Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Zapewniła go, że tak, po czym zwróciła się ku Torkesowi udając, że dziwi ją jego zmęczona mina. Dopytywała się, czy nic mu nie dolega. - Jeśli członkini Cechu nie ma nic przeciwko temu, chciałbym wyruszyć natychmiast - rzekł Torkes po wymianie uprzejmości. Przyglądał się jej w ten sposób, jakby oczekiwał sprzeciwu. - Nie skończyłam... nie zaczęłam nawet, jeśli mam być całkowicie szczera, robić tego, po co przyjechałam na Ofterię. Bardziej, niż sobie wyobrażacie, zależy mi na tym, by naprawić organy i wyjechać. Jestem pewna, że wszyscy doznamy ulgi, kiedy znajdę się bezpiecznie w drodze do domu. Starszy Torkes nie mógłby być bardziej ugodowy, choć żegnając się z Olavem Dahlem rzucał Killashandrze sceptyczne spojrzenia. Lars trzymał się z tyłu. Tymczasem marynarze w mundurach Rady ustawili się w szpalerze honorowym wzdłuż drogi do przystani, gdzie kuter oczekiwał na znamienitych gości. Dotarłszy do szczytu schodów, Killashandra spojrzała na tarasy, na drzewa papuzie, domy, stary wulkan na Głowie, łodzie rybackie wychodzące spokojnie z przystani i nagle pomyślała, że wcale nie chce opuszczać Wyspy Anioła. Ktoś dotknął jej ramienia i zobaczyła obok siebie Olava z dwiema girlandami w dłoni. - Pozwól, że postąpię zgodnie z naszym zwyczajem, członkini Cechu. - Ułożył pachnące kwiaty wokół jej szyi. Killashandra rozpoznała girlandy, które uplótł dla niej Lars, kiedy Olav zawiesił drugą na szyi swego syna. - Poświęć wszystkie siły chronieniu członkini Cechu, mój synu, i powróć do nas dopiero wtedy, gdy ujrzysz ją odlatującą bezpiecznie ku jej rodzimej planecie! Zanim Killashandra zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Olav odsunął się. Mogła więc tylko uśmiechem wyrazić swoją wdzięczność i wejść na pokład czekającej szalupy. Niecierpliwym gestem otarła łzy, nie chcąc by ktokolwiek je zauważył, po czym zajęła miejsce pod baldachimem pośrodku łodzi. Nie była zaskoczona tym, że Lars do niej nie dołączył, gdyż i jego musiało zdumieć pożegnanie Olava. Siedziała obserwując przysadzisty kadłub kutra i im bardziej się do niego zbliżała, tym mniej jej się podobał. Nie zmieniła swej opinii podczas trzydniowego rejsu powrotnego do Miasta. Kapitan kutra, ponury mężczyzna imieniem Festinel, czekał na szczycie trapu i odprowadził ją do jej kabiny, wyjaśniając, że Lars zostanie zakwaterowany w sąsiednim pomieszczeniu, w zasięgu głosu. Nie narzekała, ale szybko zdała sobie sprawę, że rejs będzie powtórzeniem podróży z Trundolami. Cóż, przeżyła tamtą przeżyje i tę. W tym momencie Lars wszedł po trapie i został powitany niemal wylewnie przez kapitana Festinela. Po szacunku, z jakim Festinel traktował Larsa podczas wieczornego posiłku, można było zorientować się, że zaimponował mu kunszt żeglarski wyspiarza, czy raczej przedstawiony przez niego opis uratowania Killashandry z bezludnej wysepki. Killashandra była obecna tylko fizycznie w oficerskiej mesie. Ogarnęło ją znużenie. Czuła stłumiony kryształowy rezonans, nie tak silny jednak, by siedzącym w pobliżu zjeżyły się włosy na ciele. Uprzejmie wysłuchiwała pytań, odpowiedzi ograniczała jednak do enigmatycznych uśmiechów. Starszy Torkes nie przestawał rzucać jej ostrożnych, ukradkowych spojrzeń, ale milczał. I to ją całkiem satysfakcjonowało. Niech łamie sobie głowę, nie mogąc wrócić do równowagi. Tylko jak ona i Lars poradzą sobie w konserwatorium, jeśli jej kwatera będzie naszpikowana urządzeniami podsłuchowymi? Na zatłoczonym kutrze nie mieli szansy na rozmowę w samotności, czy choćby próbę pieszczoty. Abstynencja po uczcie była wielce denerwująca. Tak więc, zajęta innymi sprawami, dopiero drugiego wieczoru, gdy przez całą kolację masowała sobie szyję i ucho, doświadczając skurczy, zdała sobie sprawę z poddźwiękowego szumu. Coś było nie tak. - Jesteś dzisiaj bardzo niespokojna, członkini Cechu - powiedział wreszcie Lars, obserwując jej cierpienia. Mówił cicho, tylko do niej, ale usłyszeli go też inni. - Nerwy... Nie, to nie nerwy. Czy ten kuter używa napędu kryształowego? - Zadała to pytanie oskarżycielskim tonem, spoglądając na kapitana Festinela