Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Zapewne był w tym element jakiejś najtrwalszej, lokalnej tradycji: anonimowy rzymski skryba z czasów Heroda pisze, że trakt z Jerycha do Jerozolimy – według naszej miary, nie dłuższy niż trzydzieści osiem kilometrów – pełen był rozbójników, którzy w licznych pieczarach i wąwozach Judzkiej Pustyni, zasadzali się na podróżnych. 62 René de Chateaubriand podróżował wszakże z Jaffy przez Ramlę – tam zmienił konie, odpoczął i ruszył dalej. W opisie podaje, że wjechał do świętego miasta przez Bramę Pielgrzymów, obok Wieży Dawida. Nieco wcześniej zaznacza, że pustynia, jaką musieli przebyć pomiędzy Ramlą a Jerozolimą, „jeszcze oddycha wielkością Stwórcy i trwogą śmierci”. Podróż swoją francuski arystokrata odbywał w roku 1806, a więc jego tamten moment jest od nas odległy o dwieście lat. „Wówczas Jerozolima była prawie całkiem zapomniana – pisze René de Chateaubriand. – Wiek niedowiarstwa zatracił wspomnienie o kolebce naszej religii”. Jeszcze większe zapomnienie – a może raczej osamotnienie – przebija z litografii Szkota Davida Robertsa wykonanej kilkanaście lat po podróży Chateaubrianda. Nawet powietrze w tym widoku ma żółtopustynny odcień, a miasto – niewielkie i jakby przycupnięte na szczycie skalnego masywu – zdaje się ginąć wśród okolicznych, posępnych i wyniosłych łańcuchów pustynnych gór. Nie wiem, czy David Roberts czytał opis podróży Chateau-brianda, ale szkicując panoramę Jerozolimy ze szczytu Oliwnej Góry, musiał zdać sobie sprawę, że miasto jest marginalnym, prowincjonalnym, tureckim garnizonem, o liczbie mieszkańców co najmniej trzykroć mniejszej niż za czasów Jezusa. W 1844 roku miasto zamieszkiwało siedem tysięcy stu dwudziestu żydów, pięć tysięcy stu muzułmanów i trzy tysiące dziewięciuset chrześcijan. Daje to – wedle ówczesnego spisu – szesnaście tysięcy stu dwudziestu mieszkańców. Liczbę zbliżoną do tej, która wypełniała zarówno ciasne uliczki, jak place przed Świątynią i twierdzą Antonia w czasach prokuratora Poncjusza Piłata, przynosi dopiero rok 1931. Łącznie mieszka już wtedy w Jerozolimie dziewięćdziesiąt 63 tysięcy ludzi. Co ciekawe, w tym właśnie roku – po raz pierwszy i ostatni w dziejach miasta – liczba chrześcijan i muzułmanów jest niemal równa: po dziewiętnaście i pół tysiąca, żydów przybywa najszybciej i jest ich wówczas ponad pięćdziesiąt jeden tysięcy. Rzecz jasna, David Roberts nie może tego przewidywać, ponieważ rosyjskie pogromy, syjonizm doktora Herzla i aliję Europa ma jeszcze przed sobą. Może z blokiem rozłożonym na kolanach i kredką w ręku David Roberts wyobraża sobie Francuza wjeżdżającego konno przez Bramę Jaffy do starego miasta (Cha-teaubriand nazwał ją mylnie Bramą Pielgrzymów) albo – patrząc w dół na ogród i kościół Getsemani (zabraknie go później na rysunku) – zastanawia się, w którym dokładnie miejscu Jezus, schodząc z uczniami z wieczernika, przekroczył potok Cedron? Prawdę mówiąc, Anglik ma świadomość tego, że większość wiejskich ścieżek wokół miasta nie zmieniła się tutaj od tysiącleci, jak choćby ta z Betfage, wioski, skąd Jezusowi przyprowadzono osiołka. Dlatego ścieżka ze wzgórza Syjon, którą apostołowie zeszli rankiem z wieczernika, śpiewając hymn, jest może tą samą, na której teraz David Roberts widzi dwie arabskie kobiety zmierzające w kierunku miasta i których również na rysunku, a później w litografii nie umieści. Najchętniej jednak wypytałbym Davida Robertsa, który miał szansę widzieć święte miasto skurczone do rozmiarów muszli, co sądzi o widokach starych mistrzów. Tych, którzy Jerozolimę musieli sobie wyobrazić, malując sceny z Ewangelii, a którzy – rzecz jasna – nigdy Jerozolimy nie widzieli. Więc tak sobie to imaginuję: jest popołudnie, upał i święte miasto, na które patrzy David Roberts, oślepiająca biel jego murów, wież minaretów i kościołów zdaje się – niczym fatamorgana – wisieć w powietrzu, nie dotyka- 64 jąc pustynnej skały Syjonu ani góry Moria. Szkot – złożywszy swoje przybory do drewnianej kaszty – schodzi wąską kamienistą ścieżką z Oliwnej Góry, wzdłuż muru żydowskiego cmentarza ku potokowi Cedron