Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Bałam się o moją reputację naukową, ponieważ wiedziałam, że odkryte przeze mnie dane, po dokonaniu pewnych zmian, mogłyby z łatwością 144 posłużyć za poparcie dla najbardziej irracjonalnego, najstraszliwszego, najbardziej niebezpiecznego ruchu religijnego, istniejącego w naszym społeczeństwie. Naturalnie mówię o Apostołach Płomieni. Potem, po niedługim czasie, gdy Biney przyszedł do mnie ze swymi odkryciami, zdałam sobie sprawę, że muszę ujawnić, co wiem. Mam tu zdjęcia i wykresy moich wykopalisk na wzgórzu Tombo, niedaleko osady Beklimot na półwyspie Sagi kań. Bineyu, ty już je widziałeś, więc gdybyś był tak dobry i podał je profesorom Athorowi i Szirinowi... Siferra odczekała, aż obejrzeli materiały i powróciła do swego wywodu. - Łatwiej będzie zrozumieć te wykresy, jeśli porówna się wzgórze Tombo do układanego warstwami olbrzymiego tortu. Każda warstwa to starożytna osada zbudowana na swojej bezpośredniej poprzedniczce - najmłodsza, oczywiście, na szczycie wzgórza. Ta tutaj jest przykładem miasta z tak zwanej kultury beklimockiej. Poniżej znajduje się miasto, zbudowane - jak sądzimy - przez tych samych ludzi, ale na wcześniejszym etapie ich cywilizacji. W sumie co najmniej siedem osad z różnych okresów, może nawet więcej. Każdy z tych okresów, panowie, dobiegł końca, ponieważ osada została zniszczona przez ogień. Widzicie zapewne ciemne granice między poziomami. Są to linie ognia - pozostałości węgla drzewnego. Zgadując intuicyjnie, ile czasu te miasta potrzebowały, by powstać, rozwinąć się i ostatecznie upaść, doszłam do wniosku, że każdy z tych wielkich pożarów zdarzał się w odstępach mniej więcej dwóch tysięcy lat, przy czym ostatni z nich miał miejsce około dwóch tysięcy lat temu, nieco przed rozwinięciem się kultury beklimockiej, którą uważamy za początek czasów historycznych. Tak się składa, że węgiel drzewny w szczególny sposób nadaje się do badania metodą radioaktywnego izotopu C^ która pozwala nam dość dokładnie określić wiek danej osady. Od kiedy moje materiały z Tombo dotarły do Saro, w naszym wydziałowym laboratorium wciąż prowadzono 10 - Nastanie nocy 145 analizę radiologiczną i właśnie teraz otrzymaliśmy wyniki. Mogę je przedstawić z pamięci. Najmłodsza z osad w Tom-bo została zniszczona przez ogień dwa tysiące pięćdziesiąt lat temu, przy możliwości błędu statystycznego w granicach dwudziestu lat. Węgiel drzewny z osady niżej ma cztery tysiące sto lat, z dokładnością do plus minus czterdziestu lat. Trzecia osada od góry została zniszczona przez ogień sześć tysięcy dwieście lat temu, z dokładnością do sześćdziesięciu lat. Czwarta osada w dół wykazuje wiek węgla C ^ ośmiu tysięcy trzystu lat, przy błędzie rzędu plus minus osiemdziesięciu lat. Piąta... - Wielkie nieba! - wykrzyknął Szirin. - Czy wszystkie odstępy czasu między nimi są podobne? - Wszystkie. Pożary zdarzały się w odstępach nieco ponad dwóch tysięcy lat. Pomimo ryzyka pewnych niedokładności, które są nie do uniknięcia przy datowaniu węglem radioaktywnym, istnieje jednak duże prawdopodobieństwo, że miały one miejsce precyzyjnie co dwa tysiące czterdzieści dziewięć lat. Zgodnie z tym, co wykazał Biney, jest to dokładnie częstotliwość występowania zaćmień Dovima. Jak również - dodała Siferra niewesoło - czas trwania tego, co Apostołowie Płomieni nazywają Rokiem Łaski, który ma się zakończyć zniszczeniem świata przez ogień. - Tak, w wyniku powszechnego obłędu - głucho powiedział Szirin. - Kiedy nastąpi Ciemność, ludzie będą pragnęli światła. Jakiegokolwiek światła. Pochodnie. Ogniska. Będą palić wszystko. Meble. Domy. - Nie - zaprotestował Biney słabym głosem. - Pamiętaj, ci ludzie nie będą przy zdrowych zmysłach. Będą postępować jak małe dzieci, choć zachowają ciała i szczątki rozumu człowieka dorosłego. Będą umieli posługiwać się zapałkami. Nie będą natomiast pamiętać, jakie skutki może przynieść rozniecanie pożarów. - Nie - powtórzył Biney rozpaczliwie. - Nie. Nie! - To już nie był wyraz niewiary. - Można by przyjąć - dodała Siferra - że pożary w Tombo miały jedynie zasięg lokalny. Regularność, z jaką się powtarzały na przestrzeni tak długiego okresu, byłaby 146 wówczas czystym zbiegiem okoliczności. Zjawisko to ograniczałoby się tylko do tego jednego miejsca, może nawet jako praktykowany tam swoisty rytuał oczyszczenia. Nie można by temu zaprzeczyć, skoro nigdzie indziej na Kalgaszu nie znaleziono dotąd żadnych osad starożytnych, które byłyby porównywalne wiekiem do sagikańskich. Jednak obliczenia Bineya wszystko zmieniły. Teraz wyraźnie już widać, że co dwa tysiące czterdzieści dziewięć lat świat pogrąża się w Ciemności. Tak jak mówi profesor Szirin, na całym świecie ludzie rozpalali ogień, a że nie potrafili nad nim zapanować, przekształcał się w pożary. Z tego samego powodu i w podobny sposób, jak miało to miejsce w przypadku miast Tombo, w okresie pożarów ulegały zniszczeniu wszystkie osady ludzkie na całym świecie. Stąd też z ery prehistorycznej nie pozostało nam nic poza wzgórzem Tombo. Apostołowie Płomieni mówią, że jest to miejsce święte, miejsce, gdzie bogowie ukazywali się swemu ludowi. - I może teraz ukazują się po raz kolejny - enigmatycznie rzekł Athor - podsuwając nam dowody na pożary z minionych epok. - Panie profesorze - Biney spojrzał na niego ze zdziwieniem - czy zaczyna pan wierzyć naukom Apostołów? W uszach Athora słowa Bineya zabrzmiały tak, jakby młody astronom otwarcie zarzucał mu szaleństwo. Minęła chwila, zanim zdobył się na odpowiedź, jednak jego głos zabrzmiał nad podziw spokojnie: - Czy im wierzę? Nie. Choć przyznam, Bineyu, że wzbudzają moją ciekawość. Co więcej, z lękiem stawiam sobie pytanie: a jeśli Apostołowie mają rację? Mamy obecnie dokładne dane o tym, że Ciemność rzeczywiście zapada w odstępach dwóch tysięcy czterdziestu dziewięciu lat, o czym napisano w Księdze Objawień. Z kolei profesor Szirin mówi, że gdyby do tego doszło, świat by oszalał