Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Miała nadzieję, że Garp
się zgodzi.
— Proszę bardzo — rzekł Ernie. — Ale wychodząc zgasi pani światła i wyłączy
grzejniki,
dobrze? Drzwi wystarczy zatrzasnąć.
Pozostawszy sama Jenny zgasiła światła i słuchała, jak potężne grzejniki mruczą
coraz ciszej, by
w końcu zamilknąć. Tam, w ciemnym pomieszczeniu, przy uchylonych drzwiach,
zdjęła buty i
zaczęła stąpać po macie. Dlaczego mimo całej oczywistej brutalności tego sportu,
myślała, czuję
się tutaj taka bezpieczna? Czy to dzięki niemu? — zastanawiała się, ale Erniego
szybko
skwitowała: po prostu nieduży, zręczny, muskularny mężczyzna w okularach. Jeżeli
Jenny w
ogóle myślała o mężczyznach — co jej się prawdę powiedziawszy prawie nie
zdarzało —
uważała, że są znośniejsi, o ile są mali i schludni, jeśli zaś chodziło o mus-
kularność, była zdania,
że jest ona równie ważna u mężczyzn, jak i u kobiet — wszyscy powinni być silni.
Lubiła ludzi w
okularach tak, jak tylko może lubić okulary ktoś, kto sam ich nie musi nosić —•
uważała, że są
ładne. Ale przede wszystkim to ta sala, myślała, czerwona sala zapaśnicza,
wielka, ale zwarta,
zabezpieczona miękką wyściółką. Padła — pac! — na kolana, czemu towarzyszył
odgłos
uginających się mat. Fiknęła kozła i rozdarła spódnicę, następnie usiadła na
macie i spojrzała na
potężnego chłopaka, którego sylwetka rysowała się w drzwiach ciemnego
pomieszczenia. Był to
Carlisle, zapaśnik, który pozbył się lunchu. Przebrał się i przyszedł jeszcze
poćwiczyć, wpatrując
się w świetliście białą postać pielęgniarki, która siedziała przycupnięta wśród
ciemnopurpurowych mat jak niedźwiedzica w swojej jamie.
— Przepraszam bardzo... — powiedział. — Szukałem właśnie kogoś, z kim mógłbym
poćwiczyć.
— No, chyba nie ze mną — odparła Jenny. — Idź pobiegać!
— Tak jest — odrzekł Carlisle i oddalił się truchtem.
Kiedy Jenny wyszła i zatrzasnęła za sobą drzwi, stwierdziła, że zostawiła
wewnątrz buty. Dozorca
nie mógł znaleźć właściwego klucza, ale pożyczył jej buty do koszykówki jakiegoś
dużego
6 — Świat...
81
chłopaka, które znalazł w „Rzeczach Znalezionych". Jenny brnąc przez marznące
biocko do
infirmerii czuła, że jej pierwsza wyprawa w świat sportu dokonała w niej czegoś
więcej niż tylko
drobnej zmiany.
W przybudówce szpitalnej leżący w łóżku Garp w dalszym ciągu zanosił się
kaszlem.
— Zapasy! — wychrypiał. — O Boże, mamo, ty chyba chcesz mnie zabić!
— Jestem przekonana, że trener ci się spodoba — powiedziała Jenny. — Poznałam
go właśnie.
To miły człowiek. Poznałam też jego córkę.
— O Jezu — jęknął Garp. — To jego córka też uprawia zapasy?
— Nie, ona dużo czyta — rzekła Jenny z uznaniem.
— To się piekielnie ciekawie zapowiada, mamo. Czy zdajesz sobie sprawę, że
swatając mnie z
córką trenera zapasów narażasz moją głowę? Zależy ci