Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Wszyscy robią w gacie, dziwisz się? Gdziew Krakowieznajdą inną robotę? 226PogrzebKamila Plisa zgromadził dumy. Cmentarz wypełniłaprzedewszystkimmłodzież z liceów i innych szkół, zmobilizowana przez organizację Stop Przemocy. Przyszłoteż wielu gapiów, którychprzyciągnąłnagłośniony przez mediaspektakl. Niektórzy znich rzucali się w oczy, bo dziwnie nie pasowali do reszty. Ich wygląd niepozostawiał wątpliwości,że mimo młodego wiekusporo czasu zdążyli spędzićw zakładach karnych. Policja niedała się tym razem zaskoczyć. Bukowski, marznącwoczekiwaniuna rozpoczęcie ceremonii, zabawiałsię wyławianiemz tłumu funkcjonariuszy w cywilu, żuciem gumy uspokajających napięcie nerwów. Nie wszedł do kaplicy. Ukryty międzynagrobkami obserwował nadchodzący alejką kondukt. Ujrzawszy matkę Kamila,pomyślał z przykrością,że niezależnie odwszystkiego będziemusiałz nią porozmawiać. A przynajmniejspróbować. -Ale maskarada, co, guru? MagdaTrela zbliżyłasię do niegoniepostrzeżenie, podchodzącodtyłu. - Chcesz, żebym dostałzawału i został tu na zawsze? -spróbował wisielczego humoru. - Nie martw się, w razieczego będę ciprzynosiła czerwonegoździki. Tym razem Treli towarzyszył młody dziennikarz z"Głosu". Najwyraźniej nie był zachwycony spotkaniem Bukowskiego. Ukłonił się sztywno,nie wykazując gotowości do podania ręki. Więc i on nie wyciągnąłswojej. Zamiast tegoodpowiedział dziewczynie wciążtymsamym tonem:- Uważaj, bo ja tobie będę przynosił,jeśli będzieszwypisywałatakierzeczy, jak w dzisiejszym numerze. Wdrodzena cmentarz przeczytał kolejny tekst Magdy w "Głosie Krakowa". Już całkiem otwarcie sugerowała, że za śmierciąKamila krył się gang Poloneza. - Czyżby mójtekst cisię nie spodobał? -Przeciwnie, robiwrażenie. Czytelnicy bardzo się przejęli. Słyszałem,że po pogrzebie ma się odbyćbiały marsz. Pytanie tylko, czy na pewno jesteś świadoma, jakie toryzykowne? Zwłaszcza, jeśli maszrację? 227. - Wszyscy mnie tylko straszycie. Jestem dużą dziewczynką. Wiem, co robię. Co toznaczy: Jeśli mam rację? Oczywiście, żemam. Jak myślisz, dlaczego napisałam tak ostro? - BoJolka Hitler ci kazala. Młody dziennikarz zrobił minę tak agresywną,jakby to jegoosobiście dotknęła uwaga Bukowskiego. - Cóż, jesteśmy tylko najemnikami- zgodziła się niespodziewanie Trela. -Ktojak kto, ale typowinieneś wiedzieć o tym najlepiej. - Ja toco innego. -Nieobraził się. -Ale ty jesteś jeszcze młoda. - Więc wzorujęsię na starszych- odgryzłasię. -Co wcale nieznaczy,że nie sprawdzam faktów. Spojrzał nanią z większą uwagą. - Dowiedziałaśsię czegoś, o czym ja niewiem? -Chciałbyś, żebymci zdradziła sekret, co? - Myślałem,że jesteśmy partnerami. -Jasne. Po prostu jeszcze niezdążyłam ci siępochwalić, żeprzepytałam twoją cichą wielbicielkę. Miody dziennikarzjuż tylko patrzył ponuro w inną stronę. Bukowski gorączkowo zacząłszukać wpamięci, kogo mogła mieć namyśli. I nikt nie przychodził mu do głowy. -Nie mam wielbicielek - mruknął. -Akurat! A RenataKuc, to co? -Ale dowcip! - obruszył się. -Znasz ją? - Bywamy w tych samychpubach. Rozmawiamyo filmach. Noi czasemozbrodniach. - Wyciągnęłaś coś? -Trochę. Najprawdopodobniej poszło o to, że Kamil zmieniłhurtownika. Ludzie Poloneza się wściekli. To była zemsta. I przestroga dla innych. Teraz pasuje? - Wiesz co? Nie chcę ci robić przykrości, ale tym razem chyba tydałaś się wykorzystać do policyjnej zmylki. Podeszłacię, cwaniara. - Nie