Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
— Zapytaj ich, kto ostatni jeździł tą ciężarówką — polecił Bensen-haver zastępcy szeryfa; nie patrzył na Rathów, traktował ich tak,, jakby nie byli zdolni go zrozumieć zapytani wprost. •— Już ich o to pytałem. Twierdzą, że nie pamiętają. — Spytaj ich, kiedy ostatni raz jechała tą ciężarówką młoda, ładna kobieta — polecił Bensenhayer, ale zastępca szeryfa nie miał casusu zadać tego pytania; Weldon Rath roześmiał się. Bensenhayer od- czuł wdzięczność, że ten z plamą na twarzy, podobną do kropli wina, siedzi cicho. — Bzdura — powiedział Weldon. — Nie ma tu żadnej „ładaejj młodej kobiety", żadna młoda kobieta nigdy nie posadziła tyłka w tej ciężarówce. — Powiedz mu — rzekł Bensenhayer do zastępcy szeryfa — że łże. — Łżesz, Weldon — powiedział zastępca szeryfa. Malina Rath zwrócił się do zastępcy szeryfa: — A co on jest, kurwa, za jeden, że tu przyłazi i mówi nam, co mamy robić? Arden Bensenhayer wyjął z kieszeni trzy kawałki stanika. Spojrzał na maciorę leżącą koło mężczyzn; wyglądało na to, że jedno jej przerażone oko patrzy równocześnie na nich wszystkich; trudno było powiedzieć, gdzie patrzy drugie. — Czy ta świnia to dziewczyna, czy chłopak? — spytał Bensenhayer. Bracia Rath wybuchnęli śmiechem. — Chyba każdy widzi, że to maciora — powiedział Malina. — Czy kiedykolwiek obcinacie jaja świńskim chłopakom? — zapytał Bensenhayer. — Czy robicie to sami, czy ktoś wam to robi? — Sami je kastrujemy — wyjaśnił Weldon. Z pęczkami włosów sterczącymi z uszu sam przypominał knura. — My się znamy na kastrowaniu. To nic wielkiego. — To posłuchajcie — powiedział Bensenhayer podnosząc w górę stanik, tak żeby i oni, i zastępca szeryfa mogli go sobie dobrze obejrzeć. — To jest właśnie kara, jaką przewiduje nowy kodeks za przestępstwa seksualne. — Ani Rathowie, ani zastępca szeryfa nie odezwali się słowem. — Wszelkie przestępstwa seksualne — ciągnął Bensenhayer — podlegają teraz karze kastracji. Jeżeli ktoś wypieprsy 388 kogoś, kogo nie powinien, albo jeśli w tym w jakikolwiek sposób uczestniczy nie pomagając nam w uniemożliwieniu tego przestępstwa, zostanie wykastrowany. Weldon Rath spojrzał na Malinę, który robił wrażenie z lekka zakłopotanego, a następnie popatrzył z ukosa na Bensenhayera i powiedział: — Czy robicie to sami, czy ktoś wam to robi? — Trącił łokciem brata. Malina usiłował się uśmiechnąć; jego znamię podjechało do góry. Ale Bensenhayer miał kamienną twarz; obracał tylko bez przerwy w rękach stanik. — Oczywiście, że nie my sami — odparł. — Teraz są do tego bardzo nowoczesne urządzenia. Załatwia to Straż Narodowa. Dlatego jesteśmy ich helikopterem. Zabieramy takiego faceta helikopterem do szpitala i zaraz go z powrotem odwozimy. To nic wielkiego. Jak zresztą sami wiecie — zakończył. — My mamy dużą rodzinę — powiedział Malina Rath. — Jest nas kilku braci. Nie wiemy tak z dnia na dzień, kto jeździ którą ciężarówką. — Aha. to jest jeszcze jedna, tak? — Bensenhayer zwrócił się do zastępcy szeryfa. — Nie mówiłeś mi, że jest jeszcze jedna ciężarówka. — Tak, czarna. Zapomniałem. Mają jeszcze czarną. — Rathowie skinęli głowami. — A gdzie ona jest? — zapytał Bensenhayer. Był opanowany, ale napięty. Bracia spojrzeli po sobie. Weldon powiedział: — Już od jakiegoś czasu jej nie widzę. — Może ma ją Oren — odezwał się Malina. — A może ojciec — dodał Weldon. — Nie mamy czasu na takie bzdury — Bensenhayer rzekł ostro do zastępcy szeryfa. — Najpierw sprawdzimy, ile oni ważą, a potem spytamy pilota, czy ich weźmie. — Zastępca szeryfa, pomyślał Bensenhayer, to prawie taki sam debil jak bracia Rath. — No dalej! — zwrócił się do niego. A następnie, ze zniecierpliwieniem, do Weldona Ratha: — Imię? — Weldon — odparł Weldon. — Waga? — Waga? — zdziwił się Weldon. — Ile ważysz. Skoro mamy cię taszczyć helikopterem, musimy wiedzieć, ile ważysz. 389 — Osiemdziesiąt jeden z czymś — odparł Weldon