Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

On sam mówił nim wprawnie bardzo, ale zaraz na wstępie prezentując się p. krajczemu oznajmił, że był Włochem, że się zwał Toltini, a od dziecka będąc przy dworze, języka niemieckiego nauczyć się miał sposobność. Rozmowa rozpoczęła się od wielkich pochwał, jakie sekretarz oddawał wspaniałości przyjęcia, wytworności stołu, wybornym winom – a na ostatek nawet świetnemu fajerwerkowi... – Wszystko to dla naszej królowej pani – odparł Kiełpsz – zdaje się straconym, tak dziś uderza i nas, i każdego smutek jej twarzy. Toltini żywo bardzo zwrócił się do krajczego. – A jakże się temu możecie dziwować – przerwał. – To było dziecię ukochane, pieszczone, które nigdy, na chwilę nie opuszczało matki. Sama ta myśl, że się z nią rozstać musi. napełnia ją boleścią. Sama jedna, zostanie wpośród obcych. – My też – rzekł Kiełpsz z podejrzanym uśmieszkiem dwuznacznym – nie dziwimy się uczuciu bardzo naturalnemu, ale ubolewamy nad tym i radzi byśmy tylko wiedzieć, czym by ta tęsknota i smutek rozproszyć się dały. Toltini obejrzał się z jakąś obawą dokoła i rzekł z wahaniem pewnym: – Na to jedno jest lekarstwo – czas! I wnet, zwracając rozmowę, Włoch począł badać krajczego – o króla, o jego charakter, upodobania, usposobienie itp. Krajczy rad był może tym pytaniom. – Nie tylko ja – rzekł – ale wszyscy to panu zgodnie powiedzą o królu jedno, że nad niego lepszego człowieka i serca nie znaleźć, ale w tym właśnie i największa przywara, bo zbyt jest łagodnym i dobrym. Toltini podniósł brwi ruchem, który mu był właściwy i opuścił je. Cała skóra na czole poruszała mu się tak, że peruka z nią nawet to niżej opadała, to się ponad czoło dźwigała. – A! a! – rzekł – jak na króla–rycerza, kraju w ciągłych wojnach zmuszonego się bronić, gdzie wiele energii potrzeba, w istocie zbytnia dobroć może się stać szkodliwą, ale w domowym pożyciu... Toltini dokończył takim samym poruszeniem skóry na głowie i czole. Pomyślał chwilę. – Królowa też, którą i my wam przywieźli – odezwał się – perła naszego dworu, odznacza się wielką serca dobrocią, ale – pieszczona... kobieta... nawykła mieć swoją wolę, musi z wolna nawykać do zastosowania się z wolą cudzą. Wyszeptał to poufnie, chcąc Kiełpszowi tonem i miną okazać wartość tego poufnego zwierzenia się. – A – odparł krajczy – spodziewam się, że na despotyzm naszego pana uskarżać się nie będzie. Toltini przyjął to wdzięcznie. – Ja pozostaję tu przy królowej pani – rzekł. – Nawykłem do Wiednia, trudno mi bardzo się z nim rozstać było, ale nasza pani potrzebowała zaufanego do korespondencji człowieka. Cesarz ojciec życzył sobie tego, musiałem się poświęcić, uczyniłem to chętnie. – Zostawiłeś pan rodzinę w Wiedniu? – zapytał Kiełpsz. Włoch na parę kroków się cofnął. – Ja! rodzinę? – począł śmiać się. – Nie miałem jej nigdy. Rodzice dawno mnie odumarli, a nigdy nie byłem żonaty. Poświęciłem się cały usługom najjaśniejszego pana, duszą i ciałem I Toltini, zawiązawszy kilka węzełków na nitce słów, które mu bardzo łatwo z ust płynęły, do niego należę. dosyć zręcznie o króla rozpytywać począł. Dotknął delikatnie, ostrożnie, ale za wcześnie przy nowej znajomości stosunków króla z płcią piękną. Kiełpsz ramionami zżymnął. – Nasz król – zawołał – wychowany przez bogobojną matkę, nieśmiały z natury, nigdy nie – A! – podchwycił Toltini – ale dwór