Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Od wie-ków ju¿ nie by³em na rybach. Zgryz³em kolejn¹ kostkê lodu i mama znów westchnê³a. — Albo gdzie byœ tylko chcia³. — Tata parskn¹³ cicho, dziwnym œmiechem. — Powiem mojej sekretarce, ¿eby skontaktowa³a siê z pana sekretark¹ i uzgodni³a, kiedy ma pan czas. Kiedyœ ci¹gle tak siê wyg³upia³, odk¹d tylko by³em ma³y. Mówi³ tak od — bo ja wiem? — odk¹d pamiêtam. To siê chyba zaczê³o wtedy, kiedy pewnego razu zawo³a³: — Narty, mo¿esz przyjœæ na kolacjê? Ja zaœ bawi³em siê na pod³odze samochodzikami i odkrzykn¹³em: — Nie! Na co tata: — W porz¹dku. Mo¿e poproszê moj¹ sekretarkê, ¿eby u-zgodni³a z pana sekretark¹ dogodny dla pana termin? Trzeba by³o s³yszeæ, jak to mówi³, jak prawdziwy wa¿niak, istna gruba ryba w garniturze. Kiedy by³em starszy, wymyœla³em ró¿ne odpowiedzi, na przyk³ad: — To niemo¿liwe — ma dziœ wolne. Albo: __ Mówi, ¿e mam terminarz wype³niony co do minuty a¿ do Bo¿ego Narodzenia. Albo: — Spróbujê pana teraz wcisn¹æ — przed odlotem do Nowego Jorku. Skoñczy³em chrupaæ lód. W mojej g³owie brzmia³o to naprawdê g³oœno, jakbym gryz³ prawdziw¹ ska³ê albo coœ takiego. __Nie, nie mam czasu. Muszê ju¿ lecieæ. I wyszed³em. — Nathan! Zamknij drzwi! Do znudzenia ci to powtarzam. Dobra, dobra. Wróci³em i zatrzasn¹³em je z ca³ych si³. Potem przy³o¿y³em g³owê do drzwi, na wypadek gdyby coœ powiedzia³. Ale nie. 304 Potem dobieg³ mnie g³os mamy, tak cichy, ¿e ledwo j¹ by³o s³ychaæ. -— Przykro mi — rzek³a. Nie wiem, czemu niby to jej ma byæ przykro. Podobno to wszystko jego wina. To on uciek³ i nas zostawi³. To przez niego mama wyp³akiwa³a sobie oczy w ³azience, nastawiwszy g³oœno radio. Udaje, ¿e œwietnie sobie z tym wszystkim radzi, ale tak nie jest. Pobieg³em do góry, po dwa stopnie naraz, i do pokoju Rosie. — Czemu ty nigdy nie pukasz, a ja muszê? — Bo ty, Rozza, jesteœ jeszcze ma³a. — Rzuci³em siê szczupakiem na ³ó¿ko. — Natty! Bo je popsujesz. — Dobra, nie zrzêdŸ. Robisz siê zupe³nie jak mama. — Natty? — No? — S³ysza³eœ, o czym mama i tata rozmawiali? Przewróci³em siê na plecy i wyprostowa³em nogi nad g³ow¹, próbuj¹c kopn¹æ œcianê. — O jakichœ nudziarstwach. No wiesz, jakichœ doros³ych sprawach. — Tatuœ ju¿ nigdy do nas nie wróci, prawda? Rosie siedzia³a na krzeœle, machaj¹c nogami i bawi¹c siê starym misiem, który podskakiwa³ w górê i w dó³ na jej kolanach. — Nie. — Odwróci³em siê i zwisn¹³em z ³ó¿ka z g³ow¹ na pod³odze. — Zreszt¹, lepiej nam bêdzie bez niego, Rozza. Jeœli chce sobie zostaæ z t¹ g³upi¹ kochank¹, jego strata. Damy sobie radê bez niego. — On nie ma kochanki, powiedzia³ mi. Zrobi³em fiko³ka, ale mi nie wyszed³ i grzmotn¹³em na pod³ogê, o milimetr od kufla z col¹. Wyci¹gn¹³em rêkê, wyrwa³em Rosie misia i zacz¹³em wykonywaæ nim akrobacje na moim brzuchu i nogach. Rosie lubi, jak tak robiê. — No, jeœli tak ci powiedzia³, to k³ama³. Powinnaœ byæ m¹drzejsza i nie wierzyæ we wszystko, co ci mówi. 305 — Mogê trochê coli? Poda³em jej. — Okej. Jeden ³yk. Ale ma³y. I bez lodu. — Pójdziesz z nami nastêpnym razem? — Kiedy? — W niedzielê. Z tat¹. Przewróci³em misia do góry nogami, ¿eby skaka³ na g³owie. — Nie wiem. W¹tpiê. — Siêgn¹³em po kufel. — Wziê³aœ ju¿ swój ³yk. Oddawaj. — Wtedy zauwa¿y³em wybrzuszenie na jej policzku, jakby coœ od œrodka wypycha³o jej buziê. Lód. — Hej! Rozza! Spojrza³a na mnie. — Hmm? Nadal to widzia³em, ale z jakiejœ przyczyny wzruszy³em ramionami i da³em jej spokój. — Niewa¿ne. Ruszy³em w stronê drzwi. — Muszê zrobiæ lekcje. Pa, ma³a. Rosie lubi, jak j¹ tak nazywam. CaiC Cassie upiera³a siê, ¿eby spróbowaæ, ale ja mia³am w¹tpliwoœci. Mega w¹tpliwoœci, jak by powiedzia³ Nat. A co, jeœli g³upio wyjdzie, powtarza³am. Co wtedy zrobiê? No, co? — Raz siê jest m³odym — uciê³a Cassie. — No, powiedzmy, raz siê jest w œrednim wieku i wcale mi siê nie spieszy, ¿eby mieæ g³owê jak kalafior. A tobie? Po co byæ starym przed czasem? Kalafiorowe g³owy. Cassie mówi tak na starsze panie, z powodu fryzur, jakie wszystkie nosz¹. — Ale ja ju¿ jestem stara. O to mi w³aœnie chodzi. Zestarza³am siê przedwczeœnie. Za dwa dni koñczê czterdziestkê i nie jestem na to gotowa. Czujê, ¿e dalej jest ju¿ równia pochy³a. — Nie wyg³upiaj siê! — Cassie uda³a, ¿e chce mnie trzasn¹æ w g³owê. — Wierz mi, ¿e sama bym ci pierwsza powiedzia³a, gdybym zobaczy³a, ¿e paradujesz po High Street z przek³utym pêpkiem i paskiem zamiast spódnicy. Ale, do cholery, tylko dlatego, ¿e masz czterdziestkê, nie musisz przez resztê ¿ycia nosiæ granatowych, workowatych spodni, prawda? Cassie ma czterdzieœci cztery lata i trzeba przyznaæ, ¿e nadal nie oszczêdza na tuszu do rzês. — Pewnie nie. — No w³aœnie