Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Wyleciał z rojstó buchnął ogniem z pyska i zaraz przepadł — jeszcze raz powtórzył z uporem strzelec. Z głębi domu biegła coś wołając Emilka, Konstanty już postukiwał złocistymi deseczkami, a oni spostrzegli, że w progu stoi pan Michał. — Dzień dobry, sąsiedzie — odezwał się trochę obolałym głosem Plater. — Przepraszam za najście, ale spotkała mnie zła przygoda. Koń zrzucił spłoszony przez zwierza. — Przez gołego diabła — burknął uparty strzelec. Pan Michał skinął głową i postąpił parę kroków w stronę okaleczonego, bo już Emilka klękała z miednicą i taśmami płótna u nóg Platera. — Zostaw — rzekł zdecydowanie Eliasz i zabrał się do roboty. A oni patrzyli z podziwem, jak namoczył bandaże w lodowatej wodzie, jak spowijał nimi chorą nogę, jak usztywnił potem deszczułkami. — To nic groźnego, panie hrabio — powiedział w końcu wycierając mokre dłonie w hrabiowskie spodnie a la Gallifet, które zaczynały wchodzić w modę. — Zerwana torebka stawowa. Trzy tygodnie trzeba poleżeć. I najważniejsze, trzymać wysoko nogę Najlepiej na poduszce. — A skąd ty to wiesz? — zapytał już normalnym głosem Plater, któremu ten zimny kompres przyniósł wyraźną ulgę. — Ja wszystko wiem. — A jak się nazywasz? — Szyra. — Szyra. A nie mieliście młyna pod Wornianami? — Nie mieliśmy. — A to może i lepiej — uśmiechnął się pan Aleksander. -Przyjdź do mnie do Wołoków, to cię wynagrodzę. — Dzięki, jaśnie panie. Helenie wydało się, że znowu słyszy ten nieprzyjemny ton w głosie rudzielca, ton jakiejś niepojętej wyższości. — To wszystko dobrze, ale należy sprowadzić chirurga z Wilna. My na razie służymy gościną, prawda, papo? Ojciec kiwnął w milczeniu głową, a pan Plater roześmiał się jeszcze weselej. - I za radę, i za gościnę dziękuję z wdzięcznością. Ty, Ildefons, skocz do Wołoków i powiedz ochmistrzowi, co się stało. - Ale ja wrócę — rzekł z pogróżką strzelec. - Znajdzie się miejsce na sianie. U nas wszyscy śpią na sianie. Tak lubią. Ale proszę się nie bać. Pan, sąsiedzie, dostanie łóżko. - Ach, może waszmościanki? — zaśmiał się Plater, lecz od razu też krzyknął boleśnie, bo Eliasz zaczął poprawiać łupki na jego nodze. Stała tak i patrzyła na niego myśląc, co to znaczy, co to wszystko znaczy. Jakiś niepokój rósł powoli w piersiach, w gardle, we włosach. Znad stawów przykrytych zielonym aksamitem rzęsy nadchodziła niespiesznie sarna Malwinka. Wąchała po drodze jakieś zioła, szczypała listki z krzaków, demonstrując wszystkim, że na tym folwarku ona jest panią. Strasznie duszno, musi być w końcu burza, pomyślała z rozpaczą Helena. On stał niedbale przed nią, jak zwykle pod słońce, i to było dziwne, że zawsze instynktownie skrywał twarz. Ale włosy płonęły na jego głowie jak chrust i coś w oczach, jakiś rodzaj przenikliwości lub niespokojnej inteligencji, błyskało gwałtownie i gasło. Jemu też było duszno. Widziała niespokojny puls u nasady opalonej szyi. — To jak będzie ze mną, pani dziedziczko? Panna Helena zmieszała się, odczuwając znowu dziwną przykrość, a może po prostu niepokój. — Ty coś kręcisz, prawda? — Nie, przyszedłem prosić o łaskę wielmożną panienkę. Chcę nauczyć się pisać i czytać. — A od kiedy myślałeś zacząć? — Choćby od jutra. Patrzyła na niego z wahaniem. Po co ja to wszystko robię, myślała. — Ja nawet ciebie nie znam, chłopcze. — Przypomnę się panience. Mnie tu ludzie pamiętają. Nie z własnej woli stąd wyjechałem. — A kiedy wyjechałeś? — Pod koniec tysiąc osiemset sześćdziesiątego trzeciego. — Aha — przytaknęła machinalnie. Malwinka podeszła do niego od tyłu i zaczęła go bóść przyjacielsko w krzyże. Jakby chciała popchnąć w stronę panny Heleny. — A kysz, kysz — zamachnęła się na nią młoda dziedziczka. — Widzi panienka, zwierzę wstawia się za mną — zaświecił, jaskrawo białymi zębami. Z dworu wyszedł strzelec pana Platera i kiedy ich mijał, panna Helena pomyślała raptem, że ten człowiek jest dziwnie i nienaturalnie urodziwy i tę urodę nosi na sobie jak znoszony łach. Z całkowitą abnegacją i obojętnością. W rozpiętej kurtce podchodził leniwie do koni przywiązanych do żerdki