Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

- Dlaczego nie zaaresztujesz Strangmana? - zapytał Kerans. Riggs zaśmiał się krótko. - Bo nie mam żadnych podstaw, żeby go zatrzymać. Strangman dobrze wie, że z legalistycznego punktu widzenia miał pełne prawo do obrony własnej i mógł zabić Bodkina, jeśli okazałoby się to konieczne. - Kiedy Kerans obejrzał się przez ramię ze zdumieniem, pułkownik ciągnął dalej: - Nie pamiętasz już Ustawy o Terenach Odzyskanych ani Regulaminu Dykesa, określających zasady zachowania ładu i porządku? Oba te przepisy nadal obowiązują. Wiem, że Strangman to kawał drania, że paskudna jest ta jego biała skóra i jego aligatory, ale ściśle rzecz biorąc, za osuszenie laguny powinien dostać medal. Jeśli się na mnie poskarży, będę się musiał gęsto tłumaczyć z tego karabinu maszynowego, który kazałem rozstawić na ulicy. Wierz mi, Robercie, że gdybym przypłynął pięć minut później i zastał cię porąbanego na kawałki, Strangman mógłby twierdzić, że byłeś wspólnikiem Bodkina, a ja nie byłbym w stanie zrobić w tej sprawie absolutnie nic. To niezły spryciarz. Zmęczony Kerans, który spał tej nocy tylko trzy godziny, oparł się o framugę okna, uśmiechając się do siebie blado, próbował bowiem pogodzić tolerancyjną postawę Riggsa wobec Strangmana ze swoim własnym stosunkiem do niego. Zrozumiał, że dzieli go teraz od Riggsa jeszcze głębsza przepaść. Chociaż pułkownik stał w odległości zaledwie kilku stóp od niego, podkreślając swoje słowa energicznymi wymachami pałki, Kerans nie potrafił w pełni zaakceptować jego realności, jak gdyby wizerunek Riggsa przekazywała na stację badawczą z ogromnej odległości w czasie i przestrzeni jakaś skomplikowana, trójwymiarowa kamera. To Riggs, a nie on, był podróżnikiem w czasie. Kerans uznał, że w sensie fizycznym reszta oddziału jest także nierzeczywista. Wielu ludzi spośród pierwotnego składu wymieniono - zniknęli na przykład wszyscy, którym śniły się tajemnicze sny, wśród nich także Wilson i Caldwell. Zapewne z tego powodu, a także ze względu na swoje blade oblicza i zmęczone oczy, nowi żołnierze Riggsa stanowili wyraźny kontrast z ludźmi Strangmana. Wydawali się Keransowi nijacy i nierealni - wykonywali rozkazy nie jak ludzie, ale jak inteligentne androidy. - A kradzież? - zapytał. Riggs wzruszył ramionami. - Oprócz kilku błyskotek, które podprowadził z domu towarowego Woolworthsa, nie przywłaszczył sobie nic wartościowego i nie uczynił niczego, czego nie można by wytłumaczyć naturalną nadgorliwością jego ludzi. A jeśli chodzi o posągi i tym podobne rzeczy, to Strangman wykonuje w istocie ważną robotę, ratując dzieła sztuki, których w chwili ewakuacji nie można było zabrać. Choć wcale nie jestem pewien, po co naprawdę to robi. - Pułkownik poklepał Keransa po ramieniu. - Powinieneś o nim zapomnieć, Robercie. Strangman siedzi teraz spokojnie, ponieważ wie, że prawo jest po jego stronie. W przeciwnym wypadku doszłoby do walki. - Riggs urwał. - Wyglądasz, jakbyś był zupełnie wykończony. Miewasz jeszcze te sny? - Od czasu do czasu. - Keransa przeszył dreszcz. - Ostatnie kilka dni w lagunie to kompletne szaleństwo. Trudno mi opisać Strangmana... to biały demon, któremu oddają cześć wyznawcy voodoo. Nie mogę pogodzić się z myślą, że puścisz go wolno. A kiedy zalejecie znów lagunę? - Kiedy za...? - powtórzył Riggs, potrząsając głową z oszołomieniem. - Robert, ty naprawdę utraciłeś kontakt z rzeczywistością. Im szybciej stąd wyjedziecie, tym lepiej dla was. Oczywiście, nie tylko w żadnym wypadku nie zaleję laguny, ale jeśli ktoś choćby spróbuje to zrobić, osobiście odstrzelę mu łeb. Odzyskanie każdego terytorium, a szczególnie terenów miejskich, jak ten, to obecnie kwestia najwyższej wagi. Jeżeli Strangman naprawdę zdoła wypompować wodę z tych dwóch pobliskich lagun, zostanie nie tylko ułaskawiony, ale otrzyma jeszcze w nagrodę urząd tutejszego generał-gubernatora. - Riggs wyjrzał przez okno, słysząc metalowy brzęk zalanych słońcem schodów awaryjnych. - Właśnie tu idzie. Ciekawe, co się tym razem zalęgło w jego parszywym łbie... Kerans podszedł do Riggsa, odwracając wzrok od gnijących, żółtawych dachów. - Pułkowniku, przepisy przepisami, ale ty musisz na nowo zalać tę lagunę. Byłeś już na ulicach? Są plugawe i odrażające! To jest koszmarny, martwy, skończony świat. Strangman wskrzesza trupa! Po dwóch czy trzech dniach sam się przekonasz... Riggs gwałtownie odwrócił się od biurka, przerywając Keransowi w pół zdania. W jego głosie słychać było ton zniecierpliwienia. - Nie zamierzam zostawać tu na trzy dni - rzucił krótko. - Nie obawiaj się. Nie cierpię na żadne obsesje, związane z tymi lagunami, bez względu na to, czy są zalane czy nie. Jutro wszyscy ruszamy stąd skoro świt. - Nie możecie wyjechać, pułkowniku - odpowiedział zaskoczony Kerans. - Przecież Strangman zostanie. - Oczywiście, że zostanie! Myślisz może, że bocznokołowiec ma skrzydła? Strangman nie musi wyjeżdżać, jeżeli sądzi, że uda mu się przetrwać zbliżające się wielkie upały i deszcze. Nigdy nic nie wiadomo