ani czasu, chłopak szperał w bibliotece szkoły, odnaj- dując okruchy bezcennych informacji. Gardził odpoczynkiem i prostymi męskimi rozrywkami - bo te nie były już tajemnicą dla starszych uczniów