Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Pawe� irytowa� si�. Nie m�g� zrozumie� tej niech�ci do w�dr�wek. Moich �dziwactw i kaprys�w" � jak je okre�la�. Niczego nie t�umaczy�am, nie wyja�nia�am, bo nie spos�b opowiedzie� s�owami o czym� r�wnie nieuchwytnym jak Cie�, kt�ry si� irracjonalnie pokocha�o. Z czasem moje miejsce obok Paw�a zaj�� kto� inny. Mnie pozosta� pozew rozwodowy i tamten umar�y czas. Przy herbacie usi�owa�am my�le�. Parz�c usta, prze�yka�am mocny napar, i gapi�am si� w kuchenne, zamazane deszczem okno. Wygrzebywa�am z pami�ci wszystko, co o nim wiedzia�am, co zdo�a�am zapami�ta� z niewielu tamtych rozm�w. Niewielu, gdy� stale brakowa�o czasu i wtedy te rozmowy nie by�y nawet potrzebne. Wystarcza� dotyk d�oni, spojrzenie, u�miech, aby�my wiedzieli o sobie wszystko. Wszystko, to znaczy, �e ��czy nas mi�o��, niebezpiecze�stwo i nadzieja, �e kiedy�, gdy sko�czy si� wojna, zaczniemy wsp�lne prawdziwe, pi�kne i szcz�liwe �ycie. B�dzie wtedy du�o czasu na rozmowy. Tak w�wczas my�leli�my, a dzi� okaza�o si�, �e nie wiedzieli�my o sobie nic, albo prawie nic. Uprzytomni�am sobie ze smutkiem, �e nie mam nawet jego fotografii. Chocia�by tej ma�ej, amatorskiej, zrobionej przy okazji jakich� urodzin w rodzinnym domu, przy suto zastawionym stole, w galerii roze�mianych twarzy. Wylicza� imiona, podawa� stopie� pokrewie�stwa, a czasem dorzuca� zabawne uwagi. Jedna szczeg�lnie zapad�a mi w pami��. � A to jest ciotka Matylda z Baden-Baden. Nie tyle maj�tna, co zezowata. W�a�cicielka dwu nieprawdopodobnie brzydkich kundli. Wzi�a je ze schroniska dla zwierz�t. Nikt ich nie chcia� zabra�, tak jak i �aden m�czyzna nie zainteresowa� si� ciotk�. Fotografia by�a wyblak�a, z pozaginanymi rogami, zmatowia�a od cz�stego ogl�dania. Nie rozstawa� si� z ni�. Wielu uczestnik�w biesiady nie �y�o i fotografia by�a jedynym ��cznikiem z domem, kt�ry opu�ci� w 1939 roku, w szarym, zbyt obszernym mundurze freitra z Flakartilerie. Spojrza�am w okno. Deszcz unoszony wiatrem zacina� o szyby uko�nie i ha�a�liwie. �Ta ciotka mog�aby sta� si� jakim� �ladem, gdybym o niej wi�cej wiedzia�a" � pomy�la�am z �alem. 42 Odezwa� si� chrapliwie dzwonek domofonu. Serce, jak zwykle w takich razach, poderwa�o si� gwa�townie, z nadziej�, do szybszego biegu. Tylko ono zachowa�o pami��. Rozum nie bra� od dawna w tej grze udzia�u, przesun�am odruchowo d�oni� po w�osach, zapi�am guziki szlafroka. W drzwiach sta�a Wiktoria. Dysproporcja mi�dzy jej imieniem, a wygl�dem wprowadza�a mnie zawsze w zak�opotanie. By�a drobna, niepozorna, zagubiona w �wiecie dorastaj�cych dzieci. Ci�gle co� gubi�a, zapomina�a za�atwi�, sp�aca�a czyje� d�ugi za lekkomy�lnie �yrowane weksle. Wik�a�a si� w tysi�ce nieistotnych spraw, z kt�rymi nie bardzo umia�a sobie poradzi�. Nic by�o w niej nic zwyci�skiego. Nawet g�os mia�a cichy, jakby wiecznie zal�kniony. - Wracam z ko�cio�a � wyja�ni�a. � Wyrwa�am si� z domu na wcze�niejsz� msz�. A mo�e ci przeszkadzam? � Patrzy�a na mnie niepewnie oczami koloru zwi�d�ej myszy, jak kiedy� o nich powiedzia� kto� z naszych wsp�lnych znajomych. � W�a�! � Wci�gn�am j� do kuchni. Ociekaj�c� wod� parasolk� umie�ci�am w �azience nad wann�. � Zaraz przygotuj� kaw�. Mam nawet do niej �mietank� � m�wi�am weso�ym tonem, nie wiedz�c jeszcze, czy si� rzeczywi�cie ciesz� z tej nieoczekiwanej wizyty. W ka�dym razie niedziela jako� si� zacz�a. Ciotka Matylda z fotografii zesz�a na plan dalszy, oddali�a si� tak�e wizja salaterki z galaretk�. Kuchnia wraca�a do w�a�ciwych wymiar�w i codziennej normalno�ci. W lichtarzu na stole zapali�am kolorow� �wieczk�, wyci�gn�am dwie fili�anki z cieniutkiej porcelany w banalne r�yczki. Wiktoria siedzia�a przyczajona na brze�ku krzes�a, obserwuj�c w milczeniu moje ruchy. Wilgotne pasemka farbowanych na rudo w�os�w z ciemniejszymi odrostami przy sk�rze, pi�trzy�y si� w nie�adzie niby ptasie gniazdo. Zapijaj�c s�owa drobniutkimi �yczkami kawy, wiod�a d�ugi, chaotyczny monolog. Sprawy zam�nej od zaledwie kilku miesi�cy c�rki miesza�a z osobistymi k�opotami. Wci�� jeszcze nie by�a pewna, czy ma za z�e synowi, �e wybra� studia prowadz�ce wed�ug niej �donik�d". Ba�a si� tak�e telefon�w od dziewczyn. Kt�ra� nich mog�a go nieoczekiwanie oderwa� od niej, od domu, od ca�ej rodziny wreszcie. Ten l�k miesza� si� ze zmartwieniem, jakie spowodowa�o zgubienie w ubieg�ym tygodniu kluczy od mieszkania. Mog�o si� bowiem okaza�, �e nie zgubi�a ich, a �e kto� wyci�gn�� je w autobusie z torebki Wiktorii, potem za� szed� za ni� i wie teraz, gdzie mieszka. No i do dzi� nie wymieni�a zamk�w u drzwi, co powinna dla w�asnego chocia�by spokoju uczyni�. Ale spokoju to ona w 43 og�le nie ma, na co wp�ywa tak�e nie najlepszy stan zdrowia m�a