Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

O wiele trudniej było go osiągnąć w Alpach, bowiem zespoły kobiece nie przechodziły dróg równie trudnych jak drogi pokonywane przez mężczyzn. Drogi zespołów kobiecych były pionierskie tylko w odniesieniu do alpinizmu kobie-j cego, natomiast opóźnione od kilku do kilkunastu lat w porównaniu z alpinizmem męskim. Należy jednak przyznać, że właśnie wyprawy w góry wysokie sprawiły, że nazwiska alpinistek zaczęły się pojawiać na łamach prasy. Wejście na szczyt siedmiotysięczny było przyjmowane z większym zainteresowaniem niż wejścia w Tatrach czy Alpach Wysokość siedmiu tysięcy metrów działała na wyobraźnię każdego, sugerując, że im wyżej, tym trudniej. Względna łatwość dochodzenia do wyniku mierzonego metrami na pewno przyniosła sporo dobrego polskiemu alpinizmowi, ale jednocześnie wywołała trochę zamieszania w środowisku. Ten sani medal za wybitne osiągnięcia sportowe uzyskiwali bowiem alpiniści o dużych umiejętnościach wspinaczkowych i doświadczeniu, jal i ci o niewielkich kwalifikacjach. W 1963 roku po raz pierwszy wprowadzono zwyczaj przy znawania tych medali, podobnie jak w innych dyscyplinach sport-wy eh. Otrzymywali je wszyscy uczestnicy wyprawy zakończona sukcesem, choć szczyt zdobyło tylko kilku z nich. W peW^J 60 • r7Q było to sprawiedliwe, bowiem na ich sukces pracował cały Sspół. Ale tylko w pewnej mierze. Najbardziej wymiernymi ocenami pozostawały medale za sninaczkowe drogi alpejskie, choć o wiele trudniej było je uzyskać Zdarzało się i tak, że ci, którzy pokonali wspaniałe drogi aloeiskie, nie zdawali egzaminu wysokości. Ich organizm nie umiał się zaaklimatyzować w warunkach rozrzedzonego powietrza. Góra łatwa, ale wysoka, pozostawała dla nich nie do zdobycia... Dla mnie, jak dla każdego alpinisty, pierwszy wyjazd w góry wysokie był wielką niewiadomą. Czy mój organizm dobrze zniesie wysokość i czy będę mogła jeździć na wyprawy? Klub Wysokogórski WarszaM>a, 15.IV. 1970 Zarząd Główny otrzymują wg listy Szanowna Koleżanko Prezydium ZG na posiedzeniu w dniu 14.04.1970 r. — na wniosek Przewodniczącego Komitetu Organizacyjnego centralnej wyprawy Karakorum 1971 — uchwali/o wytypowanie Koleżanki jako członka kadry wyprawy. Celem jej działania jest zdobycie szczytu Gasherbrum 111 lub Khunyang Chhish... Zawiadamiamy jednocześnie, że znalezienie się w kadrze wyprawy nie oznacza automatycznie wejścia w skład wyjeżdżający w Karakorum, ostateczny skład będzie zatwierdzony w lutym 1971 r. na podstawie aktualnego przygotowania sportowego oraz prac przy organizowaniu wyprawy... I rzewodniczący Z taternickim pozdrowieniem Komitetu Organizacyjnego Prezes KW (—) Andrzej Zawada (—) Antoni Janik 61 Klub Wysokogórski Warszawa, 1 LV. 1970 Zarząd Główny wg rozdzielnika Zarząd Główny Klubu Wysokogórskiego zawiadamia, że została Koleżanka wyznaczona do wzięcia udziału w wyczynowej wyprawie alpinistycznej w Pamiro-Ałaju (ZSRR). Wyjazd z Warszawy 28 czerwca br., powrót około 24 sierpnia br... Wysokość odpłatności wynosi 6 500 zł. Z taternickim pozdrowieniem Kierownik Biura ZG KW (—) Hanna Wiktorowska Otrzymują: Andrzej Zawada — kierownik Halina Kruger-Syrokomska Wanda Błaszkiewicz-Rutkiewicz Bogdan Jankowski — zastępca kierownika Wojciech