Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Morderca uciekł, a potem zgłosił się do policji i dał tak psychologicznie umotywowane odpowiedzi, że policja mu uwierzyła. No, bo po co się zgłaszać, skoro się jest dobrze ukrytym i ma się zapewnione alibi. To dobra podchwytka. Należy ją wziąć pod uwagę. - Zdaniem pana Laleczka, jak na razie, jest poza oskarżeniem. - Tego nie powiedziałbym - odparł Carpeau. - Ujęcie Laleczki rozwiązałoby nam sprawę od razu. - A dlaczego w takim razie, skoro Laleczka jest niewinny i nie zabił nikogo, widząc śmierć swych przyjaciół i długoletnich towarzyszy nie zgłosił się do nas, naświetlając nam cały aspekt tej sprawy i wiedząc, że oskarżenie tamtych padnie na niego? Tamci, według pana winni, zgłosili się, a on bez winy - nie. - Może sam przygotowuje się do odwetu. I nie ma zamiaru się dekonspirować. - Tym bardziej należy się nim zająć, żeby nie przysporzył nam jeszcze roboty. No, ale żarty żartami. Muszę panu coś powiedzieć. Proszę się na mnie nie gniewać, że będę szczery. Bliscy współpracownicy muszą być we wzajemnych stosunkach ze sobą szczerzy. Carpeau zmieszał się nieco. Merlin uśmiechnął się do niego. - Pańskie uwagi są bardzo cenne. Dały mi już dużo do myślenia. Pomogły w śledztwie, to nie ma dwóch zdań. Tylko, widzi pan - inspektor znowu się uśmiechnął przyjacielsko - za dużo tego wszystkiego. Za wiele pomysłów, za wiele interpretacji, za bogato. To oczywiście wynika z żarliwości do pracy, z żarliwości nowicjusza w tego rodzaju śledztwie. - Zdaję sobie sprawę, panie inspektorze, że nie mam jeszcze wprawy, że wszystko wydaje mi się ważne i nie potrafię jeszcze eliminować rzeczy mniej ważnych... - To jasne. Czy pan myśli, że ja nie popełniałem tych samych błędów? Popełniałem. Dopiero z długoletnią praktyką wyrabia się specjalny zmysł, zmysł czujnego psa. Pan jest już doskonałym fachowcem w dziedzinie przestępstw walutowo_kasynowych, jeśli można nazwać w ten sposób drugą stronę rzeczywistego prosperowania kasyna, ale to niestety nie to samo co przestępstwa natury zbrodniczej. - Ja to wiem, panie inspektorze. Znam swoje słabe strony, ale wyznam panu, że w tym, co tu naopowiadałem, kryją się zalążki prawdy. Ja to czuję. Nie umiem jeszcze panu tego udowodnić, nie potrafię być przekonujący, ale mam tę świadomość, że się nie mylę. - Powiedziałem już panu, że usłyszałem od pana wiele sformułowań, nad którymi nie można przejść obojętnie... - Tylko które, panie inspektorze? - Carpeau patrzył w skupieniu na Merlina. Zadzwonił telefon. Stary wzywał Merlina do siebie. - Porozmawiamy jeszcze o tym - inspektor poprawił krawat i przygładził włosy. - Proszę być jednak przekonanym, że każdą z pańskich uwag analizuję bardzo dokładnie. I bardzo pana chwalę przed Renaudem. - Dziękuję. Nie zasłużyłem jeszcze na pochwały. - Nie lubię skromności. Moje zastrzeżenia dotyczyły pańskiej nadwrażliwości. Chciałem tylko pohamować pański lotny umysł i skierować go na drogę większej precyzji. Nic więcej. Stanęli przy drzwiach gabinetu. - Aha! Mam dla pana robotę - przypomniał sobie Merlin. - Musimy wyświetlić ostatecznie sprawę tej nieszczęsnej skrzynki z konserwami. Przejdzie pan do "Tarasconu", dobrze? Chcę mieć już z tym spokój. - Postaram się skupić na tej skrzynce - uśmiechnął się Carpeau - i przynieść wyczerpujące dane. - To ważne. Sam pan zresztą o tym wspomniał. Nasi eksperci oświadczyli, że jest to broń amerykańska, wyprodukowana w 1953 roku, często używana przy napadach w Stanach Zjednoczonych. Nie sądzę, by inny egzemplarz znajdował się w Nicei. Numeru broni nie udało się zidentyfikować. Został zniszczony ostrym rylcem. - W takim razie proszę pana, by wezwano obydwu gangsterów do prefektury na te godziny, w których będę przebywał w "Tarasconie". Ich obecność utrudniałaby mi pracę. Merlin zastanowił się przez moment. - Tak, wezwę ich. Mam zresztą kilka pytań do nich