Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
— Wywróciłem oczami, a ona udała, że tego nie widzi. — Mam zamiar zostać przy tej sprawie — dodała. * Będziesz miała szczęście, jeżeli ci pozwolą wrócić do księgowości — odparłem. * My nie działamy w ten sposób — poinformowała mnie chłodno. — Mamy zasadę, że agenta zostawia się przy sprawie, którą zawalił, jeżeli tylko szczerze o wszystkim opowie. — Oo, naprawdę? Podobnie chyba jest w harcerstwie. Zbyła to milczeniem. Podeszliśmy do samochodu. Nash siedział już w środku. * Patrolowy Simpson otrzymał pozwolenie zawiezienia nas na Manhattan — oznajmił. * I tak już siedzę przez was po uszy w gównie, więc nie ma to większego znaczenia — poinformował nas Simpson. * Ja się tym zajmę, proszę się nie martwić — pocieszyła go Kate. — Wykonał pan świetną robotę. * Ulala — ucieszył się patrolowy Simpson. Przez dłuższą chwilę jechaliśmy w milczeniu ku jednej z bram wyjazdowych w okolicy magazynów. — Pan też wykonał świetną robotę, detektywie — odezwał się w końcu Nash, kierując te słowa do mnie. Do pewnego stopnia poczułem się zaskoczony tym stwierdzeniem, a także nazwaniem mnie detektywem. Odebrało mi mowę i pomyślałem sobie, że może jednak źle oceniam starego Teda. Może powinniśmy się zaprzyjaźnić. Może powinienem zmierzwić mu żartobliwie włosy i powiedzieć: „Kocham cię, stary pierdoło!". Dojechaliśmy do bramy, gdzie policjant z PA przepuścił nas, prawie nie patrząc. Chyba nie do wszystkich dotarło, co należy. Kazałem Simpsonowi stanąć, wysiadłem i machnąłem gościowi przed nosem odznaką. * Nie dotarła do was wiadomość, żeby zatrzymywać i przeszukiwać wszystkie pojazdy? — zapytałem. * Dotarła. Ale to nie dotyczy policyjnych. To mnie naprawdę wkurzyło. Wziąłem z auta dossier i pokazałem mu zdjęcie. * Widziałeś tego faceta? * Nie. * Ile pojazdów przejechało przez tę bramę od chwili ogłoszenia alarmu? * Niewiele, jest sobota. Kilka, może kilkanaście. * Czy zatrzymywaliście je i przeszukiwaliście? Tak... to były ciężarówki wyładowane skrzyniami i pudłami. Nie mogę otwierać każdej skrzynki, chyba że byłyby naruszone pieczęcie odprawy celnej. A wszyscy mieli pieczęcie i papiery w porządku. — Więc nie zaglądaliście do skrzynek? Policjant zapewne miał już dość rozmowy ze mną. * Musiałby mi ktoś pomagać — odparł z irytacją. — Cały dzień by tu stali. * A ile samochodów przejechało tędy przed ogłoszeniem alarmu? * Dwa... może trzy. * Jakie? * Ciężarówki. I taksówka. * Z pasażerem? * Nie zwróciłem uwagi. To było przed alarmem — dodał. * Dobra. — Dałem mu zdjęcie i powiedziałem: — Facet jest uzbrojony i niebezpieczny. Zabił już dzisiaj aż nadto gliniarzy. * Jezu. Wsiadłem do samochodu i ruszyliśmy z powrotem na Manhattan. Przez pewien czas jechaliśmy w milczeniu. Na Belt Parkway panował ruch, który idiota z helikoptera służby ruchu nazwałby umiarkowanym do wzmożonego. Był wzmożony do straszliwego, ale co tam. Za oknem przesuwał się Brooklyn, a ja zwróciłem się do mych federalnych przyjaciół. — W obszarze metropolii mieszka szesnaście milionów ludzi, osiem w samym Nowym Jorku. Wśród nich jest dwieście tysięcy nowo przybyłych imigrantów z krajów muzułmańskich, z czego połowa tu, na Brooklynie. Kate i Nash nie skomentowali tego. Czy jeśli Khalil zdążył się wtopić w ten milionowy tłum, ATTF mogło go jednak wytropić? Być może. Społeczność bliskowschodnia była bardzo zintegrowana, ale i wśród niej znajdowali się informatorzy, a nawet lojalni Amerykanie. Dlatego właśnie Khalil nie mógł się skontaktować z osobami namierzonymi od dawna. Ktoś, kto był zdolny wykonać taki numer, nie mógł być tak głupi, żeby współpracować z mniej inteligentnymi od siebie. — Do tego kraju — odezwał się wreszcie Nash, mówiąc do wszystkich i do nikogo — przedostaje się co roku nielegal nie około miliona ludzi. Nie jest to takie trudne. Dlatego uważam, że misja naszego gościa nie polegała na przeniknięciu do USA w celu dokonania zamachu terrorystycznego. Polegała na tym, co zrobił w samolocie i w Conquisstador Club, a następnie powrocie do swoich. Nie opuścił w ogóle lotniska i jeśli nie złapali go ludzie z PA, odleciał już jakimś samolotem za granicę. Misja ukończona. * Już odrzuciłem tę teorię — powiedziałem. — Nie nadążasz, Ted. * A ja odrzuciłem inne możliwości — odparł cierpko. — Twierdzę, że facet jest w powietrzu. Przypomniała mi się sprawa Plum Island, kiedy to pan Ted Nash wykazał się brakiem logiki w rozumowaniu i rozwijaniem spiskowych teorii. Chłopina najwyraźniej przeszedł trening przekraczający jego możliwości intelektualne i zapomniał już nawet, jak się wymawia słowo rozsądek. * Dziesięć dolców za to, że pan Asad Khalil odezwie się niedługo, i to gdzieś niedaleko — oświadczyłem. * Przyjęte — odrzekł Nash. Odwrócił się do mnie i dodał: — Nie masz doświadczenia w tych sprawach, Corey. Szkolony terrorysta to nie jakiś głupi bandzior. Uderza i znika, potem znowu uderza i znika, często dopiero po wielu latach. Taki nie wraca nigdy na miejsce zbrodni i nie ukrywa się w mieszkaniu swojej dziewczyny z dymiącą spluwą i workiem łupów. I nie łazi po barach, żeby się chwalić kolesiom swoimi wyczynami. Khalil odleciał. * Dziękuję, panie Nash. — Zastanawiałem się, czy go udusić, czy rozwalić łeb rękojeścią pistoletu. * To bardzo ciekawa teoria, Ted — wtrąciła Kate. — A jednak dopóki nie wiemy na pewno, musimy postawić na nogi całą sekcję bliskowschodnią i obstawić domy wszystkich znanych nam i podejrzewanych o to sympatyków terroryzmu. * Nie mam nic przeciwko zastosowaniu standardowej procedury operacyjnej — oznajmił Nash. — Ale powiem wam jedno: jeżeli nawet facet jest w dalszym ciągu w kraju, na pewno nie pojawi się tam, gdzie tego najbardziej oczekujecie. Ten z lutego w ogóle się nie pokazał, odkąd zwiał. I już się nie pokaże. Jeśliby się okazało, że ci dwaj są ze sobą powiązani, to byłaby zupełnie nowa i nieznana nam jakość... grupa, o której nie mamy zielonego pojęcia. O tym też już myślałem i w pewnym sensie miałem wręcz nadzieję, że Khalil faktycznie odleciał w siną dal