Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Utkwił mi w pamięci jeden szczegół. Kiedy ksiądz się pochylał nad łóżkiem, by namaścić usta mamy, zobaczyłam jego ciemno-purpurowe spodnie, spodnie w kolorze bakłażanu. Requiescat in pace. Spoczywaj w pokoju. – Matko Boska! – wołała mama, kiedy wpadała w gniew z naszego powodu. – Chyba już tylko w grobie będę miała spokój. – Wypowiadała te słowa gwałtownie, wyrzucała je z siebie. Spokój! Oto teraz przybył kapłan i podarował jej to, czego tak bardzo pragnęła. Obwieścił to w języku Kościoła. Nie mieliśmy dość pieniędzy, aby opłacić żałobników czy człowieka, który by siedział przy niej z talerzem baraniny i zjadał wszystkie jej występki, aby nie ciążyły na niej i nie zatrzymały jej na dłużej w czyśćcu. Nie mieliśmy czym opłacić zakonników, by przenieśli mamę z domu do kościoła, ale na szczęście pomogli sąsiedzi. Chociaż tatę wykluczono z gildii hodowców jedwabników, mamy nie zakopano w zwykłej ziemi. Nie. Conception de Luarca mogła spocząć w kościele parafialnym w Quintanapalli, gdzie pod naszą ławką spoczywał mój dziadek, a także jego brat i wszyscy członkowie rodziny (z wyjątkiem Ernesta, którego ciało zniknęło, oraz martwo urodzonych dzieci mamy i moich ciotek; ich ciała musiały się zadowolić oczekiwaniem na zewnątrz do chwili, gdy przyjdzie Chrystus, by je przywrócić do życia). Płyta nad kryptą grobowca rodziny Luarca miała otwór, w którym grabarz umieszczał łom, a następnie odsuwał na bok kamienny blok. Wokół otworu wyryto jedenaście gąsienic Jedwabnika, niżej zaś umieszczono nazwisko rodziny. Było tam jedenaście gąsienic, ponieważ od jedenastu setek jajeczek mój przodek Sandoval rozpoczął hodowlę. Umieściliśmy mamę w grobie, po czym płyta wróciła na miejsce, wydając zgrzytliwy, żałosny dźwięk – westchnienie, jeżeli kamień w ogóle może wzdychać. Nie byłam pewna, czy mama miała w końcu spokój, o którym mówiła. *** Mama wyjechała do Madrytu trzy lata przed swoją śmiercią, zabierając ze sobą dobrobyt. Wszelako póki żyła, wierzyłam, że dobrobyt istnieje gdzieś na świecie i że kiedyś powróci. Gdy umarła, wraz z nią zginął też dobrobyt. Cierpiałam na wspomnienie chwil, kiedy siedziała przy naszym łóżku, śpiewała nam kołysanki do snu. Znała mnóstwo piosenek; pamiętam nie więcej niż kilka fraz każdej z nich, ale wiem, że były to pieśni o miłości i romansach, o młodzieńcach, którzy wyruszali w świat w poszukiwaniu żony i wdawali się w pojedynki o swoje ukochane. Kiedy mama umarła, Dolores miała czternaście lat. Nie była jeszcze dojrzała, ale nie była już dzieckiem. Przypadły jej wszystkie obowiązki dorosłej kobiety. Wysiłki Dolores niewiele miały wspólnego z prawdziwym prowadzeniem domu. Wiedziała, jak trzymać garnek, ale posiłki, które podawała, były pozbawione smaku. Przyrządzała potrawy, które byłyby całkiem dobre, gdyby nie brak dajmy na to cebuli albo czosnku, albo innych dostępnych drobiazgów. Najczęściej chodziło o coś zwykłego, co mogło znajdować się tuż pod ręką, na przykład wisiało przy piecu. Po śmierci mamy zmieniło się moje życie. Oczywiście jakoś przeżyłam, ale ciągle doskwierał nam brak wielu rzeczy. Sukienki nie miały guzików, pantalony wymagały zacerowania, naczynia były utłuczone, paznokcie połamane i nierówne. Wszystko