Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Oba pokryte bliznami samce rzuciły sobie wzajem wyzwanie, odsłaniając zęby. Potem odeszła ich chętka do walki i zgodnie popłynęły w stronę brzegu. Ogarnięte szałem niszczyły pola, dewastowały sady, łamały drzewa i siały panikę wśród rolników. Zadeptały jakieś dziecko, które nie usunęło się na czas. Dwa, trzy razy samce hipopotamów powtarzały te manewry, podczas gdy samice pilnowały małych przed atakami krokodyli. Wójtowie kilku wiosek zaalarmowali policję. Kem udał się na miejsce i zorganizował obławę. Oba samce zostały zabite, ale na wioski spadły inne plagi: nalot wróbli, najazd polnych myszy, przedwcześnie padające bydło, kolonie robaków w magazynach ziarna, nie licząc rozmnożenia się polnych skrybów, którzy uparcie sprawdzali deklaracje dochodów. Wielu rolników zaczęło nosić na szyi kawałki krwawnika, żeby odwrócić zły los. Jego płomień gasił siłę złych mocy. Mimo to zaczęły się plotki. Czerwony hipopotam siał zniszczenie, bo słabła opiekuńcza magia faraona. Czyż przewidywania niewystarczającego wylewu to nie dowód, że panowanie władcy nad naturą zostało wyczerpane i powinien odnowić swoje przymierze z bogami, odprawiając święto regeneracji? Wyznaczona przez wezyra Bageja procedura toczyła się swoim torem. Pazer był jednak zatroskany. Nie mając żadnych wieści od Sutiego, wysłał mu zakodowaną wiadomość: sytuacja generała Aszera jest coraz gorsza, Suti nie musi więc podejmować nierozważnego ryzyka -za kilka dni jego misja może już być bezprzedmiotowa. Czarne chmury niosły także inne wydarzenie. Wedle raportu Kema, Pantera zniknęła. Odeszła nocą, nie powiedziawszy żadnej z sąsiadek, dokąd się udaje. Żaden z informatorów nie odnalazł jej w Memfisie. Czyżby urażona i zawiedziona powróciła do Libii? Święto Imhotepa, który był wzorem dla mędrców i patronem skrybów, dało sędziemu dzień wypoczynku. Poświęcił go na leczenie kataru i kaszlu i pił napary z przestępu. Siedząc na rozkładanym taborecie, podziwiał wielki wiązany bukiet, który ułożyła Neferet, splatając między sobą nitki liści palmowych, liście persei i mnóstwo płatków lotosu. Starannie ukryte wiązania wymagały pewnej zręczności. Arcydziełko to musiało bardzo się podobać Zuchowi. Pies stawał na tylnych łapach, przednie opierał o niski stolik i próbował zjadać kwiaty lotosu. Pazer odwoływał go kilkakrotnie, a w końcu przyniósł mu ponętniejszą kość. Zbierało się na burzę. Niebawem też ciężkie czarne chmury z północy przysłoniły słońce. Zwierzęta i ludzie stawali się nerwowi, owady agresywne. Służąca biegała na wszystkie strony, kucharka stłukła gliniany dzban. Wszyscy z lękiem oczekiwali deszczu; ulewny uszkodzi najbiedniejsze domy, a na terenach bliskich pustyni utworzy potoki błota i kamieni. Neferet, mimo swoich zajęć, rządziła domownikami z uśmiechem, nie podnosząc głosu. Domownicy uwielbiali ją, natomiast bali się Pazera, który surową miną pokrywał nieśmiałość. To prawda, sędzia uważał, że ogrodnik jest trochę leniwy, służąca zbyt powolna, a kucharka łakoma, ale wszyscy oni z przyjemnością wykonywali swoje prace. Milczał więc. Miękką szczotką Pazer osobiście wyczesał Wiatra Północy, któremu dokuczał duszący upał. Zimna woda i sianko uradowały osiołka. Położył się w cieniu sykomora. Spocony Pazer zapragnął wziąć prysznic. Przeszedł przez ogród, gdzie dojrzewały daktyle, wzdłuż muru oddzielającego posiadłość od ulicy, minął kurnik pełen gęgających gęsi i wkroczył do obszernego domu, do którego zaczynał się przyzwyczajać. Echo rozmowy wskazywało, że łazienka jest zajęta. Stojąca na murku młoda służąca wylewała zawartość dzbana na opalone ciało Neferet. Letnia woda spływała po jedwabistej skórze i ściekała dalej kanalizacyjnym odpływem ukrytym w wapiennych płytach posadzki. Sędzia odprawił służącą i zajął jej miejsce. -Co za honor! Dziekan przedsionka we własnej osobie... A czy zechciałby także mnie wymasować? -Jestem twoim oddanym sługą, pani. Przeszli do sali masażu. Cienka talia, jej wrażliwość na słońce, twarde i wysokie piersi, łagodnie wymodelowane biodra, delikatne ręce i stopy Neferet fascynowały Pazera. Zakochany z każdym dniem bardziej wahał się, czy podziwiać ją, nie dotykając, czy wciągnąć w wir pieszczot. Położyła się na kamiennej ławie pokrytej matą, podczas gdy Pazer, rozebrawszy się, wybierał buteleczki i pojemniki z balsamami, jedne z kolorowego szkła, inne z alabastru. Namaścił pachnidłem plecy swej towarzyszki i lekko je rozsmarowywał -od nerek po kark. Neferet uważała, że codzienny masaż ma terapeutyczne działanie o istotnym znaczeniu. U suwał napięcia, likwidował skurcze, koił nerwy, ułatwiał przepływ energii w wewnętrznych organach, połączonych z drzewem życia wytwarzającym szpik kostny, słowem, pozwalał utrzymać równowagę i zdrowie. W pudełeczku w kształcie nagiej pływaczki pchającej przed sobą kaczkę z rozłożonymi skrzydłami, które służyło jako pojemnik, Pazer znalazł inny, jaśminowy balsam i natarł nim kark żony. Nie umknął mu dreszcz, jaki wywołało jego dotknięcie. Pocałował ją w szyję. Neferet odwróciła się na wznak i przyjęła kochanka. Burza wciąż wisiała w powietrzu. Pazer i Neferet jedli obiad w ogrodzie, ku wielkiemu zadowoleniu Zucha. Pies kręcił się między prostokątnymi stoliczkami z trzciny i łodyg papirusów, na których służąca ustawiała kielichy, tace i dzbanki. Na próżno sędzia próbował oduczyć swego pupila żebrania podczas posiłków państwa. Zuch odkrył sprzymierzeńca w Neferet. A jakże jego węch oparłby się przepysznym daniom? -Mam nadzieje, że będzie dobrze, Neferet. -Rzadko jesteś optymistą.. -Aszer nie powinien się nam wymknąć. Morderca i zdrajca... Jak można samemu tak się poniżać? Nie wyobrażałem sobie, że będę musiał zwalczać absolutne zło. -Może spotkasz się z czymś jeszcze gorszym. -Teraz ty jesteś pesymistką. -Mam poczucie szczęścia, ale i lęku, że jest ono zagrożone. -Z powodu rozwijającego się śledztwa? -Coraz bardziej się narażasz. Czy generał Aszer pozwoli się pokonać bez walki? -Jestem przekonany, że jest jedynie statystą, nie mózgiem spisku