Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Ale ona nie mogła. I kiedy znowu ją zobaczyłem, wszystko wróciło. Tak czy siak, niedługo przypomniałbym sobie wszystko. Nadal ją kocham. – Lepiej wróćmy już do samochodu – zaproponował tata. – Domyślam się, że Willow dołączy do nas. – Tak – powiedział Sean, podchodząc do niej. – Nie możemy się znowu rozdzielić. Pozostali zawahali się, ale Chlorine wyjaśniła sprawę. – Kiedy dwoje ludzi spotka się w Źródle Miłości, zakochują się w sobie. I nie ma na to żadnej rady. Nawet jeśli należą do różnych gatunków. To bez znaczenia dla sprawy. Muszą się pobrać. – Nie – powiedziała Willow. Chlorine spojrzała na nią. – To ty nie byłaś w Źródle Miłości? – Byłam. Kocham go. Ale ja jestem skrzydlatym stworem. On jest Mundańczykiem. Nie możemy się pobrać. – Stworem! – zawołał David, wybuchając śmiechem. – Tak się nazywają, głupku – zauważyła Karen tonem wyższości. Wszystkie skrzydlate istoty. To nie znaczy, że jest brzydka. – W takim razie po co tu za nim przyszłaś? – Chlorine zapytała Willow. – Nie mogłam się powstrzymać. Ale jeśli pójdziemy do Dobrego Maga, dostaniemy eliksir, który pozwoli nam zapomnieć o naszej miłości. – Nigdzie nie możemy iść, dopóki Xanth nie będzie bezpieczny – zauważył roztropnie tata. – Potem oczywiście – dodała Willow. – A on zażąda rocznej służby, albo czegoś równie drogocennego – przypomniała Chlorine. – Ja mu teraz służę. Jak Sean miałby to zrobić, skoro wróci z rodziną do Mundanii? – Ja odsłużę również jego czas – stwierdziła Willow. – Nie, nie zrobisz tego! – zaprotestował Sean. – Nigdy nie wpadłabyś w te tarapaty, gdybyś nie zatrzymała się, by mnie ratować. – Nie żałuję tego. Wspomnienia będą tego warte. – Wspomnienie miłości, której nie będziesz już czulą? – zapytała Chlorine. – Tak. Wywołało ją Źródło Miłości, ale i tak wiem, że on jest wart tego uczucia. – Sean? – niedowierzająco zapytał David. – Odsłużę swój czas – zapewnił Sean. – Ale wtedy będziesz musiał pozostać w Xanth – przypomniała Chlorine. Popatrzył na nią. Nadal była piękna i pociągająca, ale on już o to nie dbał. – Więc? – Więc jeśli i tak miałbyś zostać, to dlaczego masz wyrzekać się miłości? Sean był zaskoczony. Miała rację. – Może wypiję eliksir po odbyciu rocznej służby – powiedział, patrząc na Willo w. Ale ona zaprotestowała. – Jeżeli nie mielibyśmy się pobrać, to byłaby tylko tortura – powiedziała. – Poza tym wiem, że masz w swoim świecie swoje sprawy. Ja tu jestem u siebie. Odsłużę za nas oboje. To praktyczne rozwiązanie. Miała rację. Czuł jednak, że to nie jest w porządku. Siedzieli w samochodzie. – Sądzę, że Willow przez jakiś czas będzie z nami – stwierdziła mama. – Pokażcie jej samochód, a ja i Jim przedyskutujemy całą sprawę. Sean nie był pewny, czy to dobra wróżba, ale nic nie mógł na to poradzić. – Chodź, Willow. Pokażemy ci nasz magiczny ruchomy dom. – Widzę stąd – powiedziała. – Nieważne, gdzie jestem, jeśli jestem z tobą. Chlorine pokręciła głową. – Jeśli Źródełko Miłości tak działa, postaram się je odnaleźć, kiedy będę gotowa do małżeństwa. – Powinnaś – zapewnił ją Sean. – To kapitalne. Brzmiało to jak podsumowanie dnia. Rozdział 13 Komplikacje Mary i Jim stanęli w bezpiecznej odległości od samochodu, tam gdzie nikt nie mógł ich usłyszeć. – Ta dziewczyna – powiedziała. – Ze skrzydłami – dodał, jakby nie wiedział, o którą dziewczynę chodzi. – Oni nie mogą być ze sobą. – Mary, oni się nie rozstaną. Kochają się. – Wiesz przecież, co mam na myśli. On ma zamiar przespać się z nią... a ona mu pozwoli. Skinął. – Tak to jest z miłością młodych. – Ty chyba nie traktujesz tego poważnie! Popatrzył na nią. – Wręcz przeciwnie. Jestem realistą. Słyszałem o tych Źródłach Miłości. Nie można im się przeciwstawić. Kiedy wpadną w nie zwierzęta... – Jim, my nie jesteśmy zwierzętami! – W pewnym sensie jesteśmy. Kiedy dochodzi do... – Przestań, bo stajesz się niemożliwy. Co my z tym zrobimy? – Mary, on ma siedemnaście lat, a ona też coś koło tego. Są dostatecznie dorośli. – Nie są! – A ile lat my mieliśmy, kiedy... – Trzydzieści jeden i dwadzieścia dziewięć. – Przy drugim małżeństwie – przypomniał jej. – Ile miałaś lat, kiedy pierwszy raz się kochałaś? – Nie bądź wulgarny. – Przepraszam. Kiedy pierwszy raz wzywałaś bociana? – To nie ma związku. – Nie ma? Ja miałem siedemnaście. Byłem w wieku Seana. A ty? – Piętnaście – odpowiedziała niechętnie. – Ale nie podobało mi się. – A więc to w porządku, bo ci się nie podobało? – Nie to miałam na myśli. Dziewczyna może pragnąć... – Przerwała, ponieważ Jim już skrytykował to podejście. – W każdym razie w naszych czasach to było co innego. – Tak, byliśmy nastolatkami. Teraz jesteśmy ramolami, których seksualna energia się ulatnia, więc łatwo potępiamy młodzież za to, że ma pragnienia, które w naszym wypadku należą już do przeszłości. – Tego nie powiedziałam. – Teraz uderzyła z drugiej strony. – Czy przyprowadziłeś swoją dziewczynę do domu i powiedziałeś rodzicom? Roześmiał się. – Myślisz, że byłem samobójcą? Oni byli tacy jak my... jak my teraz. To zabolało, ale pominęła tę uwagę milczeniem. – Pozwolimy im spać razem w samochodzie? Przy Karen i Davidzie? Ta perspektywa w końcu dała mu do myślenia. – Racja. Ale niech na chwilę zostanę adwokatem diabła. Nie ma pragnienia silniejszego niż nie odwzajemniona, albo nie skonsumowana miłość