Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Kiedy prawda objawiła się bez jejudziału,uznała za swój oczywisty obowiązek opowiedzieć wszystko, cowiedziała. Trochę spłoszył ją widok ojcaHanki, ale jego spokojna bezpośredniość sprawiła, że już przy drugiej herbacieznów rozmawiali jakstarzy znajomi. Po wczorajszym upale dzień był pochmurnyi w kuchniFrankowskiej zaległniewyraźnypółmrokjak przed burzą. Niebyło z czym dalej zwlekać. Maciek i Dominika pożegnali siędyskretnie i odjechali do Warszawy, co Hanka przyjęłaz wdzięcznością. - To wiesz, że kiedy wybuchła wojna, Rozaliadotarła doNarwi z Warszawyz pierwszą falą uciekających na wschód -zaczęła Dorota, zwracając się do Hanki. -No tak - potwierdziła - ona dotarłatu z postrzałem, 220 la dziadek trafił do niewoli, nim zdążyłwystrzelać drugi magazynek. , Dorota pokiwałagłową i uśmiechnęła się leciutko. Pewnie,i ona słyszałabohaterskie opowieści dziadka Szymona. Po? chwili spoważniała, westchnęła głębokoi zaczęła: i', Już ci mówiłam, że Grisza Trofimczuk zginął w bitwie': pod Wizną. Jula została wdową. Nie chciała zostać w Bielskuz teściami,którzy nigdy jej nie zaakceptowali. Zabrała kilku! miesięczną Martę iwróciła do rodziców. Rzadko z nią wtedyj rozmawiałam, ale tak sobie dzisiaj myślę, że ja tę śmierć Gri[ szy przeżyłam bardziej niż ona. 13. Koniec świata (czerwiec 1941) Najdziwniejsze w końcu świata jest to, że następnego dnia,miesiąc później, a nawet dwa lata po tym, kiedy zawaliły sięwszystkie plany, nadzieje i marzenia, nadal trzeba żyć, podejmować decyzje, a nawet planować, choćby obiad. Dwa lata po tym,jak świat Rozalii rozpadłsię bezpowrotnie, na gruzach dawnego świata, którycoraz częściejwydawat się jej kolorowym złudzeniem pamięci, na ruinachwszystkiego,co wydawałosię najważniejszei niezmienne, wyrastał, koślawo, ale uparcie, nowy świat. Nowe życie, którymnigdy nie chciała żyć, ale nie było innegowyjścia. Więc żyła, dzień po dniubudząc się ze snui gdzieśtam,wkońcu, w którejś nocnejgodziniezasypiając. W odrętwieniu, które łatwo uznać za spokój, a nawet za jakąś odmianęstoicyzmu, wypełniała swoje nowe obowiązki i przyjmowałakolejne nieszczęścia. Wtym dawnym, nieistniejącym już świecie, każde z nich byłobytragedią nie do zniesienia, latamiopłakiwaną i przeżywaną. W nowym świecie nieszczęścia tra222 swe tragiczne dostojeństwo i wyjątkowość, stając sięnową,nieznaną dotądodmianą normalności, w której wszystko bySo do zniesienia. Powszechność nieszczęścia czyniła je czymśpowszednim, zwyczajnym, o czym nie warto było nawet móvńc, więcej - nie należało mówić, by nie ściągnąć na siebie;olejnego. Nie było zatem niczego nadzwyczajnegow tym, że Rozaia drugi rok czekała na jakikolwiek znak życia od swego męa, ani w tym, że jej teściowa zginęław jednym z pierwszychlalotów na kolumny uciekinierów z Warszawy, a ona samaicalała tylko lekko ranna, aniw tym, że Jula została wdową,mi w tym, że rozwścieczony nie wiedzieć czym sołdat zabiłojca. Na dzieńprzed wkroczeniem Sowietów Frankowski,MuE rawski i doktor Kwiecieńuciekli razem z wycofującymi sięNiemcami. Do ostatniejchwili namawiali Hordyńskiego, żeby nie lazł jak dziecko w paszczę lwa, ale Piotr, jak zwykle, niemógł się zdecydować. Bat się zostawić na pastwę losu trzy kobiety i niemowlę. Jego nazwisko musiało być już na listach, Iz którymi NKWD wkraczało na okupowane tereny, bowszystko potoczyło siębłyskawicznie. Piotr Hordyński został zastrzelony na oczachrodziny podE czas pierwszej fali masowych aresztowań. Jak wielu innych. Rozalia miała tylko nadzieję, że kiedyś jakaś litościwa ręka za trze ten obraz w jej pamięci, tak jak wspólnym wysiłkieml udało im się zJulą wytrzeć plamękrwi na środku kuchni. 'Przede wszystkim jednak Rozalia miała nadzieję, że Szymon żyje irzeczywiście dostał się do niemieckiejniewoli, jakg usłyszała odznajomych na chwilę przed opuszczeniem WarszaI wy. Miała nadzieję, że jeszcze się spotkają, choć wolała nielzastanawiać się, kiedy i wjakich okolicznościach. Szczerzel' mówiąc,tylko tanadzieja sprawiała,że w ogóle chciało jej się' rano otwierać oczy, mimo że najchętniej chodziłaby zzamknię[ tymi, by nie widzieć swego nowego życia w nowym świecie. 223. W nowym świecie normalny był w Narwi widok rodzinskładających się wyłącznie z kobiet, dzieci i starców. Rzucało się w oczy wiele opustoszałych domów ze śladami brutalnej rewizji,która zawsze poprzedzała wywózkę. Pełno było teżniegdysiejszych szumowin, obnoszących sięz najmniejszymochłapem władzy, bezczelnie załatwiających sobie tylko wiadome porachunki. Powoli Rozalia przyzwyczajałasię nawetdo widoku obcych ludzi mieszkających teraz w domu Frankowskich. Nadal śniła jej się po nocach nieruchomatwarzDoroty wyprowadzanej z domu wkoszuli nocnej i sweterkuw dwudziestostopniowym mrozie. Pamiętała równie nieruchomą twarz sołdata, który zgodził się podać Dorocie kożuchpo Piotrze Hordyńskim i to, co w środku nocy udałoimsię z matką zgromadzić z jedzenia. Pielęgnowała w sobiewspomnienie tej przerażającej nocy podczas długich godzinspędzanych w kolejkach dosklepu, podczas upokarzającychtargówz nową- jak nowy świat - odmianą handlarzy, podczas długich, nerwowych dyskusji o tym, co jeszcze mogąsprzedać. W nowym świecie nie było pracy ani dla niej, anidla Juli, ani tym bardziej dla ich matki