polski za Władysława i Kaźmirza słynął z bardzo okazywał najmniejszej skłonności do zbliżania się ku płci niewieściej. swawolnych miłostek! – Nie wiem – rzekł Kiełpsz – bom nie był wówczas na dworze. – Co się tyczy króla, ten wychował się jak panienka. Toltini słuchał z niedowierzaniem. – Przecież jakieś upodobania mieć musi, coś w życiu musi go nęcić – odezwał się. – Nie ma człowieka, który by skłonności jakichś nie okazywał. Myślistwo? Konie? – Bardzo pomiernie się nimi zajmuje – mówił Kiełpsz. – Jeżeli znowu przyjdzie do wojny, zapewne zajmie się wojskiem i stanie na czele jego. U nas król hetmanem być musi. Włoch zamilkł, a po chwili wychwalać znowu zaczął elegancją i przepych, z jakim wystąpił dwór i król. – Otóż pan trafiłeś – przerwał Kiełpsz – na istotną słabość pana naszego. Lubi on wytworność i wykwintne stroje, wszystko co uszlachetnia człowieka i czyni go przyjemniejszym nawet powierzchownością. – Jest to gust wielkim rodom właściwy – rzekł Toltini. – Nasz też król z panującego domu pochodzi – zamknął Kiełpsz. Gdy tak rozmawiali, w krużgankach ruch powstał, bo ognie się ostatnie spaliły, a marszałek szepnął królowi, iż czas było powracać do sal, w których jeszcze jedna dnia tego ceremonia odbyć się miała. Nigdzie wspanialej jak w Polsce nie występowano z weselnymi podarkami. Obejść się bez nich nie mogło, tym bardziej że oprócz królowej, której należały ze zwyczaju, Michał musiał jakąś ofiarą upamiętnić ten dzień cesarzowej, jej siostrze i młodej siostrze żony. Ceremonia oddawania darów zwykle następującego dnia po weselu się odbywała, lecz cesarzowa nagliła z powrotem do Wiednia, potrzeba więc było przyspieszyć. Król podarki swe żonie złożył już był rano, teraz przyniósł je matce i dwom księżniczkom, a senatorowie po nim poczęli z kolei przynosić i składać u stóp królowej Eleonory podarki najrozmaitsze. Nie grzeszono nigdy skąpstwem w takich razach, cóż dopiero, gdy trzeba było iść w zawody z drugimi? Wysadzali się panowie dygnitarze, wojewodowie, kasztelani, a nawet niektórzy biskupi na te dary, przy tej zręczności popisując łaciną i włoszczyzną. Poczynając od klejnotów, łańcuchów, naszyjników, pasów, do sreber, roztruchanów201, miednic, nalewek, kubków, kosztowne futra, wschodnie kobierce, wzorzyste makaty i obicia lamowe, stosami legły u nóg młodej królowej. Cesarzowa, siostra jej i młoda arcyksiężniczka zachwycone były i ubawione widokiem tych skarbów, na które królowa tylko patrzyła z tak widoczną obojętnością i niemal pogardą, iż matka po kilkakroć jej do ucha szeptała, zapewne usiłując skłonić, aby trochę wdzięczniejszą twarzą starała się to przyjmować. Cesarzowa też, wyręczając ją po kilka razy odzywać się musiała do zbliżających panów, aby zatrzeć nieprzyjemne wrażenie, jakie na nich chłód i duma królowej czyniły. Król Michał wyręczał także żonę, która siedziała zastygła, jakby obca temu, co się dokoła niej działo. Tym, którzy na to zwracali uwagę, mówiono po cichu: – Czegóż bo chcecie od niej! Pierwszy raz rozstaje się z matką. Dajcie jej odboleć rozłączenie się z rodziną. Zabawy i tańce miały się potem przedłużyć jeszcze, zagrała muzyka, poruszyła się młodzież na dany znak króla, lecz ten chłód, jaki od początku obwiewał wszystko, paraliżował i pląsy niewesołe, urywane, które się wprędce skończyły, bo królowa uskarżała się na znużenie, a cesarzowa odjazdem wymawiała