Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Przypomnia³ je sobie, bo takich urodzin nie mia³ nigdy w ¿yciu. Wielki Bo¿e, Savarone by³ wrêcz niesamowity! "Czêœæ jego dzieciñstwa!" To w³aœnie na siedemnaste urodziny dosta³ od ojca prezent, który marzy³ mu siê tak bardzo, œni³ o nim po nocach, b³aga³ o niego: wyprawê w góry bez m³odszych braci. Z prawdziw¹ wspinaczk¹ - du¿o wy¿ej ni¿ do tych samych co zwykle obozowisk w dolnych partiach gór, które jemu przynajmniej zupe³nie ju¿ obrzyd³y. Na siedemnaste urodziny dosta³ od ojca prawdziwy plecak alpejski, jakich u¿ywali doœwiadczeni alpiniœci. Oczywiœcie ojciec nie mia³ zamiaru zabieraæ go na Jungfrau; szczerze mówi¹c, nie dokonali w czasie tej wyprawy ¿adnego niezwyk³ego wyczynu. Ale ta pierwsza wyprawa tylko z ojcem by³a krokiem milowym na drodze do osi¹gniêcia wieku mêskiego. Ten plecak i ta wspinaczka by³y symbolem czegoœ bardzo wa¿nego - dowodzi³y, ¿e ojcec zaczyna go uwa¿aæ za doros³ego mê¿czyznê. A jednak zupe³nie wylecia³o mu to z pamiêci, nawet teraz nie by³ tego zupe³nie pewien - tyle by³o innych wypraw w innych latach. Czy na tê pierwsz¹ wyprawê pojechali do Champoluc? Musia³o tak byæ, ale jak dok³adnie bieg³a trasa? Tego ju¿, niestety, nie pamiêta³. - ...zakoñczysz ¿ycie w tym strumieniu. Gaetamo coœ powiedzia³, ale Fontine tego nie us³ysza³: dotar³a do niego tylko groŸba zawarta w jego s³owach. Ten szaleniec by³ ostatnim cz³owiekiem - ostatnim duchownym - któremu mo¿na by³oby cokolwiek powiedzieæ. - Tak jak mówi³eœ, znalaz³em tylko bezsensowne napisy, dziecinne bazgro³y. - Znalaz³eœ to, co z mocy prawa nale¿y do Chrystusa! - Te s³owa smaga³y las jak ciêcie biczem. Gaetamo przyklêkn¹³ na jedno kolano przybli¿aj¹c swe potê¿ne bary i g³owê do Victora, œwidruj¹c go szeroko otwartymi, p³on¹cymi oczami. - Znalaz³eœ miecz archanio³a piekie³! Koniec z k³amstwami! Mów, co znalaz³eœ! - Nic. - K³amiesz! Po coœ tu przyszed³? Po co taki staruch jak ty tapla siê w wodzie i b³ocie? Co by³o w tym strumieniu? Na tej skale? Victor spojrza³ w groteskowe oczy. - Po co tu przyszed³em? - powtórzy³ z twarz¹ œci¹gniêt¹ bólem, napinaj¹c szyjê i odginaj¹c do ty³u bol¹ce plecy. - Jestem ju¿ stary. Nachodzi mnie wiele wspomnieñ. Wmówi³em sobie, ¿e odpowiedŸ mo¿e znajdowaæ siê w³aœnie tu. Kiedy byliœmy dzieæmi, zostawialiœmy sobie tutaj nazwajem wiadomoœci. Sam widzia³eœ. Dzieciêce rysunki, bazgro³y, znaki wyryte uderzeniami kamienia O kamieñ. Myœla³em, ¿e mo¿e... Ale nic nie znalaz³em. Jeœli nawet coœ tu kiedyœ by³o, to teraz ju¿ tego nie ma. - Bada³eœ dok³adnie g³az i nagle przesta³eœ! Chcia³eœ odejœæ! - Spójrz na mnie! Jak ci siê zdaje, czy d³ugo mogê pozostawaæ w tej wodzie? Gaetamo pokrêci³ z wolna g³ow¹. - Obserwowa³em ciê. Zachowywa³eœ siê jak cz³owiek, który znalaz³ to, czego szuka³... - Widzia³eœ to, co chcia³eœ widzieæ. A nie to, co by³o naprawdê. W tym momencie Victorowi poœliznê³a siê noga; kij, na którym siê wspiera³, wbi³ siê w mu³, grzêzn¹c coraz g³êbiej. Gaetamo wyci¹ga³ rêkê i chwyci³ Victora za w³osy. Poci¹gn¹³ brutalnie i wywlek³ Fontine'a na brzeg, targaj¹c go za g³owê i odginaj¹c mu