Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

W 1780 r. liczyli 15000 głów, w 1923 r. w USA było ich 3124 i w Kana- dzie 2236. Powoli przystosowują się do sposobu życia białych. 10 Nez Perce, z francuskiego "przedziurawione nosy". Dakotowie zwali ich Po-ge-hdo-ke. Rodzina językowa Penutian, podgrupa Klamath-Sehap- tin. Zamieszkiwali część stanu Idaho, Waszyngtonu i Oregonu. W 1805 r. przez tereny przeszła ekspedycja Lewisa i Ciarka. Pierwsze starcia z bia- łymi spowodował napływ górników i osadników po odkryciu złota na za- chodzie. Na mocy traktatów w 1855 i 1863 r. odstąpili rządowi USA wszyst- kie swe ziemie z wyjątkiem dużego rezerwatu. Nez Perce z Wallowa Valley nie uznali ostatecznej cesji. W 1877 r. rozpoczęli wojnę, zakończoną mistrzowskim wycofywaniem się wcdza Josepha ku granicy kanadyjskiej, do której niemal dotarł, zanim zostai ujęty. Wódz Jcseph z 450 towa- rzyszami zostali osadzeni w Okłahomie. Na skutek dużej śmiertelności z po- wodu chorób przeniesiono ich do rezerwatu Colville w stanie Waszyngton, gdzie część Nez Perce dotąd przebywa. W 1780 r. liczyli 4000 głów, a w 1937 r. ckoło 1426. 28 byty podczas ucieczki z niewoli u Czipewejów. Ukończywszy do- bór broni przygotował długi rzemienny arkan. Słońce już chyliło się ku zachodowi, Tehawanka właśnie ukoń- czył przegląd broni. Poranna Rosa postawiła przed nim pęcherz zwierzęcy napełniony tłuszczem z grzbietu bizona oraz małe skó- rzane woreczki ze sproszkowanymi farbami. Tehawanka^ ubrany jedynie w przepaskę biodrową, zanurzył obie dłonie w tłuszczu, po czym zaczął nacierać nim swe ciało łącznie z twarzą. Indianie zawsze tak czynili przed wyruszeniem w dłuższą drogę, aby chro- nić się przed 3łońcem, wiatrem i zimnem. Tehawanka po dokład- nym natarciu ciała tłuszczem wsunął z kolei palce do woreczka z czerwonym proszkiem, który rozprowadził równo po całej twa- rzy. Następnie paznokciem narysował po trzy pasy na każdym policzku. W końcu wpiął orle pióro we włosy z tyłu głowy. Kobiety przygotowały skórzaną torbę zaopatrzoną w szeroki pas do przewieszania przez ramię, a następnie włożyły do niej: trzy pary mokasynów o twardej podeszwie, jakie nosiło się na Wielkich Równinach, szydło i żyły do reperacji obuwia, rzemien- ne arkany, skórzaną koszulę, woreczki z tłuszczem i farbami, z tartą gotowaną kukurydzą i pemmikanem. Tehawanka przewie- sił torbę przez oprawę ramię, a przez lewe kołczan ze strzałami w ten sposób, że miał go na plecach i nie zdejmując mógł wyj- mować prawą ręką pociski. Maczugę i nóż zatknął za pasem przy- trzymującym opaskę biodrową. Gotowy do drogi zbliżył się do domowego ołtarzyka. Z wielką czcią wziął do rąk zawiniątko ze świętymi przedmiotami, dotknął nim czoła i serca, po czym zawie- sił je na szyi. Święte zawiniątko spoczęło na jego piersi. Teraz przybliżył się do szamana. Stanął przed nim. Ten obrzucił wnuka uważnym spojrzeniem, zadowolony z przeglądu skinął głową i rzekł: - Niech twój Duch Opiekuńczy czuwa nad tobą, mój synu. Idź i szczęśliwie wracaj do nas! Tehawanka nisko pochylił się przed dziadkiem, po czym po- żegnał się z kobietami i wreszcie wyszedł z chaty. Przed ziemianką Przeciętej Twarzy gromadzili się już wojow- nicy uczestniczący w wyprawie wojennej. Wszyscy ubrani byli jedynie w przepaski biodrowe. Dawało im to swobodę ruchów pod- czas wędrówki, w czasie podchodów i w razie ewentualnej walki z nieprzyjacielem. 29 Tehawanka niecierpliwie wypatrywał nadejścia swego przyja- ciela, Sha'pa. Nadszedł wreszcie, lecz, ku zdumieniu Tehawanki, zupełnie nie przygotowany do drogi. - Sha'pa, co się stało? - zawołał Tehawanka, widząc wielki smutek malujący się na twarzy przyjaciela, który stanął przed nim z głową opuszczoną na piersi. - Niestety, nie mogę pójść na wojenną wyprawę, brzuch strasznie mnie rozbolał - odparł Sha'pa nie patrząc Tehawance w oczy. - Nie mów głupstw! - skarcił go Tehawanka. - Przecież wieczorem podczas narady byłeś zdrowy i wypaliłeś świętą faj- kę