Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
— Ale w końcu odwiedza ją pan co dzień?… Nie?… Dwa razy na tydzień?… — Najjaśniejszy Panie, nie miałem przyjemności rozmawiać z panią de Charny od dnia, w którym król rozkazał mi ją odwiedzić. — To znaczy… ale od tej chwili minął już tydzień czy osiem dni? — Dziesięć, Najjaśniejszy Panie — odrzekł Charny z lekkim wzruszeniem w głosie. Król lepiej rozumiał ból niż melancholię i ten właśnie odcień uchwycił we wzruszeniu, które hrabia ujawnił. — Hrabio — rzekł Ludwik XVI z ową jowialnością, która tak pasowała do miana „gospodarza”, jakie czasami sam sobie nadawał — hrabio, jest w tym sporo pańskiej winy. — Mojej winy?! — zawołał Charny żywo, rumieniąc się mimo woli. — Tak, tak, pańskiej winy — powtórzył z naciskiem król. — Kiedy kobieta się oddala, a zwłaszcza kobieta tak doskonała jak hrabina, zawsze jakąś część winy ponosi mężczyzna. — Sire! — Powie pan, mój drogi hrabio, że nie moja to rzecz. A ja odpowiem: Owszem, moja, bo król wiele może zdziałać słowem. No, proszę powiedzieć szczerze, był pan niewdzięczny wobec biednej panny de Taverney, która tak bardzo pana kocha! — Która tak bardzo mnie kocha!… Wybacz, Najjaśniejszy Panie… — odparł Charny z pewnym odcieniem goryczy. — Czy Wasza Królewska Mość nie chciał powiedzieć, że panna de Taverney bardzo mnie… kochała? — Panna de Taverney czy pani hrabina de Charny — to jedno, jak sądzę. — I tak, i, nie, Najjaśniejszy Panie. — Twierdzę zatem, że pani de Charny kocha pana, i nie cofam tego. — Sire, nie wolno przeczyć królowi… — Och, może pan przeczyć do woli, znam się na tym. — I sądząc z pewnych oznak, widocznych nie tylko dla niego, Wasza Królewska Mość twierdzi, że pani de Charny kocha mnie… bardzo?… — Nie wiem, czy te oznaki widoczne były jedynie dla mnie, mój drogi hrabio, wiem jednak, że owej okropnej nocy 6 października, od chwili, gdy przyłączyła się do nas, nie traciła pana z oczu ani na sekundę, a w jej oczach malowały się wszystkie udręki serca, tak dalece, że kiedy brama Oeil—de—boeuf była już bliska rozbicia, biedna kobieta uczyniła gest, jakby własnym ciałem chciała osłonić pana przed niebezpieczeństwem. Panu de Charny ścisnęło się serce; i jemu zdawało się, że dostrzegł u hrabiny coś podobnego, ale każdy szczegół ostatniego spotkania z Andrée, aż nazbyt obecny w jego pamięci, zacierał te nieśmiałe podszepty serca i zdecydowaną pewność króla, — Zwróciłem na to uwagę już wcześniej — ciągnął dalej Ludwik XVI — a królowa odpowiedziała mi wręcz, że kiedy podczas mojej podróży do Paryża posłała pana do Ratusza, hrabina omal nie umarła z boleści w czasie pańskiej nieobecności, a później z radości, gdy pan powrócił. — Najjaśniejszy Panie — powiedział Charny ze smutnym uśmiechem — Bóg pozwolił wysoko urodzonym, i jest to zapewne jeden z przywilejów rodu, aby już przychodząc na świat mieli owo nie znane innym ludziom spojrzenie, które przenika tajemnice ukryte w głębi serca. Król i królowa coś dostrzegli, i tak być powinno, ale ja swoim słabym wzrokiem widzę co innego. Dlatego proszę króla, by nie przejmował się zbytnio wielką miłością pani de Charny do mojej osoby, jeśli chce mi powierzyć jakąś daleką i niebezpieczną misję. Wyjazd i niebezpieczeństwa będą dobrze przyjęte, przynajmniej z mojej strony. — A jednak, kiedy osiem dni temu królowa chciała wysłać pana do Turynu, wolał pan pozostać w Paryżu? — Sądziłem, że misję tę równie dobrze wypełni mój brat, ja zaś powinienem zachować dla siebie misję trudniejszą i bardziej niebezpieczną. — Otóż, mój drogi hrabio, właśnie nadeszła chwila, kiedy muszę panu powierzyć misję, która dzisiaj jest trudna, a w przyszłości może okazać się niebezpieczna. I dlatego poruszam sprawę osamotnienia hrabiny, bo zabierając jej męża chciałbym ją widzieć w towarzystwie przyjaciółki. — Napiszę do hrabiny, Sire, aby jej przekazać wyrazy troskliwości króla. — Jak to napisze pan? Więc nie zamierza pan spotkać się z hrabiną przed wyjazdem? — Raz tylko odwiedziłem panią de Charny bez uprzedniego zezwolenia, a po tym, jak mnie przyjęła, trzeba będzie co najmniej królewskiego rozkazu, bym prosił o powtórne przyjęcie. — No to nie mówmy o tym. Kiedy pana już nie będzie, porozmawiam o tym wszystkim z królową — powiedział Ludwik XVI wstając od stołu. Po czym chrząknąwszy z zadowoleniem jak człowiek, który dobrze sobie podjadł i jest pewny sprawności własnego żołądka, zauważył: — Na honor, lekarze mają rację twierdząc, że każda sprawa ma dwa oblicza: jedno zgryźliwe, gdy je oglądać z pustym żołądkiem, i drugie promienne, gdy się je ogląda z pełnym… Niech pan przejdzie do mego gabinetu. Czuję się usposobiony do szczerej rozmowy. Hrabia udał się za Ludwikiem XVI rozmyślając, ile to dostojeństwa koronowanej głowie odbiera czasem materialna i trywialna nieco strona życia, co Maria Antonina wytykała małżonkowi. XXI KRÓL ZAJMUJE SIĘ SPRAWAMI PAŃSTWA Zaledwie przed dwoma tygodniami król wprowadzi się do pałacu Tuileries, ą dwa pokoje jego apartamentu były już całkowicie urządzone i wyposażone we wszelkie niezbędne sprzęty. Były to jego kuźnia i jego gabinet. Później — opisując wypadki, które wywarły niemały wpływ na los nieszczęsnego władcy — wprowadzimy czytelnika do królewskiej kuźni; na razie przejdźmy do gabinetu za panem de Charny, który stanął przed biurkiem, . przy którym zasiadł właśnie król