Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Jego etyka nie była ani wyższą, ani też różną od tej zawartej już w tradycji hebrajskiej. W każdym razie, masowy ruch wymaga czegoś więcej, niż wysokich idei etycznych, aby odnieść mógł sukces. Gdyby apel, skierowany pierwotnie do Żydów, nie mógł być poszerzony w ten sposób, aby objąć również prozelitów i nie-Żydów, nie dokonałby on żadnego uderzającego postępu. Zastąpienie obrzezania obrzędem chrztu było więc jedną z koncesji. Przyjęcie niewolników na pełnoprawnych członków, było następną. Kolejne ustabilizowanie wspierających się wzajemnie społeczności (gmin) wiernych, zachęcało coś więcej, niż tylko finansową niezależność. Wbrew opozycji z Jerozolimy, ruch zaczynał stawać się coraz to bardziej kosmopolitycznym. Jego propaganda adaptowana była stosownie, ze specjalnym naciskiem, kładzionym, w nie-żydowskich dramatach pasyjnych, na winę Żydów w odrzuceniu Zbawiciela. Wynikiem tego rozłamu pomiędzy nie-żydowskimi chrystystami, a żydowskimi jezuistami, było wynurzanie się nowej sekty, która była już w stanie współzawodniczyć z licznymi religiami misteryjnymi, istniejącymi już w świecie grecko-rzymskim. Uwolnieni z kontroli społeczeństwa Jerozolimy, nie- żydowscy chrystyści, byli w stanie zaadaptować się do potrzeb czasu. Nieodłącznie, odsłoniło to ich narastająco pogańskie wpływy. Cała koncepcja czysto duchowego, w odróżnieniu od doczesnego, zbawienia, która wyrosła w kościołach nie-żydowskich, jest raczej pochodzenia helleńskiego lub perskiego, niż żydowskiego. Podobnie jest z tytułem "Zbawiciela " oraz ideą, iż ci, którzy uczestniczą w mistycznym rytuale, stają się jednością z ukrzyżowanym pół-bogiem. Prowadzeni jesteśmy do wniosku, iż centralna figura kultu, reprezentowanego w ewangeliach, musi być raczej konstrukcją propagandystów, niż biografii. Chrystus tak opisany nie posiada więcej roszczeń do historyczności, niż pozostali zbawiciele i boscy nauczyciele starożytności. Żaden z pogańskich nauczycieli, wielbiony, jako bóg, nie jest wywodzony od faktycznie istniejącego nauczyciela lub prawodawcy i to samo można powiedzieć o takich szanowanych założycielach kodów i wyznań, jak Manu, Likurgiusz, Numa i Mojżesz. Nawet naukowcy, którzy ciągle mówią o Mojżeszu, jako o postaci historycznej, muszą zgodzić się z faktem, że nie napisał on nic. Nie można mu przypisywać w większym stopniu wynalezienia Dziesięciu Przykazań, niż by się przypisywało Romulusowi lub Numie wynalazek Dwunastu Tablic. Roszczenia czynione były odnośnie historyczności Zaratustry, ale nie mogą one być dowiedzione jakąkolwiek udokumentowaną ewidencją. Jedynym powodem do wierzenia, iż był on rzeczywistą osobą, jest założenie, że w taki właśnie sposób ruchy religijne bywają zapoczątkowane. Ale kiedykolwiek tradycja wspomina o założycielu doktryny, czy misteriów, krytyczne poszukiwania odnajdują mit. Jeśli weźmiemy całą serię tradycyjnych nauczycieli, aż do początków ery chrześcijańskiej, odkryjemy, iż są oni w sposób mniej lub bardziej jasny, produktami tej samej tendencji, która doprowadziła do powstania koncepcji boskich Nauczycieli - czyli nawyku przypuszczania, iż wszystko, co uważa się za dobre musi pochodzić z boskiego, lub supernormalnego źródła. MIT I HISTORIA Jednym zastrzeżeniem, które można by uczynić w tym punkcie, byłoby to, iż niektórzy z założycieli religii, byli w sposób niekwestionowany rzeczywistymi osobami. To, co człowiek sprawdzalnie, uczynił, można argumentować, mogło być też uczynionym w starożytnych czasach przez innych ludzi. Jeśli Mahomet założył nową religię, dlaczego nie Zoroaster ? Jeśli Budda dał całkowicie nowe i potężne nauki, dlaczego Jezus nie miałby tego uczynić ? Rozważmy najpierw, dlaczego akceptujemy historyczność Mahometa. (1) jest on dość daleko w okresie historycznym, (2) Jego religia urosła w potęgę i rozgłos w ciągu jednego pokolenia od jego śmierci - daleko szybszy rozwój, niż w chrystyźmie, choć jego rozszerzanie się bywa często opisywane, jako cudowne. (3) Pozostawił on faktycznie pisane dokumenty i chociaż były one z całą pewnością poddawane edycji, większość z nich jest wolna od dobrze znanych znamion późniejszej fabrykacji. (4) Cnotą relacji islamu wobec chrześcijaństwa, które głosiło monopol prawdy dla swych ksiąg świętych, jest to, że krytyczne światło odbijało od nowego kultu, od pierwszych dni jego ekspansji poza Arabią. (5) Biograficzne sprawozdania o Mahomecie nie są typowo mitycznymi, pomijając opowieści o cudach podczas jego narodzin i dzieciństwa. Poza takowymi upiększeniami i odniesieniami do stosunków z aniołami, Mahomet rodzi się, żyje i umiera w znanych datach. Nie czyni on żadnych cudów i nie rości sobie praw do boskości. Jest on, pokrótce, rozpoznawany, jako historyczny typ mistrzowskiego fanatyka. W każdym z owych odniesień, jego zapis różni się ostro i wyraźnie od zapisów Buddy, czy Jezusa. Absolutna data, oczywiście, nie jest ostatecznie przekonywującą. Wierzymy wszak w historyczność pewnych Żydów p.n.e. i nie wierzymy w legendy o Wilhelmie Tellu. Ale kiedy rozważamy otoczenia, w których zarówno Budda, jak i Jezus mieli żyć, jest rzeczą jasną, iż możliwości fabuły narastającej wokół ich imion, są nieograniczone. Ani Jezus, ani też Budda nie pozostawili po sobie pisanego słowa: ani też krytyczni naukowcy nie twierdzą, że ich najbliżsi towarzysze mieliby to uczynić. Faktem jest, że wiele powiedzeń, przypisywanym im obojgu, nie jest prawdą. Zamiast pozwolić przypuszczalnej historyczności Buddy, zaświadczać o odnośnej historyczności Jezusa, doprowadzeni jesteśmy do zapytywania, czy jedna z nich nie jest podobnie problematyczną, jak i druga. Jak tylko zaczniemy studiować początki buddyzmu, stajemy się świadomymi tego samego dylematu. Wydawało by się, iż chociaż Budda nie odrzucał bezpośrednio wiary w bóstwa, to ignorował on takową, jako zupełnie bezwartościową. Ruch, który zapoczątkował on pod swym imieniem, był praktycznie ruchem ateistycznym. Po drugiej zaś stronie, legendy o jego narodzinach i życiu znajdują się w grupie super-naturalnych wierzeń wcześniejszych i późniejszych czasów