było czyste, moje sukienki i nawet schowana przed światem bielizna; ale często zdarzał się rozpruty szew i moje włosy nie zawsze były zaplecione. Uważałam to za wstydliwe, widoczne dla wszystkich sygnały, mówiące, że nasza mama umarła. Kiedy znajdowałam się między obcymi, czułam, że przyglądają mi się jak komuś pozbawionemu miłości. Dolores cierpiała na swój sposób, ale tylko ja płakałam i na mamy pogrzebie, i po nim. Moja siostra trzymała się prosto i nie opuszczała głowy. Tata stał się nieobecny. Był wiecznie zamyślony, poza krótkimi przypływami wściekłości, zwykle z mojego powodu. Szlochałam, a jego gniewał mój płacz. Z początku tylko prosił. – Przestań, Francisco, przestań – mówił. – Proszę, przestań, moje dziecko. Płacz nic tu nie pomoże. – Potem powtarzał, że zamartwiam mamę, która przygląda się nam z nieba i nie może udać się spokojnie po wieczną nagrodę. Albo że od ciągłego płaczu oślepnę i nie będę mogła nauczyć się tkactwa, dlatego nie wyśle mnie do Epili, bym pracowała i mieszkała z innymi dziewczętami. Albo coś w tym rodzaju. Ale nic, co mówił, nie mogło zatrzymać moich łez, nawet jeśli zaczynał mi grozić: – Zamilcz! Albo każę ci odejść z tego domu, na pewno to zrobię! Francisco, nie zniosę tego ani minuty dłużej! Wreszcie zaczynał mnie bić. Uderzeniem otwartą dłonią w głowę przewracał mnie na podłogę. Kuliłam się, starałam osłonić. Czasem mnie nawet kopał, podczas gdy Dolores tylko przyglądała się bezradnie. Dreptała wokół nas, wykonując zwykłe, codzienne prace domowe. Kiedy ojciec kończył, podkradałam się i jak małe dziecko wskakiwałam mu na kolana. Nie bałam się, gdy mijał mu gniew. Na ogół tata był spokojnym mężczyzną. Rozumiałam, że bił mnie, ponieważ w ten sposób przeciwstawiał się fatalnemu losowi. Jego napady były jedynym środkiem, który pozwalał nam się oczyścić, mnie z żalu, jego ze złości. Mile wspominam chwile, w których siedzieliśmy spokojnie razem, on zaś kołysał mnie w ramionach. Mama pozostawiła po sobie małą skrzynkę. Z lekami, amuletami, ziołami i innymi drobiazgami, drobiazgami potępionymi przez Kościół. Ludzie przypisywali im nadzwyczajną moc. Nie zwracali się jednak przeciwko Bogu, ponieważ jeśli tkwiła w tych przedmiotach jakaś siła, to jej źródłem mógł być wyłącznie Bóg. Czym różni się kawałek bursztynu, przeznaczony do odpędzania diabła, od relikwii albo wizerunku świętego? Niczym, twierdziła moja matka. Jednakże mimo to trzymała amulety w sekrecie. W żadnym razie nie było w tym Przesady, skoro każdy nieszkodliwy przedmiot mógł stać się dowodem uprawiania czarnej magii. Po śmierci mamy starannie ukrywałam jej szkatułkę. Znalazłam bezpieczną kryjówkę i spędzałam część każdego dnia na dotykaniu i oglądaniu z bliska każdego drobiazgu. Naszyjnika z muszli, który sprawiał, że dzieci nie toczyły piany z ust; odchodów niektórych zwierząt, używanych do sporządzania cuchnących okładów. Szklanych paciorków i żółtego proszku przeciwko żółtaczce. Słów posiadających moc sprawczą, napisanych na skrawkach papieru i ukrytych w wosku albo pluszu. Ziół w związanych końskim włosem skórzanych mieszkach. Proszku z białych korzeni ciemiężycy, które zbierałyśmy jesienią i suszyłyśmy na piecu; rozsypany na podłodze pod łóżkiem, chronił nas przed wszami i pchłami