Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Wypatrywała Hadii wśród fal i dostrzegła jej głowę, ramiona bezsilnie bijące wodę... Dziecko to się zanurzało, to znów wypływało. — Pani inspektor! — dołączył się Fogarty. — Szlag by to trafił, grunt, że go mamy! — brzmiała odpowiedź Emily. — Ależ ona utonie! — Hak jej w smak, mamy go! Dziewczynka tymczasem poszła pod wodę i za moment wynurzyła się, próbując konwulsyjnymi ruchami rąk utrzymać się na powierzchni. — Jezu, Emily! — Barbara chwyciła ją za rękę. — Za trzymaj łódź, bo Hadija się utopi! Emily odepchnęła ją i zamierzała ustawić dławiki na jeszcze większą szybkość. — To on chciałby, żebyśmy stanęli! — wykrzyczała. — Właśnie dlatego zepchnął ją do wody. Rzućcie jej kamizelkę ratunkową. — Ale ona jest już za daleko od nas. Utonie, zanim kamizelka do niej dopłynie! — próbowała argumentować Barbara. Fogarty natomiast rzucił automat, błyskawicznie ściągnął buty i wskoczył za burtę łodzi. — Zostań tam, gdzie jesteś! — zakomenderowała Emily. — Musisz mieć broń w pogotowiu. — Ależ, pani inspektor... — Mikę, do jasnej cholery, słyszałeś, co powiedziałam? To rozkaz! — Jezu, Emily, co robisz? — krzyczała przeraźliwie Barbara. Odpłynęli już zbyt daleko, żeby Fogarty mógł dotrzeć wpław do dziewczynki, zanim zniknęłaby pod wodą. A gdyby nawet mu się to udało — najwyżej utonęliby razem, gdyż inspektor Barlow nieubłaganie kontynuowała swój pościg. — Emily, stój! — Dla jakiegoś brudnego, azjatyckiego bachora? Nigdy w życiu! — odwarknęła jej Emily. To przepełniło miarę. Jeszcze nie przebrzmiało echo słów o „azjatyckim bachorze", a Hadija rozpaczliwie młócąc rękami wodę, znów zniknęła pod powierzchnią — gdy Barbara schyliła się po automat Fogarty'ego, podniosła go i wycelowała prosto w swoją szefową. — Zawróć tę pieprzoną łódkę, Emily, bo rozwalę ci łeb! — zagroziła. Emily w odpowiedzi sięgnęła ręką do kabury pistoletu. — Pani inspektor, nie! — wrzasnął Fogarty. Barbarze w ułamku sekundy przewinęło się przed oczami całe dotychczasowe życie, kariera zawodowa i ewentualna przyszłość, zanim nacisnęła spust. 27 Upuściła automat, bo Emily upadła, ale zamiast krwi rozprysnęła się tylko woda. Rozrzut serii był zbyt duży i pociski trafiły w morze. Fogarty skoczył do przodu i pchnął szefową na siedzenie, krzycząc jej nad uchem: — Ona miała rację, pani inspektor! W tym czasie Barbara przejęła stery łodzi. Nie zdawała sobie sprawy, ile czasu upłynęło, gdyż dla niej trwało to całą wieczność albo i dłużej. Zawróciła łódź w miejscu z taką szybkością, że mało nie wylądowali dnem do góry. Podczas gdy Fogarty rozbroił Emily — nerwowo przepatrywała powierzchnie wody, prosząc Boga o pomyślny rezultat. W końcu, o jakieś czterdzieści metrów od prawej burty, dostrzegła dziewczynkę już nie walczącą o życie, lecz biernie unoszącą się na falach. — Mikę! Tam jest! — krzyknęła i dodała gazu. Gdy tylko dopłynęła dostatecznie blisko, Fogarty w jednej chwili znalazł się za burtą. Barbara wyrzuciła w ślad za nim kamizelki ratunkowe i nadmuchiwane siedzenia z łodzi, które unosiły się na wodzie jak nenufary. Potem zaczęła się modlić. Nieważne, że ta dziewczynka miała ciemną skórę, że opuściła ją rodzona matka, a ojciec przez osiem lat utrzymywał w przeświadczeniu, że nie mają nikogo oprócz siebie... Liczyło się tylko, że to była Hadija, niewinna, pełna radości i kochająca życie! Kiedy Fogarty do niej dopłynął, unosiła się już na wodzie twarzą w dół. Policjant przekręcił ją na plecy, podtrzymał pod brodę i zawrócił do łodzi. Barbarze pociemniało w oczach. Rzuciła się do Emily. — Coś ty sobie myślała, do kurwy nędzy?! — krzycza ła. — Przecież ona ma dopiero osiem lat, wszystkiego osiem pieprzonych lat! Emily patrzyła przedtem w morze, ale odwróciła się do Barbary. Uniosła rękę, jakby chcąc odparować jej słowa, ale tylko zwinęła dłoń w pięść, nad którą jarzyły się zwężone z gniewu źrenice