Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Transport towarów odbywał się głównie koleją, żadnych dróg szybkiego ruchu. Chińska kolej była bardzo wydajna i sprawna przy przewozie dużych ilości towaru na średnie i duże odległości. System połączeń kolejowych miał wiele słabych punktów, były to stacje rozrządowe, mosty i tunele. Właśnie mostom oraz tunelom Wallace i jego ludzie pilnie się przyglądali, typując ewentualne cele. Problemem były bomby, których mieli mało. Posiadany zapas wystarczał zaledwie na jedną misję ośmiu F-15E Strike Eagle. Wallace był sfrustrowany jak kawaler, który poszedł na bal i nie znalazł panien, z którymi mógłby tańczyć. Owszem, grała dobra orkiestra, podawano świetny poncz, ale nie było co robić. Załogi F-15 bynajmniej się tym nie martwiły. Piloci myśliwscy uważają się za rycerzy mających walczyć z innymi rycerzami. Woleli strącać samoloty wroga niż zrzucać bomby. Jednakże Wallace miał powody do zadowolenia. Jego podniebni rycerze zadawali potężne ciosy chińskiemu lotnictwu. Ponad siedemdziesiąt potwierdzonych zestrzeleń, bez utraty choćby jednego samolotu myśliwskiego. Przewagę zapewniały przede wszystkim AWACS-y E-3B Sentry, dzięki którym Chińczycy mieli takie szanse, jakby latali Fokkerami z I wojny światowej. Rosjanie szybko się nauczyli, jak wykorzystywać wsparcie E-3B. Do chwili obecnej Wallace ograniczał się do działań defensywnych. Z powodzeniem bronił rosyjskiej przestrzeni powietrznej. Nie niszczył chińskich celów, nawet nie atakował chińskich oddziałów na Syberii. Mimo sukcesów w postaci dużej liczby strąconych samolotów wroga, piloci Wallace'a nie zdziałali nic strategicznie istotnego. I między innymi z tego powodu Wallace połączył się przez satelitę ze Stanami. - Nie mamy bomb, panie generale - poskarżył się. - No cóż, twoi chłopcy spadli z listy priorytetów - odparł Moore. - Diggs awanturuje się o transportowce, żeby mu dostarczono brygadę śmigłowców tam, gdzie jej pilnie potrzebuje. - Jeśli pan chce, szefie, żebyśmy pozabijali trochę Chińczyków, to musimy mieć bomby, Sprawa jest prosta. Mam nadzieję, że nie mówię tego zbyt szybko... - Nie zapominaj się, Gus - uciął Moore. - No cóż, sir, może w Waszyngtonie inaczej to wygląda, ale tu obarczają mnie obowiązkiem dokonywania nalotów. Albo umożliwicie mi to przysyłając bomby, albo odwołujcie rozkazy. Decyzja należy do pana, sir - zakończył rozmowę generał Wallace. - Pracuję nad tym - zapewnił go przewodniczący Kolegium Szefów Sztabów. - Czy są dla mnie rozkazy? - spytał sekretarza obrony Mancuso. - Jeszcze nie - odpowiedział Bretano. - Mogę zapytać dlaczego, sir? Podobno jesteśmy w stanie wojny z Chinami. Tak twierdzi telewizja. - Zastanawiamy się nad politycznymi aspektami - wyjaśnił Piorun. - Że co? - CINCPAC nie wierzył własnym uszom. - Słyszał pan. - Z całym szacunkiem, sir, o polityce wiem tyle, że co kilka lat trzeba głosować, natomiast tutaj mam pod swoim dowództwem sporą liczbę jednostek pływających pomalowanych na szaro. Jednostki te, nie wiedzieć czemu, nazywane są okrętami wojennymi... - W głosie Mancuso słychać było rozgoryczenie. - Admirale, gdy tylko prezydent zdecyduje, co należy zrobić, natychmiast pan się o tym dowie. Do tego czasu niech pan doprowadzi swoje siły do stanu pełnej gotowości. Na pewno Marynarka wejdzie do akcji. Nie jestem tylko pewien, kiedy. - Aye, aye, sir. - Mancuso odwiesił słuchawkę i rozejrzał się po swoich podkomendnych. - "Polityczne aspekty" - powiedział z ironią. - Nie sądziłem, że Ryan jest taki. - Mam propozycję, sir - odezwał się generał Mike Lahr. - Zastąpmy słowo "polityczne" słowem "psychologiczne". Może sekretarz obrony użył niewłaściwego określenia. Może chodzi o to, żeby uderzyć wtedy, kiedy najbardziej zaboli. - Tak myślisz? - Pamięta pan, kim jest wiceprezydent, admirale? Jednym z nas. A Ryan też nie jest mięczakiem. - Z tego, co wiem, to rzeczywiście nie jest - odpowiedział CINCPAC, przypominając sobie swe pierwsze spotkanie z Ryanem i strzelaninę na pokładzie "Czerwonego Października". Tak, Jack Ryan zdecydowanie nie jest mięczakiem. - Więc co on w takim razie kombinuje? - Chińczycy rozpoczęli wojnę. Na ziemi i w powietrzu. Na morzu nic się jednak nie dzieje. Może nawet nie oczekują, że coś mogłoby się dziać. Niemniej wysyłają okręty w morze, by ustanowić linię obrony. Jeśli dadzą nam rozkaz uderzyć na ich okręty, to w celu zaaplikowania Chińczykom kuracji psychologicznej. Zróbmy takie założenie i zgodnie z tym planujmy. I czekając na decyzję, ustawiajmy nasze jednostki we właściwych miejscach. - Słusznie