Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Obawiając się, iż wspomniany doktor Popff zechce, korzystając z nocy, uciec z miasta, wsiedliśmy do samochodu wraz z czternastoma innymi przyjaciółmi i udaliśmy się do domu doktora Popffa, by nie pozwolić mu na wymknięcie się z rąk sprawiedliwości. Na wielokrotne pukanie do drzwi i nasze wezwania doktor Popff odmawiał wpuszczenia nas. Płomienie, jakie ukazały się w oknach jego domu, w którym nie paliło się światło, wyjaśniły nam powód jego odmowy wpuszczenia nas do domu. Zaskoczony znienacka, nie mając widocznie czasu, aby ukryć w bezpiecznym miejscu kompromitujące go dowody szatańskiej działalności, doktor Popff postanowił zniszczyć swe laboratorium i spalić je wraz z domem, który nie był jego własnością i był jedynie wynajmowany u wdowy po doktorze Prado. By przeszkodzić mu w doprowadzeniu do końca tego zbrodniczego planu, byliśmy zmuszeni wyłamać drzwi. Dopiero po związaniu doktora Popffa, stawiającego zaciekły opór, mogliśmy przystąpić do gaszenia ognia. Jednak było już za późno. Pożar wybuchł w kilku miejscach i dom spłonął przed przybyciem straży ogniowej. Świadek Booco Sootłr. Nazywam się Booco Sooth. Wiek lat pięćdziesiąt dwa, żonaty. Mam dwudziestodziewięcioletnią córkę, która mieszka wraz ze mną. Urodziłem się w mieście Tuberoza. W Bakbuku mieszkam od trzech i pół lat. Z zawodu — makler i prywatny doradca sądowy. Sądzony dwa razy. Uniewinniony z powodu braku podstaw. W sprawie usiłowania zabójstwa Manhama Beroime zeznaję, co następuje: Poszkodowanego osobiście nie znałem, ale niejednokrotnie słyszałem o nim, jako o bardzo dobrze wychowanym, przyzwoitym, młodym człowieku, pełnym radości życia. Ani doktora Popffa, ani Sancho Aneiro nie znam. Z członkami rodziny poszkodowanego spotkałem się po raz pierwszy dziś w domu doktora Loysa. Również dzisiaj po raz pierwszy widziałem poszkodowanego Manhama Beroime na skwerze i byłem świadkiem tego, jak doktor Popff usiłował go zadusić. Słyszałem również słowa Sancho Aneiro: «To, na co zasłużył, nie minie go». Tego samego dnia około godziny dziewiątej minut czterdzieści, wracając ulicą Wszystkich Świętych z restauracji ,.Złote Runo”, gdzie bywam niekiedy, natknąłem się w ciemnościach na leżącego w stanie nieprzytomnym, w kałuży własnej krwi Manhama Beroime. W odległości jakichś stu metrów słychać było czyjeś szybko oddalające się kroki. Obawiając się, iż ofiara napadu może umrzeć z powodu upływu krwi, nie puściłem się w pogoń za nieznajomym lub też nieznajomymi. Przy pomocy mieszkańców pobliskich domów, którzy zbiegli się na mój alarm, udało mi się niezwłocznie przenieść rannego do doktora Loysa, który natychmiast okazał mu pomoc lekarską. Do złożonych powyżej zeznań nic ponadto dodać nie mogę. Manharn Beroime, który odzyskał przytomność późną nocą, zakomunikował czuwającemu bez przerwy przy jego łożu sędziemu śledczemu, iż parę chwil przedtem, zanim zadane zostały mu rany, usłyszał za sobą czyjeś skradające się kroki i nieznany głos, który szeptem powiedział: «doktorze… nie zwlekać. Ktoś idzie!»„ ROZDZIAŁ TRZYNASTY z którego dowiadujemy się o dalszych losach Aureliusza Padrele Piątego września wieczorem Aureliusz Padrele przybył z miasta Wielkich Żab do Bakbuku. Już na dworcu spadła na niego wiadomość o aresztowaniu doktora Popffa. Od aptekarza Bambolego, do którego zwrócił się jako do najbliższego sąsiada doktora, dowiedział się o szczegółach tego wszystkiego, co zaszło owej bogatej w wydarzenia niedzieli trzeciego września. Należy dodać, że i aptekarz, i Padrele, który zachowywał w tajemnicy swoje nazwisko i znajomość z doktorem Popffem, wywarli niezbyt korzystne wrażenie na sobie. Zwłaszcza uraziła skromnego pana Bambolego pyszałkowatość przyjezdnego i pogarda przebijająca z każdego zdania zarówno dla jego rozmówcy, jak i dla samego doktora Popffa. Przy tym Aureliusz Padrele bynajmniej nie ukrywał, iż nie bardzo wierzy w niewinność doktora. — To diabelnie pewny siebie i niezrównoważony człowiek — powiedział. — Tacy ludzie są zdolni do wszystkiego. — Nawet do tego, aby spalić swój dom wraz z laboratorium i wszystkimi naukowymi notatkami? — zawołał z oburzeniem Bamboli. Na te słowa Aureliusz Padrele zemdlał i runął na ziemię. Ocknął się dopiero wtedy, gdy wylękniony aptekarz przytknął mu dc nosa ogromną butlę z amoniakiem. Poczciwy Bamboli pomógł mu wstać i posadził go na krześle. — Z wszystkimi naukowymi notatkami? — zapytał Padrele. — Czy pan jest pewien, że one też się spaliły? A może policja zdążyła je wynieść? — Policja przybyła po straży ogniowej, a zresztą straż ogniowa też nie miała już nic do roboty. — Więc to tak! Więc to tak! — gorączkowo bełkotał Padrele patrząc na Bambolego nie widzącymi oczyma. Ścisnął głowę swymi wypielęgnowanymi rękami i kiwając się powtarzał raz po raz: „Więc to tak! Więc to tak!” Bamboli ze zdumieniem patrzył na tego dziwnego człowieka. Co to za jeden? Dlaczego tak spokojnie przyjął wiadomość o tragicznych przejściach doktora, a przejął się tak bardzo zniszczeniem jego notatek? Doktora uwolnią przecież kiedyś z więzienia i wtedy będzie mógł zrekonstruować swoje notatki. Najważniejsze, by zdjęto z niego to straszliwe oskarżenie i przywrócono mu wolność. Poczciwy aptekarz zamilkł. Nagle nieznajomy przestał się kiwać i zapytał: — Czy pan nie wie, gdzie mógłbym znaleźć panią Popff? — Możliwe, że u wdowy Gargo — odpowiedział Bamboli. — Jeżeli już nie wyjechała. Miała zamiar wyjechać do swych rodziców. Tym razem poczciwy aptekarz nie powiedział prawdy. Wiedział, gdzie jest Berenika. Wróciła ona do Bakbuku parę godzin wcześniej i siedziała w towarzystwie aptekarza i jego żony. Gdy spojrzawszy przez okno zauważyła Aureliusza wysiadającego z samochodu, ukryła się w głębi pokoju