szyjê na boki. Gwa³towne wykrzywienie cia³a by³o nie do zniesienia. Victor poczu³, ¿e przeszywa go rozdzieraj¹cy ból. W górze widzia³ szeroko otwarte, ob³¹kane oczy. Wydawa³y siê w md³ym œwietle oczami nie starzej¹cego siê mê¿czyzny w sutannie, lecz oczami m³odego fanatyka sprzed trzydziestu lat. Gaetamo dostrzeg³ spojrzenie Victora i zrozumia³. - Myœleliœmy wtedy, ¿e ju¿ nie ¿yjesz. Wydawa³o siê po prostu niemo¿liwe, ¿ebyœ prze¿y³. To, ¿e jednak ci siê uda³o, ostatecznie przekona³o jego eminencjê, ¿e naprawdê jesteœ z piek³a rodem!... Dobrze, ¿eœ to sobie przypomnia³. Bo teraz podejmê to, co zaczêliœmy trzydzieœci lat temu. I ka¿dy trzask pêkaj¹cej koœci bêdzie dla ciebie szans¹ - tak jak wtedy - by powiedzieæ mi, co znalaz³eœ. Tylko nie próbuj k³amaæ. Ból ustanie dopiero wówczas, gdy us³yszê prawdê. Gaetamo pochyli³ siê nad Victorem. Zaczai mu wykrêcaæ g³owê, wt³aczaj¹c twarz w kamienist¹ skarpê, rozcinaj¹c skórê, wyduszaj¹c mu powietrze z gard³a. Victor próbowa³ poderwaæ g³owê do góry. Ksi¹dz waln¹³ go z ca³ej si³y czo³em o zgrubia³y korzeñ. Krew trysnê³a z rany, zalewaj¹c Victorowi oczy, oœlepiaj¹c go. przyprawiaj¹c o wœciek³oœæ. Uniós³ praw¹ rêkê staraj¹c siê z³apaæ Gaetamo za nadgarstek. By³y ksi¹dz chwyci³ jego d³oñ i gwa³townym szarpniêciem wygi¹³ j¹ na zewn¹trz, ³ami¹c mu palce. Wyci¹gn¹³ Fontine'a wy¿ej na brzeg, bez koñca wykrêcaj¹c mu g³owê i szyjê, sprawiaj¹c, ¿e przy ka¿dym ruchu gorset wrzyna³ siê Victorowi w cia³o. - To siê nie skoñczy, dopóki nie powiesz prawdy! - Bydlê! Bydlê Donattiego! - Victor targn¹³ siê w bok, a Gaetamo odparowa³ potê¿nym ciosem piêœci w klatkê piersiow¹. Uderzenie by³o parali¿uj¹ce, ból przekraczaj¹cy wszelk¹ wytrzyma³oœæ. Kij. Kij! Fontine przetoczy³ siê w lewo, z lew¹ rêk¹ pod sob¹, nadal zaciskaj¹c w niej kurczowo od³aman¹ ga³¹Ÿ, tak jak zaciska siê coœ w d³oni w chwili potwornego bólu. Gaetamo wymaca³ gorset, poci¹gn¹³ zañ, szarpi¹c nim w tê i z powrotem, a¿ stal zaczê³a rozcinaæ cia³o, w które siê wpi³a. Victor centymentr po centymetrze podci¹gn¹³ d³ugi kij w górê, przyciskaj¹c go do skarpy. Siêgn¹³ mu do piersi; poczu³ na niej dotkniêcie drewna. Jego koniec by³ ostro zakoñczony. Gdyby tylko uda³o mu siê znaleŸæ choæby ma³¹ lukê miêdzy sob¹ a przygniataj¹cym go potworem, szczelinê wystarczaj¹c¹, by wbiæ go w górê w kierunku twarzy, szyi. Taki moment nadszed³. Gaetamo uniós³ siê na chwilê na jedno kolano - to wystarczy³o. Fontine pchn¹³ kij w górê, wk³adaj¹c w to pchniêcie ostatnie resztki si³, jakie uda³o mu siê przywo³aæ na pomoc, wbijaj¹c go w zawieszone nad nim os³upia³e cia³o. Us³ysza³ krzyk szoku, przeraŸliwy wrzask, który przepe³ni³ echem ca³y las. I w tej samej chwili szary mrok rozdar³ huk. Ktoœ strzeli³ z potê¿nego pistoletu. Las rozbrzmia³ jazgotem ptaków i zwierz¹t, a cia³o Gaetamo zwali³o siê wprost na Victora. I po chwili stoczy³o na bok. Kij utkwi³ Gaetamo w gardle. Poni¿ej, w górnej czêœci piersi zia³a wielka dziura, otoczona miazg¹ postrzêpionego cia³a ociekaj¹cego krwi¹; wydar³a j¹ kula z broni, z której wypalono z ciemnoœci. - Niechaj Bóg mi wybaczy - powiedzia³ z mroku ksenopita