Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

My nie. Nie spodobało mi się to i zobaczyłem, że Puk też nadstawił ucha. Co prawda był koniem-widmem, ale gdyby jego żywa część umarła, byłby tylko widmem. A gdyby umarła Tren, moja misja byłaby zakończona; byłem pewny, że nie liczyłoby się, gdybym dostarczył na Zamek Roogna zwłoki dziewczyny. -W porządku, poszukam kryjówki. Rozejrzałem się i dostrzegłem niewielką kępę drzew stojących wyżej, na stoku. Podjechaliśmy tam. Mieczem ściąłem drzewa i wykorzystałem je do postawienia stożkowatej konstrukcji, po czym mocno związałem je sznurem na górze, a podstawę solidnie osadziłem w ziemi. Zdaje się, że taki domek nazywa się ti-wam; przydaje się w nagłych wypadkach. Owinąłem go korą, przywiązując ją resztą linki. Budowla była toporna, lecz mocna. Wcisnęliśmy się do środka, wszyscy troje, gdy zaczął padać grad. — Nieźle ci poszło - napomknęła obojętnie Tren. — .Każdy barbarzyńca to potrafi - rzekłem, zadowolony z kom plementu. — Człowiek wciąż się uczy! Nie wiedziałem, że barbarzyńcy potrafią coś jeszcze oprócz porywania bezbronnych dziewic. -To też umieją - przyznałem. Grad uderzył o szałas z łoskotem przypominającym huk spadającego głazu. Podskoczyłem. Wyjrzałem - i następny kamień o włos ominął moją głowę, waląc o ziemię z takim impetem, że uczynił spore wgłębienie. Był zielony i ospowaty. Wyciągnąłem rękę i złapałem go, zanim stoczył się po zboczu. — Hej! To prawdziwy kamień! - zawołałem. — A czego oczekiwałeś? - spytała. - Kolorowego lodu? - No, tak. Małych lodowych kuleczek. - Może gdzie indziej. Tu grad naprawdę sypie się jak deszcz kamieni. I tak było. Następny trafił w szałas i potoczył się w dół. Widziałem, jak padają wokoło, czerwone, niebieskie, pomarańczowe i brązowe. Były śliczne - ale każdy z nich mógł strzaskać czaszkę człowieka czy zwierzęcia. Może dlatego nie spotkaliśmy w tej okolicy żadnych dużych zwierząt; tylko małe mogły ukryć się przed taką burzą- Tren miała rację nalegając, abym poszukał schronienia. Nie mogliśmy podróżować, dopóki trwała burza, więc czekaliśmy, przytuleni do siebie. Tren siedziała na Puku, a ja stałem obok, z torsem przyciśniętym do jej lewej nogi. Ponownie podjęła swoje żałobne pienia. Puk położył uszy po sobie; nie podobała mu się ani dziewczyna, ani jej pieśń. Jednak ja uważałem, że obie są piękne. Ta noga na pewno! W duchu pożałowałem, że sprawy między nami nie układają się lepiej. Grad padał przez godzinę. Drzemałem na stojąco, oparty o nogę Tren. Kiedy burza w końcu przeszła, otworzyłem oczy i stwierdziłem, że opieram się o nogę Puka. Tren znów zniknęła. -Hej! Gdzie dziewczyna? - spytałem. Puk też drzemał. Zbudził się gwałtownie. Powęszył, lecz był równie zdumiony jak ja. Zdumiewające, że zdołała wymknąć się nie budząc nas. Ponownie użyłem strzałki. W miarę upływu czasu przygasała, lecz jeszcze wskazywała kierunek. Pokazała na zachód. Tren znowu zmierzała do domu. Wyszliśmy z szałasu, który teraz był mocno zniszczony przez kamienie, i pospieszyliśmy zboczem na zachód. Wkrótce dogoniliśmy ją. Nie uszła daleko. Poruszała się bardzo wolno, chociaż nie weszła na nieruchome piaski. Podjechałem i złapałem ją za ramię - ale moja ręka przeszyła powietrze. — Jesteś duchem! - zawołałem ze zdumieniem. - Wyszłaś za wcześnie, ukamienował cię grad i teraz nie żyjesz! — Nie, fujaro, jestem tylko rozproszona - odparła słabym głosem. Przesunąłem dłonią po jej ciele. Oczywiście, napotkałem lekki opór, jakbym dotknął wody lub gęstej mgły. Była jednak bardziej cielesna od ducha. -Jesteś strasznie zielony, barbarzyńco! - poinformowała mnie, kiedy odejmowałem dłoń od jej piersi. Pospiesznie cofnąłem rękę. — Co ci się stało? — To mój dar - wyjaśniła. - Już dawno nie byłoby mnie tutaj, gdybym nie napotkała przeciwnego wiatru. Trudno mi z nim walczyć w takim stanie. Stwierdziłem, że to prawda. Kolejny podmuch wiatru prawie zwalił ją z nóg. Ważyła tyle, co nic. -Możesz się tak zmieniać? -Mówiłam ci o moim demonicznym dziedzictwie. Demony mogą obracać się w dym, zmieniać kształty i rozmiary. — Skoro umiesz to robić, dlaczego pozwoliłaś, żebym cię związał? — Nie potrafię tego robić szybko - odrzekła z goryczą. - Po trzebuję godzinę, żeby zmienić tylko jeden aspekt mojego wyglądu - a ty nigdy nie zostawiłeś mnie samej na dłużej. Prawie poczułem się winny. - Sznur! - wykrzyknąłem. - Rozproszyłaś się i wydostałaś z więzów! - Oczywiście. Powoli przybierała trwalszą postać. -Rozproszyłam się tak, że grad nie mógł mnie zranić. Jednak burza ustała zbyt szybko, więc mogliście opuścić szałas, a ten głupi wiatr... Zacząłem rozmyślać, jak zdołam ją zatrzymać, jeśli ma konsystencję dymu, ale zaraz pojąłem, iż za pomocą wachlarza mogę ją skierować dokąd zechcę. Jej ucieczkę znacznie spowolnił opór powietrza, o wiele silniej działający na ciało nie tak gęste jak moje czy Puka. — Powiadasz, że to tylko jeden aspekt? Potrafisz zmieniać również inne cechy? — Och, mogę powiedzieć ci wszystko -- odparła z ponura rezygnacją. - Wygląda na to, że masz szczęście typowe dla ignoran ta. Demony mogą błyskawicznie zmieniać postać; to dlatego moja matka zdołała oszukać Króla Gromdena, który nigdy nie tknąłby jej, gdyby wiedział. Jej prawdziwy wygląd był okropny, lecz naśladowała ludzką postać tak dobrze, że nikt nie zauważał różnicy. Jednak ja jestem tylko półdemonem, więc nie mam takich możliwości. Mogę zmieniać tylko jedną cechę mojego wyglądu na raz. Jeśli chcę być duża czy mała, potrzebuję na to godzinę. A wtedy jestem rozproszona lub skoncentrowana - dymnym olbrzymem albo superstałym kar- łem - dopóki nie dopasuję gęstości do rozmiarów, ponieważ nie zmienia się moja masa, tylko wielkość. A to zabiera mi kolejną godzinę