Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
– Rozetnij serce, Jeff – poleciłem. Jeff jednym zręcznym cięciem otworzył ten wielki narząd od góry do dołu i od razu wiedziałem, że moje poszukiwania zostały uwieńczone pomyślnym rezultatem. Przedsionki i komory serca były całkowicie zablokowane kalafiorowatą masą pokrywającą zastawki. Przewlekłe włókniste zapalenie wsierdzia, często spotykane u świń, natomiast rzadziej u bydła. – Oto, co zabiło pańską krowę, panie Cranford – powiedziałem. Cranford skierował nos na rozcięte serce. – Psiakość, nie powie mi pan, że taki drobiazg może zabić takie wielkie zwierzę! – Ale ten drobiazg wystarczył, żeby zatrzymać przepływ krwi. Bardzo mi przykro, ale nie mam żadnych wątpliwości: pańska krowa padła na skutek choroby serca. – A co z piorunem? – Żadnych oznak, niestety. Może pan sam się przekonać. – A co z moimi osiemdziesięcioma funtami? – Naprawdę ogromnie mi przykro, ale to nie zmienia faktów. – Faktów? Jakich faktów? Przyjechałem tutaj i to, co mi pan pokazał, wcale nie zmienia mego zdania. – No cóż, nie mam nic więcej do powiedzenia. Sprawa jasna jak słońce. Cranford zesztywniał w swoim ptasim przygarbieniu, wyjął ręce z kieszeni i nerwowo zaczął pocierać palce o kciuki obu rąk, jakby pieścił ukochane banknoty, które mu uciekały. Jego twarz wsunięta jeszcze głębiej w kołnierz wydawała się bardziej ptasia niż zwykle. Potem odwrócił się do mnie i zrobił niesamowity wysiłek, żeby się uśmiechnąć. A jego oczy, wbite zazwyczaj w moje klapy, teraz powędrowały o cal wyżej. Przez ułamek sekundy spotkały mój wzrok i zaraz w popłochu umknęły. Wziął mnie na bok i przemówił do mego gardła. W jego chrypliwym szepcie brzmiała nuta prośby. – Panie Herriot, obaj stoimy twardo na ziemi. Pan wie tak samo dobrze jak ja, że towarzystwo ubezpieczeniowe o wiele bardziej może pozwolić sobie na stratę niż ja. Dlaczego więc nie może pan napisać, że to piorun? – Chociaż tak nie myślę? – A co to ma za znaczenie? Przecież może pan to napisać, nikt się nie dowie. Podrapałem się w głowę. – Jedno mnie tu niepokoi, panie Cranford: że ja będę wiedział. – Pan będzie wiedział? – spytał zdumiony farmer. – Ja będę wiedział. I nie ma co dłużej rozmawiać, nie dam panu orzeczenia co do tej krowy i koniec. Zdumienie, niedowierzanie i żal odmalowały się na twarzy Cranforda. – A ja panu powiadam, że nie zostawię tak tej sprawy. Pójdę do pańskiego szefa. – Odwrócił się i wskazał na krowę: – Nie ma tutaj żadnych oznak choroby. I nie będzie mi pan wmawiać, że to się stało na skutek tego drobiazgu w sercu. Pan się nie zna na swoim fachu! Pan się w ogóle na niczym nie zna! Jeff Mallock wyjął swoją odrażającą fajkę z ust: – Ale ja się znam! Jest, jak już powiedziałem. Blokada płuc, mleko cofnęło się w swoich przewodach i zawróciło do ciała, a potem dostało się do serca, no i klapa. To, na co patrzymy, to ścięte mleko. Cranford odwrócił się do niego: – Zamknij się, ty cholerny głupcze! Wcale nie jesteś lepszy niż ten tutaj, pożal się Boże, weterynarz. To piorun zabił mi taką dobrą krowę. Piorun! – Prawie krzyczał, ale zaraz się opanował i powiedział do mnie spokojnie: – Pan o mnie jeszcze usłyszy, panie Wszystkowiedzący, i jeszcze jedno panu powiem: noga pańska więcej nie postanie na mojej farmie. – Zawrócił na pięcie i spiesznie się oddalił swoim charakterystycznym krokiem. Pożegnałem się z Jeffem i ociężale wsiadłem do samochodu. No cóż, wszystko poszło znakomicie. Żeby to praca weterynarza polegała tylko na leczeniu chorych zwierząt, ale niestety tak nie jest. Z tyloma innymi sprawami musi on mieć do czynienia. Zapuściłem motor i odjechałem. Rozdział dwudziesty dziewiąty Nie trzeba było długo czekać, aż Cranford wprowadzi swoją groźbę w czyn. Zadzwonił do drzwi przychodni zaraz po lunchu następnego dnia, a Siegfried i ja, ciesząc się w bawialni poobiednim papierosem, usłyszeliśmy brzęk dzwonka do drzwi. Nie ruszyliśmy się z foteli, ponieważ farmerzy przeważnie nie czekali na otwarcie drzwi. Jednak psy rozpoczęły rutynowe powitanie