Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Prosta gra: częściowa zamiana ról bez konieczności ruszania się ze swoich miejsc. Aude zostaje w roli niewidomej psychoterapeutki, niewidomej na to, że Daniel zamienia się w Astrid. lll - Wydaje mi się - Aude chyba przypomina sobie, że powinna siedzieć prosto — że zastanawianie się, jaka była naprawdę, nie ma sensu. Nikt tego nie wie. Ani pan, ani ja, ani nawet Astrid. Dlatego myślę, że ważna jest ta Astrid, którą pan pamięta. Nie umiem inaczej tego powiedzieć. -Tak, ale z pani pomocą mógłbym mieć, jeśli można tak powiedzieć, pełniejszy obraz - Daniel pomyślał, że powiedział to trochę za szybko. Trzeba było chwilę odczekać, udać, że zastanawia się nad jej słowami. — Zresztą rozumiem, co ma pani na myśli. Daniel odchylił się na krześle. - Powinien pan też zrozumieć, że nie mogę wykraczać poza moje kompetencje. A jestem pewna, że mniej znałam Astrid niż pan i mniej o niej wiedziałam. Mogę powiedzieć, że też bujała się na tym krześle. Ale w czym to panu pomoże? Każdy człowiek ma tajemnice, również przed swoim psychoterapeutą. - Najgorsze są wspomnienia, których nie lubię pamiętać - Daniel poczuł, że plączą mu się słowa, że znowu jest mu za ciepło - których wolę nie pamiętać. - Z dzieciństwa czy późniejsze? - Ostatnio chyba częściej myślę o tych z wcześniej, z dzieciństwa. Nawet nie muszę o nich myśleć, nie chcę nawet. Te wspomnienia same mi teraz wracają. Nie wiem, jak to powiedzieć - krzesło odchyla się, Daniel traci nad nim panowanie. W ostatniej chwili chwyta się kaloryfera pod oknem. - Pamiętam je o wiele lepiej niż kiedyś — mówi i odzyskuje równowagę. — Przypominają mi się w szczegółach, których jeszcze tydzień temu nie pamiętałem. Żyłem przecież z nimi, tyle lat musiały gdzieś we mnie być. Trochę jak nocna burza, która budzi ze snu. Rano słońce, ani śladu deszczu. I dopiero parę nocy później, kiedy znowu tak pada, przypomina się tamta burza — Daniel pożałował, że nie 112 ma przy sobie notatnika do „nowoczesnej powieści", — As-trid musiała opowiadać pani o wypadku nad morzem? Wydawało mu się, że powieki Aude mrugnęły po tym pytaniu. Nie powiedziała ani słowa, nie kiwnęła głową, mrugnęła. - Wie pani, że ze mną nigdy o tym nie mówiła? - A wie pan, czemu? - Daniel pomyślał, że rola Aude jest podobna do roli książek, które lubi najbardziej: tych, które wolą pytać, niż odpowiadać. Ale nie chodziło teraz o żadną książkę. - Wiem tak, jak pani wie - patrzył na jej reakcję, na jej brak reakcji — i często o tym myślę. Nawet za często. Czuję, jakby najważniejsze stało się dla mnie to, co już było. Nie to, co jest i będzie. Pierwszy raz w życiu nie umiem się zdecydować, na kiedy kupić powrotny bilet. Nie umiem się zmusić, żeby o tym pomyśleć. Zresztą nieważne. Danielowi wydawało się, że dopiero teraz, mówiąc jej o tym, uświadomił sobie, że rzeczywiście tak jest. Że przestał zastanawiać się nad przyszłością i że nawet o „nowoczesnej powieści", która przez cały poprzedni rok była przecież najważniejsza, myśli coraz rzadziej. - Potrzebuję pewnie ułożyć sobie to wszystko w głowie, żeby znów ułożyć sobie życie - Daniel pomyślał, że może w ten sposób przekona ją, żeby powiedziała coś więcej, cokolwiek. - Co ułożyć? - Właśnie. I z czego? Wydaje mi się, że wciąż za mało wiem o Astrid. - A mnie się wydaje, że w pewnym sensie był to pana wybór. - A jeśli go teraz żałuję? - To może dobrze, ale czasu i tak pan nie cofnie. A chyba właśnie tego czasu brakuje panu najbardziej. 113 - To co mam robić? - Jako psychoterapeuta powinnam zaproponować terapię. Nie ze mną oczywiście. Ale myślę, zresztą wiem to z mojego doświadczenia, nie tylko zawodowego, że po prostu są rzeczy, których nie da się zmienić i z którymi trzeba nauczyć się żyć. Brzmi to pewnie banalnie i moralizator-sko, ale tak właśnie uważam. Daniel powtarza sobie w głowie to, co powiedziała. Myśli, źe trudno się z nią nie zgodzić, zwłaszcza z je] ostatnim zdaniem. Ale terapia? Przecież nie jest chory. Nie jest zaburzony - wiedział, jak psychologowie lubią to słowo. Poczuł, że za chwilę zacznie się pocić na czole. Nienawidził tego. Nigdy jeszcze nie śniło mu się, że leci. Czasem spadał, rzadko, ale bardzo głęboko. Czuł wtedy strach, ale tylko w nogach. Dziwne uczucie, z którym poza snem nigdy się nie spotkał. Budziło go za każdym razem. Nie wiedział, dlaczego teraz o tym pomyślał, ale właśnie o tym pomyślał