Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
.. A jednak była to rodzona ich pani Kamila z Podrobów Zastawska... ukochane dziecię obojga. Miłość rodziców dla niej nic nie przeszkodziła im przecież wydać ją za dziedzica wioski, pana Emanuela, zwanego Manciem, Zastawskiego; który lepiej do rodziców był dobrany niż do żony. Szlachcic rubacha, wesół, który by był ani prochu nie wymyślił nigdy, ani rękawiczek na dzień powszedni. Doskonały człek, hreczkosiej, myśliwiec, w męskim towarzystwie nieoceniony, dla trochę sentymentalne], delikatnej, wykształconej Milki był za szorstkim i za pospolitym. Ale miał wioskę, miał sperandy na stryju i choć Milka płakała bardzo, choć wstręt miała do niego, rękę mu oddać musiała. Nie był on złym mężem, ale dobrym po swojemu, tak że czułości jego biedną istotę zamęczały... Życie się wlokło jakoś, a Milka raz za mąż poszedłszy, nie skarżyła się już na nic. Na nic by się to nie przydało. Milka wśród ludzi, co ją otaczali, była prawdziwą pustelnicą, nikt tu jej, ona nikogo zrozumieć nie mogła. Rodzice, starając się ją wychować jak najlepiej, zrobili z niej nieszczęśliwą prawdziwie istotę. Rozwinął się jej umysł, uderzyło serce, wzrok uleciał w wyższe strefy, a żyć potrzeba było, albo na tym folwarku z rodzicami lub potem z Manciem, dla którego wszystkie przymioty żony były księgą na siedm pieczęci zawartą. Myliłby się jednak, kto by, wnosząc z powyższego zarysu, o sentymentalizm chorobliwy panią Kamilę posądził. Była naturalną, miała nawet usposobienie wesołe — lecz los ją postawił wśród ludzi daleko od niej umysłowo . niższych, z którymi kilku słów zamienić było trudno. Milka lubiła czytać, miała talenta, wszystko to ją w oczach męża i rodziców niemal czyniło śmieszną. Ojciec i matka utrzymywali, że pannie te rzeczy były potrzebne, ale gdy raz za mąż wyszła, po co się to wszystko zdało? Najczęściej sama jedna zostając w domu, pani Zastawska, której mąż polował, bawił się i kręcił nieustannie po sąsiadach, nudziła się biedna i — odwiedzała rodziców, ażeby się odżywić trochę widokiem ich dobrego bytu i szczęścia domowego. Uściskawszy, córkę, pani Podrobina wprowadziła ją do pokoju bawialnego, zaczynając już kląć męża, że nie przybywa. — Poszedł do tej księżny — odezwała się, ocierając twarz fartuchem, zasapana z radości jejmość — a jak pójdzie do niej, to przepadnie. Ja nie wiem, co ona tam z nim ma do gadania... A to wszystko dla tego przeklętego dworu, który przerabiają i cackają dla księżniczki... Końca, powiadam ci, temu nie ma. Już mi ona kością w gardle siedzi — ot, tu! Co ona wymyśla, czego jej tam potrzeba, ot, włosy na głowie wstają. A jak czego zażąda! rozstąp się ziemio, musi być! — A młodzi państwo? Jeszcze nie przyjechali? — zapytała córka głosem, który słodyczą od krzykliwego matczynego dziwnie odbijał. — Chwała Bogu, że ich jeszcze nie ma! — składając ręce, zawołała rządczyni. — Dosyć już z tą starą kłopotu; dopiero jak te gagatki zjadą, ja powiadam, choć stąd uciekaj!! Na te słowa nadszedł pan Podroba i gdy zobaczył córkę, twarz mu pojaśniała... — Ja tu Milce opowiadam — odezwała się jejmość do męża — co my za biedę mamy z tymi księżny wymysłami! A co to dopiero będzie, gdy młodzi nadjadą! Podroba westchnął, kręcąc głową. Twarz mu się wykrzywiła znacząco. Obejrzał się dokoła, jakby mu nieraźno mówić było. — Ano! — rzekł cicho — jakoś to będzie, przy łasce Bożej. Zobaczymy! zobaczymy! Zapowiada się nowy regiment, bo księżna dobra wszystkie córce oddaje. Imci pan Kormanowski ma się sam zajmować gospodarstwem i interesami. — A po cóż ty? — krzyknęła jejmość. — Jeszcze nie wiadomo, co z nami będzie — cicho, odchrząkując i oczy spuszczając, odparł Podroba. — A nuż nie będę miał szczęścia się podobać jaśnie panu? No, to pójdziemy sobie innego szukać chleba. Mówił to z taką rezygnacją, jakby nie bardzo wierzył we własny prognostyk