Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Ale sformułowanie autora Prób nie trafiło widać do przekonania zmęczonym i niespokojnym o dal- sze swe losy Polakom. Pamiętnikarz, przytaczający ów epizod, Ml kończy go cierpką uwagą: „Ten aforyzm jest dowodem, że Montaigne nigdy nie służył wojskowo". , , W ostatnich dniach pobytu w Bordeaux Jan Leon Hipolit l Kozietulski otrzymał paczkę od matki, wysłaną pod adresem j koszar w ChantiUy. Przywiózł ją stamtąd komendant transportu l chorych, por. Łukasz Wybicki. Starościna będzińska przeka- \ zywała synowi „szal żółty, jakiś chciał mieć", dwie butelki esencji ponczowej oraz list pełen macierzyńskich rad i napomnień. „Mój kochany Jasiu nadto ja mam wiele ufności w Twojem sercu, iż to źadnemi przykładami nie potrafi być nigdy odmie- nione i że w tej czułości, którą winien jezdeś nawzajem, znajdo- wać będziesz zawsze Twoje szczęście... Co do Twego postępo- wania, bądź zawsze we wszystkiem najostrożniejszy; staraj się pracować nad sobą nieustannie, żebyś Twoje prędkości jeżeli nie zupełnie odmienił, to przynajmniej jak najwięcej zmniejszył; reflektuj nad każdym więc krokiem nim ten zrobisz... W uży- waniu trunków bądź jak najskrupulatniejszy, te potrzeba zo- stawić późniejszemu czasowi... a jeszcze będąc na takim miejscu, gdzie tyle zazdrosnych oczów mieć na sobie będziesz zawsze obróconych... z każdego Twego uchybienia umianoby zapewne profilować. Służyć Napoleonowi w jego jeszcze gwardyi, za- pewne nie może być kariera życia podchlibniejsza, potrzeba tylko, żeby każdy krok Twego postępowania czynił Cię godnym Twego miejsca. Pamiętaj zawsze, że do jego uszu dochodzą i najmniejsze detale, a że drugiej takiej policji nie masz pod słońcem, że ledwie tego nie wiedzą co kto myśli, więc najmniej- sza Twoja choroba czyli jakiś zrobiony dług, to zaraz mogłoby być wiadome, choć to nie byłyby wielkie występki, ale jakbym pragnęła, żebyś już był widziany za człowieka reflektującego i mającego we wszystkiem pewny takt. Co do Twoich wydatków, bez żadnego ambarasu potrzeba zawsze umieć powiedzieć, że nie jesteś bogaty". * Rozkosznie współczesny jest ten list polskiej matrony sprzed * Listy pani Kozietulskiej pisane byty w oryginale po polsku, listy Łubieńskiego i J.L.H. Ko zietulskiego — po francusku. Stąd rzucające się w oczy różnice w stylu l pisowni. 143 stu kilkudziesięciu lat. W ciągu wieków zmieniają się losy na- rodów, systemy polityczne, pojęcia i obyczaje, ale listy matek do synów odbywających dalekie niebezpieczne podróże są zawsze takie same. Ileż w tym liście miłości, mądrych rad i nie- zawodnego instynktu macierzyńskiego! Czytając słowa pisane w zapadłej wsi pod Łowiczem, odnosi się wrażenie, że starościna będzińska przez cały czas towarzyszyła synowi w jego trzymie- sięcznej podróży przez Niemcy i Francję; że była obecna przy awanturze z mieszczanami berlińskimi, w której „prędkości" kochanego Jasia musiały odegrać rolę niepoślednią; że orien- towała się znakomicie w mocy trunków francuskiego południa i w natręctwie tamtejszych kobiet; że wiedziała nawet o czujnej asyście żandarmerii cesarskiej.j Nie wiadomo, czy i w jakim stopniu Jan Leon Hipolit sko- rzystał z mądrych wskazówek matki, ale załączona do listu przesyłka z pewnością swe zadanie spełniła. Dwie butelki esencji ponczowej posłużyły prawdopodobnie do opicia „strzemienne- go" przed wymarszem oddziału z Bordeaux, żółty szal, utkany z wełny kompińskich owiec, miał się przydać młodemu szefowi szwadronu w parę tygodni później jako ochrona przed „gorącz- ką kataralną" w czasie chłodnych i wietrznych nocy pirenejskich. Nowe zarządzenia marszowe, które dotarły do Łubieńskiego i Kozietulskiego w pierwszych dniach stycznia 1808 roku, nie pozostawiały już żadnych wątpliwości co do ostatecznego celu wyprawy. Z Bordeaux lekkokonnych polskich skierowano do Bajonny nad Zatoką Biskajską, miasta położonego tuż przy granicy hiszpańskiej. Bajonna wywiała im z głów ostatnie myśli o balach i parad- nych mundurach. Widok podpirenejskiego kąpieliska, zamie- nionego w wypadową bazę wojenną, uprzytomnił szwoleżerom powagę sytuacji. Wprawdzie gazety donosiły, że generał Junot zajął już całą Portugalię i wyparł z niej skutecznie Anglików, ale to, co widziano i słyszano w Bajonnie, przemawiało raczej za tym, że prawdziwa wojna ma się dopiero zacząć. Miasto i okolice, zapchane żołnierstwem, sprawiały wrażenie jednego 143 wielkiego obozu wojskowego. W pobliskim Marrac przygoto- wywano pomieszczenia dla głównej kwatery cesarskiej, której przyjazd zapowiedziany był na wiosnę