Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
W karetce zresztą i tak nie było dla niej miejsca, a Zoe nie chciała, by przyjaciółka była obecna przy śmierci Gordona, czego się poważnie obawiała. Już lepiej, żeby Tania pojechała oddzielnie, z Charlotte Collins. W drodze do szpitala Tania opowiedziała szefowej rancza o mężczyźnie ze strzelbą, którego widzieli po południu. - Gordon uważał, że jest nieszkodliwy. - Większość z nich faktycznie jest nieszkodliwa, ale zdarzają się i psychopaci. Parę lat temu jakiś facet, wypuszczony z więzienia w innym stanie wymordował całą rodzinę nocującą w namiocie. Ale takie rzeczy nie zdarzają się tu często. Zwykle nie zamykamy nawet drzwi na noc. Tania patrzyła na nią nieprzytomnym wzrokiem. Nie mogła sobie darować, że nie pojechała karetką. Wciąż jeszcze nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Droga do szpitala zdawała się ciągnąć w nieskończoność i kobiety odbyły ją w milczeniu. Tania była zbyt wstrząśnięta, by rozmawiać, zaś Charlotte szczerze jej współczuła. Wiedziała więcej, niż się Tani zdawało. Bardzo niewiele uchodziło jej uwagi. Romansowanie z gośćmi nie było dobrze widziane na ranczo, wręcz przeciwnie, bywało surowo karane, ale od czasu do czasu zdarzały się historie wyjątkowe. Zasady regulaminu nie zawsze wytrzymywały próby życia. Teraz pozostawała tylko nadzieja, że Gordon nie umrze. Reszta nie miała znaczenia. Kiedy karetka dotarła do szpitala, wszystko było już przygotowane na przyjęcie rannego, sala operacyjna rzęsiście oświetlona, a chirurdzy szorowali ręce. Lekarz dyżurny zapytał, czy Zoe zechce uczestniczyć w operacji, ale odparła, że nie wydaje jej się to konieczne. Czuła, że bardziej przyda się Tani w poczekalni. Udało jej się utrzymać Gordona przy życiu przez drogę do szpitala, reszta leżała w rękach chirurgów. - Co z nim? - zapytała Tania nieswoim głosem. - Żyje, ale stan jest krytyczny. - Tylko tyle mogła powiedzieć Zoe o swoim pacjencie, chciała jednak być uczciwa wobec Tani. Charlotte skrzywiła się na te słowa. W milczeniu czekały na wynik operacji, trzymając za ręce płaczącą Tanie. Ta zaś nie kryła swojej rozpaczy, nie licząc się z obecnością Charlotte. Nie było teraz ważne, co szefowa rancza wie, a czego się domyśla. W tej chwili obchodził ją tylko i wyłącznie Gordon. Przyjechała policja i Tania złożyła zeznania. Powiedziała, gdzie spędziła noc i w tym momencie Zoe poważnie się zaniepokoiła. Jeżeli informacja wydostanie się na zewnątrz, brukowce rzucą się na Tanie jak wygłodniałe hieny: TANIA THOMAS I KOWBOJE Z RANCZA DLA TURYSTÓW. Charlotte pomyślała o tym samym i poszła porozmawiać z policjantami. Niewiele mogli zrobić, by ukryć dowody, zresztą Charlotte wcale tego od nich nie żądała, ale nikt nie musiał biec z informacjami do gazet. Policjanci znali dobrze Charlotte i okazali wiele zrozumienia. Obiecali również wysłać szeryfa w góry na poszukiwanie napastnika i skradzionego konia. Ktoś zawiadomił Johna Kronera, uznawszy, że jako lekarz sprawujący pieczę nad ranczem, powinien być na miejscu. Przyjechał na blok operacyjny, ale dowiedział się tylko tyle, że stan Gordona jest nadal krytyczny. Zszyto mu tętnicę, ale obrażenia były poważne i Gordon stracił mnóstwo krwi. Tania siedziała w poczekalni z zamkniętymi oczami, a Zoe przechadzała się korytarzem wraz z Johnem. - Ona nie wygląda dobrze - zauważył John pod adresem Tani. - Czy i ją też zaatakował ten szaleniec? Co robiła w corralu w środku nocy? Zoe uśmiechnęła się z sympatią. Był naiwny, młody, ale darzyła go zaufaniem. - Ona go kocha - powiedziała. To wyjaśniało wszystko i John ze zrozumieniem skinął głową. Upłynęła godzina, zanim wyszedł do nich lekarz operujący. Spojrzał na Tanie tak posępnie, że niemal zemdlała na jego widok. Zoe ściskała ją z całej siły za rękę i Tania zaczęła płakać, zanim jeszcze lekarz powiedział słowo. Spojrzał na nią, jakby rozumiał sytuację. - Wyjdzie z tego - powiedział czym prędzej. Tania wybuchnęła łkaniem i przylgnęła do Zoe. - Wszystko dobrze, Taniu... Już wszystko dobrze... on przeżyje. Cicho, maleńka... - O Boże! A ja myślałam, że nie żyje - wyszlochała. Chirurg wyjaśnił Charlotte, że zostały uszkodzone wiązadła i nerwy, ale nie przypuszcza, by nastąpiły komplikacje. Nie widział też konieczności ponownej operacji. Terapia i parotygodniowa rekonwalescencja powinny zrobić swoje. Gordon stracił mnóstwo krwi, ale szybka akcja Tani i Zoe uratowała mu życie. Postanowił nie robić transfuzji i żywił nadzieję, że jeżeli nie pojawi się gorączka, pacjent będzie mógł nazajutrz wrócić do domu. Potem chirurg zwrócił się do Tani. - Chciałaby pani z nim się zobaczyć? Świetnie się panie spisały. Gdyby nie zacisnęła pani tętnicy, wykrwawiłby się na śmierć w przeciągu paru minut. Tania skinęła głową, niezdolna wydobyć słowa. - Czy on jest przytomny? - wykrztusiła w końcu, idąc z lekarzem przez długi korytarz. Inni postanowili zostać w poczekalni. - Mniej więcej. - Lekarz uśmiechnął się do niej, myśląc, że bardzo piękną jest kobietą. Oszacował jąna trzydzieści lat i nie miał pojęcia, kto to. - Jest jeszcze trochę oszołomiony po narkozie, ale pytał o panią, gdy się tylko obudził. Zaprowadził ją do sali pooperacyjnej i nakazał założyć fartuch. W pomieszczeniu znajdowało się z tuzin pielęgniarek i dwa razy tyle sprzętu medycznego, ale udało jej się dostrzec Gordona. Na jej widok uniósł głowę i uśmiechnął się. - Cześć! - powiedział, a ona pochyliła się, żeby go pocałować. - Wystraszyłeś mnie. - Przepraszam. Próbowałem odciągnąć go od koni, ale mnie dopadł. - Masz szczęście, że cię nie zabił - powiedziała, nie mogąc opanować drżenia. - Lekarz powiedział, że ocaliłaś mi życie. - Wymienili długie spojrzenie