Jedliński Tadeusz Łaukajtys Jan Franczuk Jan Kiełkowski Te dwa pisma postawiły mnie przed faktem dokonanym — jadę w góry wysokie! Tym razem nie muszę sama dla siebie organizować wyjazdu, co znacznie podnosi jego atrakcyjność. W owym czasie nie myślałam jeszcze o wyprawach w wysokie, egzotyczne góry. Większą radość sprawiała mi wspinaczka skalna lub lodowa niż ewentualne satysfakcje wyprawowe. Jednak kiedy dowiedziałam się, że przede mną wyjazd — najpierw w Pamir, a potem może w Karakorum — zaczęło się radosne oczekiwanie. Wyjazd w Pamiro-Ałaj nastąpił dzięki zaproszeniu wysłanemu z Klubu „Vertikal" z Nowosybirska. AJpiniści tego klubu wspólnie z Polakami w 1969 roku działali w Pamiro-Ałaju, dokonując wielu 62 zych wejść na trudne szczyty i przyczyniając się do poznania P| udanego dotychczas zakątka gór Pamiru. Celem naszej wyprawy było zdobycie dziewiczych szczytów - Piku Fedczenki (5409 m) i Szczurowskiego (5560 m). Następ- ie wyprawa miała przenieść się w masyw zaałajski i wejść na Pik 1 enina (7134 m). Tak więc nasza działalność została podzielona na dwa zupełnie odmienne etapy. W rejon lodowca Zerawszańskiego mieliśmy dotrzeć w sposób niewiele różniący się od tego, jakim przemierzali te tereny ich odkrywcy. „Karawana" — wystarczy usłyszeć to słowo, a wyobraźnia podsuwa egzotyczne obrazy. Wynajmowanie zwierząt jucznych — koni, osłów zwanych iszakami, przygotowanie dla nich ładunków, wreszcie sam domarsz — wszystko to stanowiło wstęp nie mniej fascynujący niż działalność górska. Zupełnie inaczej zaplanowano drugi etap. Uczestnicy wraz z ładunkami mieli dotrzeć ciężarówką lub helikopterem do obozu „Wysotnik", położonego u stóp Piku Lenina. Stały, znakomicie zorganizowany obóz oraz zinstytucjonalizowana działalność górska odebrały temu etapowi posmak wielkiej przygody. Pod Pikiem Lenina zdecydowano i zaplanowano za nas, a naszym jedynym zadaniem było wejść na szczyt. Z Warszawy wylecieliśmy 2 lipca. Jestem podekscytowana. Dla mnie wyjazd w góry wysokie to jednocześnie pierwsze zetknięcie z Azją. A wrotami do Azji staje się Taszkent. Po wylądowaniu w Taszkencie czekamy na Rosjan, którzy tego samego dnia mają przylecieć z Nowosybirska oraz na Bułgarów, również zaproszonych przez „Vertikal". Krótkie zwiedzanie miasta i załatwianie samochodu na dalszą drogę. Około 17 kończymy ładowanie bagażu i ruszamy. Obiad roamy w miejscowości Ałma-Łyk, leżącej nad rzeką Achangararan ~ dopływem Syr-Darii. Nocleg wypada na nieznanej z nazwy Przełęczy w paśmie kuramińskim, oddzielającym Dolinę Fergańską Taszkenckiej. Długo nie możemy zasnąć. Śpimy w śpiworach, Materacykach, pod wysokim, rozgwieżdżonym niebem, jakby ^zszym niż u nas, może z racji czystszego powietrza. 63 Następnego dnia w Kokand mijamy Syr-Darię. W Kokand postój. Idziemy do czajchany. Podają nam zieloną herbatę wpiaj. kach, małych miseczkach, które trzyma się oburącz, by jak najdłu-żej zachować ciepło napoju. Na obiad dostajemy manpar — potrawę przypominającą zupę jarzynową, której głównymi składnikami są pomidory, cebula, papryka, ziemniaki, kawałki mięsa i mnóstwo przypraw. Najedzeni wyruszamy na bazar. Pierwszy wschodni bazar, jaki widzę. Konfrontacja wyobrażeń o baśniowych bazarach Wschodu z rzeczywistością nie przynosi rozczarowania