Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Więc jednak miałaś rację - powiedział. -Rację? - Że kręci się tam jakiś maniak. - Nie - rzekła. - Nie. -Ale dziecko... Podniosła się i stanęła koło okna, spoglądając z wysokości dwóch pięter na ciemniejącą poniżej ulicę. Dlaczego czuła taką naglącą potrzebę odrzucenia teorii o spisku? Dlaczego modliła się teraz, aby to Purcell miał rację, a wszystko co słyszała było kłamst- wem? Cofnęła się myślami do minionego poranka, chcąc przypomnieć sobie jak wyglądała wtedy Anne-Marie; blada, niespokojna, świadoma. Była niczym kobieta wyczekująca czyjegoś przybycia, zbywała nieproszonych gości, by powrócić do tego oczekiwania. Lecz na co, albo na kogo czekała? Czy to możliwe, by Anne-Marie znała mordercę? Może spodziewała się go w domu? - Mam nadzieję, że znajdą tego skurwiela - powiedziała, nadal wpatrzona w ulicę. - Na pewno - odparł Trevor. - Zamordowano dziecko, na Boga. Ta sprawa będzie miała absolutny priorytet. Na rogu ulicy pojawił się mężczyzna, obrócił się i zagwizdał. Wielki owczarek alzacki przypadł mu do nóg i razem ruszyli w stronę katedry. - Pies - mruknęła Helen. - Co takiego? W tym wszystkim zapomniała o psie. Szok, jaki przeżyła kiedy rzucił się do okna, teraz poraził j ą ponownie. - Co za pies? - dopytywał się Trevor. - Poszłam dzisiaj jeszcze raz do tego mieszkania, w którym fotografowałam graffiti. Był w nim pies. Zamknięty. - No i? - Zdechnie z głodu. Nikt nie wie, że jest w środku. - Skąd wiesz, że nie został zamknięty, aby pilnować mieszkania? - Robił tyle hałasu - zauważyła. - Psy szczekają- odparł Trevor. - W tym wszystkie są dobre. - Nie - powiedziała bardzo cicho, wspominając te odgłosy, które dochodziły zza zabitego deskami okna. - Ten nie szczekał. - Daj sobie spokój z psem - poradził Trevor. - Z dzieciakiem też. Nic na to nie możesz poradzić. Po prostu przechodziłaś obok. Jego słowa były tylko echem jej własnych, ale jakoś - z przyczyn których nie potrafiła wyjaśnić - to przeświadczenie straciło na sile w czasie ostatnich paru godzin. Ona nie przechodziła, ot tak, po prostu obok. Nikt nie przechodzi sobie po prostu obok; doświadcze- nie zawsze odciska jakieś piętno. Czasami tylko zadrapnie; nieraz pozbawia kończyn. Nie wiedziała ile ona sama ucierpiała, czuła, iż szkody były daleko bardziej dotkliwe niż sądziła. I to j ą przerażało. - Skończyła się wódka - oznajmiła, wlewając ostatnie krople do szklaneczki. Trevor był wyraźnie zadowolony mogąc się czymś przysłużyć. - Pójdę po coś, zgoda? - zaproponował. - Kupię butelkę albo dwie. - Dobra - odparła. - Skoro masz ochotę. Nie było go tylko przez pół godziny; nie zmartwiłaby się, gdyby potrwało to nieco dłużej. Nie miała ochoty na pogawędki; chciała jedynie siedzieć i starać się zrozumieć niepokój dręczący jaw duszy. Choć Trevor zakończył swą indagację na psie - a może właśnie dlatego - nie mogła nic poradzić, że oczami duszy wraca do zamkniętej garsoniery. Do wizerunku przerażającej twarzy na ścianie sypialni i stłumionego charczenia zwierzęcia, które drapało pazurami o deski blokujące okno. Wbrew temu co mówił Trevor, nie wierzyła, aby mieszkanie było używane jako zastępcza buda. Nie było wątpliwości, że pies został tam uwięziony i biegał w kółko, doprowadzany z każdą godziną bliżej szaleństwa, gotowy zjeść własne odchody. Bała się, że ktoś - na przykład dzieci, szukające opału na ognisko - włamie się do środka, nie wiedząc co tam napotka. Nie chodziło o bezpieczeństwo złodziejaszków, ale o to, że pies uwolniony może przyjść po nią. Odnalazłby ją (myślała, sporo już wypiwszy) po śladach. Trevor wrócił z zapasem whisky i pili razem, aż do białego rana, kiedy to jej żołądek miał już dość. Ulżyła sobie w toalecie, a Trevor stał na zewnątrz pytając czy czegoś nie potrzebuje. Odparła mu słabym głosem, żeby zostawił ją samą. Kiedy po godzinie wreszcie wyszła, Trevor poszedł już do łóżka. Nie przyłączyła się do niego, lecz położyła na sofie i przedrzemała aż do świtu. * Morderstwo było sensacją dnia. Krótkie notatki pojawiły się na pierwszych stronach wszystkich porannych wydań, a i w środku sprawa zajęła poczesne miejsca. Zamieszczono zdjęcia zbolałej matki wyprowadzanej z mieszkania i inne, niewyraźne, lecz wstrząsające, zrobione z murku okalającego podwórze i przez otwarte drzwi do kuchni. Czy na podłodze została krew, czy też był to tylko cień? Helen nie przeczytała artykułów - boląca głowa stanowczo protestowała przeciw temu pomysłowi - ale Trevor, który przyniósł gazety, wyraźnie miał ochotę porozmawiać. Nie mogła wyczuć czy są to tylko dalsze kroki pojednawcze, czy też autentyczne zaintere- sowanie. - Kobieta znajduje się w areszcie - oznajmił wertując Dailly Telegraph. Na gruncie polityki gazeta reprezentowała zupełnie inne poglądy niż on, lecz brutalne zabójstwo zostało tu szczegółowo opisane