Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Wyśliznąłem się ze śpiwora i wyjrzałem na zewnątrz. Wil trzymał rondelek nad ogniem, znikł natomiast Reneau i jego namiot. – Gdzie jest Reneau? – spytałem podchodząc do ogniska. – Już się spakował – odpowiedział Wil. – Teraz szykuje wóz do drogi, aby być gotowy, gdy tylko dostanie brakującą część. Podał mi miskę z zupą i obaj usiedliśmy na pniu. – Długo wczoraj rozmawialiście? – spytał. – Nie bardzo. Powiedziałem mu wszystko, co wiem. Od strony ścieżki usłyszeliśmy jakieś dźwięki. To Reneau szybko zbiegał do nas. – Będę się już żegnał – oświadczył. – Z moim samochodem wszystko w porządku. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, po czym wspiął się po schodkach na górę i odjechał. Wil i ja wykąpaliśmy się i ogolili w łazience właściciela stacji, spakowaliśmy nasze rzeczy, zatankowaliśmy samochód i ruszyliśmy w kierunku północnym. – Jak daleko stąd do Cula? – spytałem. – Przy dobrych układach powinniśmy dojechać tam przed zachodem słońca – odrzekł, a potem dodał: – No więc czego się dowiedziałeś od Reneau? Wydawało się, że oczekuje czegoś szczególnego, tymczasem usłyszał tylko: – Czy ja wiem... – Może spytam inaczej: jaką ideę ci podsunął? – Chyba to, że my wszyscy, nawet podświadomie, dążymy do władzy i dominacji nad innymi. Chcielibyśmy zdobyć dla siebie energię tworzącą się między ludźmi, gdyż poprawia ona nasze samopoczucie. Wil patrzył przed siebie, jakby tymczasem myślał już o czym innym. Mimo to zapytałem: – Dlaczego pytasz? Czy o tym mówi czwarte wtajemniczenie? Odwrócił się do mnie. – Niezupełnie. Wprawdzie widziałeś już, jak energia przepływa od człowieka do człowieka, ale nie jestem pewien, czy wiesz, jakie to uczucie, kiedy doświadczasz tego osobiście. – Powiedz mi więc, jakie to uczucie! – zawołałem niecierpliwie. – Zarzucasz mi, że ja nie udzielam informacji! Ale od ciebie coś wyciągnąć, to jak wyrwać ząb trzonowy! Ciągle próbuję dowiedzieć się o twoich poprzednich doświadczeniach z Rękopisem, a ty za każdym razem mnie spławiasz! Wil roześmiał się. – Chyba zawarliśmy pewien układ, prawda? Mam powody, żeby nie być zbyt wylewnym. Jedno z dalszych wtajemniczeń daje właściwą interpretację wydarzeń z czyjejś przeszłości. Wyjaśnia, kim jesteśmy, jakie mamy zadania tu i teraz, na tej planecie. Dlatego zanim porozmawiamy o mojej przeszłości, wolałbym poczekać, aż do tego dojdziemy, zgoda? Rozbawił mnie jego tajemniczy ton głosu. – Zgoda. Jechaliśmy dalej w milczeniu. Dzień był słoneczny i bezchmurny, dopiero gdy znaleźliśmy się w wyższych partiach gór, pojawiły się nad nami pojedyncze chmury, zostawiając wilgoć na przedniej szybie dżipa. Około południa podjechaliśmy do miejsca, skąd mieliśmy wspaniały widok na góry i doliny po stronie wschodniej. Wil zatrzymał samochód. – Jesteś głodny? – zatroszczył się, a gdy kiwnąłem głową, wyjął z torby na tylnym siedzeniu dwie starannie zapakowane kanapki. Podał mi jedną i spytał: – Podoba ci się ten krajobraz? – Tak. To piękne! Uśmiechnął się kątem ust i przyglądał mi się, jakby obserwował moje biopole. – Co mnie tak lustrujesz? – spytałem. – Tak sobie patrzę – odparł beztrosko. – Szczyty górskie są szczególnym miejscem. Wzmagają energię tych, co się na nich znajdują. A ty chyba jesteś rozkochany w górskich krajobrazach. Opowiedziałem Wilowi o dolinie i paśmie górskim okalającym jezioro, które odziedziczyłem po dziadku, no i o tym, jak ich widok wzmocnił moją wrażliwość i energię, gdy pojawiła się Charlene. – Może samo to, że wychowałeś się w tym środowisku przygotowało cię do obecnych doświadczeń? Już miałem go poprosić o więcej szczegółów na temat energii gór, gdy dodał: – A kiedy wokół takiego szczytu rośnie dziewiczy las, energia jest silniejsza. – Chcesz powiedzieć, że zbliżamy się do lasów dziewiczych? – Zobacz. To się rzuca w oczy. Wskazał ręką w kierunku wschodnim. W pewnej odległości widać było dwa pasma górskie, początkowo równoległe, potem zbiegające się w kształcie litery „V". Pomiędzy nimi leżało jakieś małe miasteczko, a w miejscu gdzie się łączyły, wznosił się skalisty szczyt, wyższy niż pasmo górskie, na którym się znajdowaliśmy. U jego podnóża rozpościerało się morze zielonego listowia. – Chodzi o ten zielony obszar? – Tak – potwierdził Wil. – To coś takiego jak Viciente, tylko jeszcze bardziej niezwykłe. – Na czym polega ta niezwykłość? – Łatwiej tam osiągnąć kolejny stopień wtajemniczenia. – W jaki sposób? – nie dawałem za wygraną. – Założę się, że sam do tego dojdziesz – stwierdził Wil, uruchamiając wóz i wracając na szosę. Około godziny jechaliśmy w milczeniu, toteż zapadłem w drzemkę. Wkrótce Wil obudził mnie, potrząsając za ramię. – Nie śpij! Dojeżdżamy już do Cula. Wyprostowałem się na siedzeniu. Przed nami, u zbiegu dwóch szos, w dolinie, leżało małe miasteczko. Otaczały je pasma górskie, które widzieliśmy przedtem. Rosły na nich drzewa chyba równie potężne jak w Viciente, wyróżniające się szczególnym odcieniem zieleni. – Zanim tam zajedziemy, muszę cię o czymś uprzedzić -zaczął Wil. – Mimo wyjątkowego ładunku energetycznego tych stron, są one dużo mniej cywilizowane niż inne rejony Peru. To miasteczko znane jest jako źródło informacji o Rękopisie, ale kiedy byłem tu ostatnio, spotkałem masę cwaniaczków, których nic nie obchodzą biopola ani wtajemniczenia. Zależy im tylko na pieniądzach bądź rozgłosie, jaki przyniosłoby im odkrycie dziewiątego wtajemniczenia. Osadę tworzyło zaledwie cztery czy pięć ulic. Większe, szalowane budynki wznosiły się przy dwóch głównych arteriach, a ich skrzyżowanie stanowiło centrum miasteczka. Pozostałe ulice były raczej zaułkami, gdzie stały małe chałupki. Przy przecięciu głównych ulic parkowało kilkanaście samochodów osobowych i ciężarowych, częściowo zajmujących chodnik