Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
780 — Kobiety z dziećmi niech przejdą do lodzi — rozkazał Tom. — Teraz będzie się liczyć każdy funt naszej wagi. Dorian był zbyt osłabiony, żeby go ruszać. Jasmini została przy nim, a Sarah stanęła za sterem Centaurusa, zwalniając dodatkowego człowieka do holowania. Resztę pasażerów przewieziono na południowy brzeg, przekazując pod opiekę Abole-go. Potem łódź wróciła, gotowa w każdej chwili brać udział w ściąganiu statku z mielizny. Tom stanął obok Sarah przy sterze. Na żaglowcu zapadła niespokojna, pełna wyczekiwania cisza. Wpłynęli w pierwsze zakole biegnącego meandrami nurtu. Przejrzysta zielona woda pozwalała tu dostrzec ukształtowanie dna. Arabowie wyczuli już chyba okazję do ataku, dopędzali ich bowiem szybko, jadąc tuż przy brzegu. Tom zerknął na nich z ukosa. Choć znajdowali się w zasięgu strzału, nie miał czasu zajmować się obsługą działa, więc zbliżali się nie niepokojeni. Centaurus wszedł lekko w zakręt i jego kapitan wydał westchnienie ulgi. Przedwcześnie jednak, gdyż statek zaraz zadrżał i wierzgnął pod ich stopami, zawadziwszy o dno. Po chwili uwolnił się i sunął dalej zielonym nurtem. — O włos — szepnął Tom. — Trzymaj go na środku — rzucił do Sarah. Zbliżał się kolejny zakręt. Statek płynął teraz bardzo wolno. Arabowie jechali w odległości połowy strzału z muszkietu za nimi, cwałując w bojowym szyku po piaszczystym brzegu. Ich lance lśniły, a keffija powiewały w pędzie. Centaurus zahaczył znów kilem o mieliznę i zatrzymał się tak raptownie, że niemal zwalił ich z nóg. Tom chwycił się szafki kompasowej. Wiedział, że ugrzęźli na dobre. — Do łodzi! — ryknął. Marynarze błyskawicznie wykonali rozkaz. — Ster prosto! — polecił Sarah i sam też skoczył za burtę. Sternicy na łodziach wybrali przygotowane liny holownicze i umocowali je na rufie. Marynarze naparli mocno na wiosła i obie łodzie skoczyły naprzód, przed dziób korwety. Liny się naprężyły. Wioślarze wytężyli wszystkie siły, usiłując wyrwać statek z grząskiej płycizny. Aboli wjechał do wody i chwycił koniec długiej liny, rzuconej przez Sarah. Wrócił z nią na brzeg i doczepił do cugli pozostałych wierzchowców. — Haa! Haa! Naprzód! — zaciął je batem. 781 Zwierzęta ruszyły posłusznie, naprężając hol całym swym ciężarem. Centaurus przesunął się trochę, szorując brzuchem o piasek, po czym utkwił znowu. Arabowie na brzegu rozwinęli szyk i kiedy zrównali się z uwięzionym statkiem, pierwszy ich szereg runął do rzeki. Z pochylonymi nisko lancami szarżowali w rozbryzgach wody przez płyciznę, wprost na łodzie. Woda sięgnęła ich koniom do brzuchów, potem do kłębów, aż w końcu musiały płynąć. Jeźdźcy jednak dzierżyli lance pewnie, otaczając pierwszą łódź niczym stado rekinów martwego wieloryba. Majtkowie ostrzelali ich z pistoletów, następnie wstali, by odeprzeć atak długimi wiosłami. Łódź jednak chybotała się niebezpiecznie i w każdej chwili mogła się wywrócić. Na północnym brzegu szykował się do szarży następny oddział kawalerii. Arabowie ustawiali się w zwartym szyku przed szeroką, piaszczystą łachą. Na środku jechał Abubaker w lśniącym pancerzu i spiczastym hełmie. Wzniósł nad głowę broń i poprowadził swoich ludzi do ataku, najpierw kłusem, a potem dzikim galopem. Sarah nie mogła odejść od steru i stała tam bezradnie. Widziała przed dziobem statku oba barkasy, otoczone mrowiem pływających jeźdźców. Tom stał na rufie swojej łodzi, wywijając szpadą z Neptunem i siekąc przez łeb każdego, kto doń podpłynął. Niektórzy z nieprzyjaciół starali się przeciąć hol, inni napierali na łódź całym ciężarem, żeby ją rozkołysać. Nabierała już wody przez burtę i niebawem musiała zatonąć. Oddział Abubakera dotarł do linii wody. Sarah zrozumiała, że to tylko kwestia czasu i wpadną w ręce Arabów. Nie spostrzegła Doriana, który wyłonił się spod pokładu, wsparty na Jasmini. Otoczywszy jej szyję ramieniem, pokuśtykał, krzywiąc się z bólu, do najbliższego działa. Napierając bosakiem, naprowadził krępą lufę na cel i chwyciwszy z wiadra z piaskiem wolno tlący lont, przytknął go do otworu zapłonowego. Armata odskoczyła w tył na lawecie. Na brnących już przez wodę żołnierzy posypał się grad kartaczy. Jasmini, przytrzymując się relingu, spojrzała na rzekę. Zobaczyła, jak dwuuncjowy ołowiany siekaniec trafia Abubakera prosto w szczękę i wylatuje z tyłu czaszki, wyrzucając wysoko w powietrze jego hełm. Arabscy jeźdźcy spadali z siodeł lub zawracali z powrotem na brzeg. Dorian pokuśtykał do następnego działa i naprowadził je 782 na cel. Arabowie spostrzegli wycelowany w siebie wylot lufy i w panice spięli konie do biegu. Chmara kartaczy dogoniła ich z furkotem i znów przetrzebiła oddział. Przed chwilą widzieli, jak zginął generał Abubaker, a teraz padł także al-Sind, pod którym zabito konia. Zupełnie odechciało im się walki i pogalopowali plażą, by umknąć przed kolejnym morderczym strzałem. Dorian ruszył do trzeciej armaty