Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Najostrzejsza krytyka, z jaką. zwróciłbym się do sędziwego monarchy, polegałaby na tym że wielki pan jego kondycji, głowa jednego z najstarszych i najsławniejszych rodów Europy, daje sobą powodować takiemu drobnemu szlagonowi, nader zresztą inteligentnemu, ale w końcu zwykłemu parweniuszowi, jakim jest Wilhelm von Hohenzollern. To jedna z anomalii nie najmniej szokujących tej wojny. A że jeśli tylko zajmował szlachecki punkt widzenia, który jak najistotniej górował u niego nad wszystkim, pan de Charlus posuwał się do nadzwyczajnych bredni, usłyszałem więc jeszcze — a mówił takim tonem, jakby chodziło mu o Marnę lub Verdun — że istnieją sprawy kapitalne i nader ciekawe, których nie powinien ominąć przyszły historyk tej wojny. — I tak — powiedział mi — na przykład ludzie są niczego nieświadomi aż do tego stopnia, że nikt nie zwrócił uwagi na pewien fakt niebywale znamienny: wielki mistrz zakonu maltańskiego, Szwab najczystszej krwi, mieszka sobie nadal w Rzymie, gdzie korzysta, jako wielki mistrz naszego zakonu, z przywileju eksterytorialności. To interesujące — dodał z taką miną, jakby mówił: „Jak pan widzi, nie stracił pan wieczoru spotkawszy mnie." Podziękowałem, on zaś zrobił minę skromną, niby ktoś, kto nie żąda rewanżu. — I cóż ją to panu właśnie mówiłem? Aha, tak, tak, że Francuzi nienawidzą teraz Franciszka Józefa, sądząc z ich gazet. Co zaś do Konstantyna greckiego i cara Bułgarii, ogół wahał się z rozmaitymi nawrotami między odrazą a sympatią, bo ludzie mówili kolejno, że opowiedzą się oni za Ententą — albo za tym, co Brichot nazywa państwami centralnymi. Tak samo, jak kiedy Brichot powtarza nam co moment: „Wybije godzina Venizelosa." Nie wątpię, że pan Venizelos to mąż stanu wielce uzdolniony, ale któż nam powiedział, że Grecy aż tak pragną Venizelosa? Chciał podobno, żeby Grecja dotrzymała swoich zobowiązań wobec Serbii. Trzeba by jeszcze wiedzieć, co to były za zobowiązania i czy były szersze od zobowiązań, które pogwałciły Włochy i Rumunia uznawszy się tutaj w prawie. Troszczymy się o sposób, w jaki Grecja dotrzymuje swoich traktatów i respektuje swoją konstytucję, ale nie troszczylibyśmy się na pewno, gdybyśmy nie mieli w tym interesu. Gdyby nie było wojny, czy sądzi pan, że mocarstwa „gwarantujące" zwróciłyby jakąkolwiek uwagę na rozwiązanie obu Izb? Widzę po prostu, że królowi greckiemu cofa się, jeden po drugim, różne rodzaje poparcia, żeby móc go wypędzić albo uwięzić tego dnia, kiedy nie będzie miał. już armii, która by go obroniła. Jak panu powiedziałem, ogół sądzi króla greckiego i króla bułgarskiego li tylko na podstawie informacyj z gazet. I jakże mogliby myśleć p nich inaczej mając jedynie gazety i nie znając ich osobiście? A ja spotykałem ich mnóstwo razy, znałem dobrze, kiedy był jeszcze diadochem, Konstantyna greckiego — był to istny cud. Zdawało mi się zawsze, że cesarz Mikołaj miał dla niego olbrzymi sentyment. Oczywiście w jak najszlachetniejszym znaczeniu. Księżna Chrystianowa mówiła o tym otwarcie, ale to paskudny babsztyl. Co zaś do cara bułgarskiego, to ździra, pozer jakich mało, ale człowiek bardzo inteligentny, wybitny. Bardzo mnie lubi. Pan de Charlus potrafił być przemiły, przystępując jednak do powyższych tematów stawał się obrzydliwy. Wkładał w nie satysfakcję drażniącą już u chorego, który cały czas wychwala swoje dobre zdrowie. Myślałem nie raz jeden, że na deptaku w Balbec wierni tak pragnący wyznań, od których się uchylał, nie zdołaliby może znieść tego, co przypominało ostentację manii, i czując się nieswojo, dusząc się niemal, jak w pokoju chorego albo przy morfiniscie, co wyciągnąłby w waszej obecności swoją strzykawkę, położyliby kres tym wynurzeniom, oni właśnie, choć im się wydawało, że ich pragnęli. Poza tym irytowały te oskarżenia wymierzone we wszystkich i prawdopodobnie nader często zgoła nieuzasadnione, oskarżenia, które rzucał ktoś, kto wyłączał siebie z owej specjalnej kategorii — do której, wiedziano o tym jednak, należał — a do której tak ochotnie zaliczał innych