Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Do pudełeczka włożyłem kawałeczek papieru z następującą wiadomością: Przylatuję 12 o 3.15. To było wszystko, co powinna wiedzieć. Sprawdziwszy uprzednio, że łatki trzymają się jak należy, włożyłem torebkę z pomocami do kieszeni, wyszedłem z toalety, uśmiechnąłem się do tych dwojga przy szatni i wróciłem do tamtych dwóch telefonów. Aparaty umieszczono nisko na ścianie, aby mogli z nich korzystać inwalidzi na wózkach. Postawiłem torbę między nogami i podsunąłem nogą krzesło bliżej telefonu. Liv dobrze go wybrała: niezbyt oblężony, bez żadnych kamer w pobliżu i żadnych powodów, dla których powinny tam być. Gdy usiadłem, przygotowałem monetę i wizytówkę Susie, zdjąłem słuchawkę i wykręciłem numer, zastanawiając się, czy Janice i Tom wykonali dla niej ostatnio jakieś uszminkowane kartki. Chciałem, aby moneta była widoczna na wyświetlaczu i by została użyta, gdyż w przeciwnym razie wszystko wyglądałoby podejrzanie, gdyby ktoś przechodzący obok zauważył, że okupuję automat udając, że rozmawiam. Był to drobiazg, ale ważny. Ze słuchawką w prawej ręce trzymaną przy uchu czekałem na połączenie z Susie, lewą zaś badałem w kącie pod drewnianą fornirowaną półką, czy natrafię na dużą łatkę, którą miała tam umieścić Liv. Ponieważ znajdowałem się obok wejścia do George Room, drzwi otworzyły się za mną i do sali zaczął napływać strumień uczestników imprezy „Zarządzanie 2000”. Podczas gdy słuchałem donośnego sygnału, przypatrywałem się, jak tłum przemieszcza się po przydzielonym mu terytorium obok szatni. Na krześle obok mnie usiadła dwudziestoparoletnia kobieta i włożyła monetę do automatu. Odezwała się Chinka o agresywnym głosie: – Halo!? Słysząc, jak inny rozmówca wystukuje jej numer, zapytałem: – Susie? – Nie, poczekaj. Czekałem. Dziewczyna obok mnie zaczęła mówić o swoim dzieciaku, którego trzeba będzie odbierać z przedszkola, ponieważ ona będzie się spóźniać. Osoba po drugiej stronie była zirytowana. – To nieładnie, mamo, to nieprawda, że zawsze się tak samo tłumaczę, oczywiście, że ona pamięta jak wygląda jej własna matka. Kirk będzie w domu wczesnym wieczorem i ją odbierze. Podszedł do niej z tyłu jakiś facet i położył jej rękę na ramieniu, którą pocałowała. Identyfikator ujawniał, że facet ma na imię David. Wychodziło na to, że to nie z powodu konferencji spóźnia się do domu. Wrzawa nasiliła się, gdy obecni zaczęli rozmawiać przy kawie o zarządzaniu. Słyszałem już w słuchawce zbliżające się kroki, gdy znalazłem wreszcie to, czego szukałem: miękką łatkę, tak jak zapowiedziała Liv. W słuchawce zabrzmiał bardzo zachrypnięty głos kobiety w średnim wieku: – Halo? W czym mogę być pomocna, kochanie? A może chcesz, żebym do ciebie przyjechała? Zbaraniałem, kiedy zaczęła wymieniać taryfy za spędzenie pół godzinki z Susie we Francji, Grecji i różnych innych krajach. Aby podtrzymać rozmowę, zapytałem, gdzie znajduje się Susie i wówczas podano mi jej adres w pobliżu Paddington. – To świetnie – powiedziałem. – Zastanowię się nad tym. Odłożyłem słuchawkę, podniosłem torbę, odsunąłem się razem z krzesłem, wstałem i wyruszyłem w drogę powrotną, porzucając kobietę, która wmawiała matce, że tym razem robi to już ostatni raz. Zanim przekroczyłem drzwi prowadzące na górę, sprawdziłem, czy moje pudełeczko nie jest czasem widoczne z tego poziomu. Gunga Din wykonał swoją sztuczkę z obrotowymi drzwiami i stanąłem na ulicy. Skręciłem w prawo i poszedłem tą samą drogą, którą przybyłem. Dzień się kończył i wkrótce zrobi się ciemno. Teraz tylko pozostało mi zatelefonować o siódmej do Toma, podać mu czas jutrzejszego wylotu, wyrzucić na śmietnik swoje skórzane ubranie, a broń zatopić w Tamizie – tej największej londyńskiej zbrojowni. 15. Niedziela, 12 grudnia 1999 roku. Tom stanął w kolejce dla przyjezdnych. Wytłumaczyłem mu jak najgrzeczniej, że musi trzymać się z dala ode mnie tak długo, jak będziemy się znajdować w strefie obserwowanej przez służbę bezpieczeństwa lotów. Kiedy siedzieliśmy już w samolocie, mówił zbyt wiele i nader głośno. Nawet rejestrowaliśmy się oddzielnie. Zgodził się na wszystkie propozycje, kwitując je tym swoim zwykłym: – Nie ma sprawy, stary. W przejściu podziemnym na Hithrow powiedział mi, że Janice zareagowała łagodnie na wiadomość o jego wyjeździe