lubiszjej, co? -Z wzajemnością. - Chyba się mylisz, guru, wiesz? Zamilkli. Zaczęła sięceremonia. Z tej odległości głos kapłanadobiegałtylko w niewyraźnychfragmentach. Bukowski rozejrzałsię. Szukał wtłumie Renaty Kuc. Był gotów wygarnąć jej jeszcze228^na cmentarzu, co myśli o jej metodach. Kilka minut wcześniejwidział ją idącą w kondukcie. Nawetzastanawiał się, czy przyszłatu tylko służbowo, czypoczuwała się takżedo jakiegośobowiązku wobec zabitego. Bo że Kamil został zabity, nie miał już wątpliwości. Nawetjeśli sam wyskoczył zokna, ktoś godo tego zmusił. Może Polonez, może ktoś zupełnieinny. Policja nie umiałagoochronić. Nawet jeślimimo swych siedemnastu lat byłdraniem,nie mieli prawa graćjego życiem. A jednak robilito. Wspiął się na obramowanie najbliższegonagrobka i z tej wysokościdostrzegłpolicjantkę w samym centrum ceremonii, tużprzy grobie, w którymmiał spocząćKamil. Jakbychciała,abywszyscyzauważyli jej obecność. Dopiero terazprzyszło mu do głowy, żeto sygnał wstronębandytów, którzy też nie kryli,że są,zanic sobie mają społeczne oburzeniei zapowiedziany biały marsz. Na ich demonstrację starszaposterunkowaKuc odpowiadała swoją: Patrzcie, jateż tu jestem. Zrobięwszystko, żeby was dopaść. W tej chwili pomyślał o niej z większą sympatią. Żebytylko niewystawiałana niebezpieczeństwo Magdy. Nagle głoskapłana zabrzmiałmocniej. Ktośdopiero terazpodsunął mu mikrofon. Ludzie uciszyli się. - Żegnamy dziś młodego człowieka, który miał przed sobąjeszczeprawie całe życie. Obdarzonego talentami,które powinien wykorzystaćdla dobra wspólnego. Już tego nie zrobi. Zbrodnicza ręka pchnęła go ku przepaści - głos mówcyosiągał corazwiększenatężenie. Bukowski ocknąłsię i włączył w kieszenimagnetofon. Przyszłomu dogłowy,że słowakapłana, cokolwiek się za nimi kryło,dadzą się efektownie wykorzystaćw reportażuo życiu i śmierciKamila. - Podobnoniewiemy, kto jest zabójcątragiczniezmarłego Kamila. Ale czy na pewno? - ksiądz zawiesił głos. Bukowskiwspiął się na palce, chcącwyraźniej widzieć kapłana, jakby spodziewał się, żeten naprawdęwyciągnie ramię ipokaże wśród żałobników mordercę. - Wejrzyjmy wewłasne sumienia - usłyszał. -Jeszcze przedkilkunastu laty,kiedy ojczyzna cierpiała w niewoli,młodzi ludzie,wraz z większością narodu,kierowali swój bunt przeciw fałszywym prorokom. Adziś? Dlaczegojest gorzej, choć miało byćlepiej? Czy to nie mysami ulegliśmy nowym fałszywym prorokom,229. torując w ten sposób drogę złu? Czy toniemysamiw imię rzekomej nowoczesności czy europejskości wyrzekamy się tradycjii chrześcijańskich wartości? Zróbmy rachunek sumienia. Pozbawiliśmy rodzinę wpływu nadzieci. Tak niedawnostawiliśmy bohaterski opór marksizmowi, a teraz pozwoliliśmy, byowładnąłnami liberalizm. Bukowski na chwilę odwrócił głowę,by przyjrzeć się reakcjisłuchających. W tym samymmomencie inny mężczyzna, kilkadziesiąt metrów dalej, zrobił tosamo. Ich oczy spotkały się. Mimo zarostu i ciemnych okularów Bukowskiemu wydało się,że znatę twarz. Jednak me mógłsobie przypomnieć,skąd. Wówczas tamten zdjął okulary, a potem puściłdo dziennikarzaoko. Mimo dzielących ich odległości Bukowski mógłbyna to przysiąc. I wtedy gopoznał. -Polonez - szepnął. Nie, to niemożliwe. Gangster był przecież w Ameryce, ukrytyw jakiejśnorze jak szczur. A jednakpomyłka wydawała się wykluczona. Nawet z tej odległości Bukowski widział go zupełniewyraźnie. ChybażeJasiek Niezgodamiał sobowtóra