Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
.. - Trzeba będzie przyjrzeć się także i jemu... Czarny uznał, że tego ostrzeżenia wystarczy, więc nic już "f odpowiedział. Rozpoczęła się dalsza debata, ale toczyła się tylko woko przygotowań do wojennej rozprawy. Rządy księcia Zygmunta na Litwie nie przyczyniały mu popula*1 ści. Choć gra polityczna nie była mu obca, to raczej cechowała. prymitywna chytrość niż dalekowzroczność polityka. Nie umiał zo° się na umiar i opanowanie ani też snucie bardziej sięgających w P szłość planów. Zbyt łatwo impulsy brały w nim górę, więc zdarzały się w^ i kaźnie dyktowane wybuchami gniewu, a nie rozwagą czy koniecznością. I tak, kiedy za namową Wielkiego Mistrza wysłali ze Świdrygiełłą do siebie posłów w sprawie zawarcia ugody, Zygmunt kazał Świdrygieł-jowych potopić. A kiedy jego właśni wrócili jednak cało, włóczono ich końmi, a potem także potopiono. Zaczął postępować zbyt bezwzględnie, a nawet często wręcz okrutnie, także w stosunku do bojarów oraz książąt. Rezultaty takiego postępowania wnet dały o sobie znać, gdyż nawet ci, którzy początkowo brali udział w spisku i wspomagali go przy napadzie oszmiańskim, teraz zaczęli znów spiskować, ale przeciw niemu, na rzecz Świdrygiełły. Jednego z posłów tych spiskowców udało się Zygmuntowi pochwycić. Przykazał wziąć go na tortury i ten, poddany mękom, wydał swoich mocodawców. Skutkiem tego na rozkaz Wielkiego Księcia pojmano Janusza, wojewodę trockiego, oraz książąt Sedebora i Kinzgaiłę. Janusza i Sedebora zaraz tejże nocy kazał stracić, a Kinzgaiłę wtrącił do lochu. Ta rosnąca przeciw Zygmuntowi wrogość siłą rzeczy, objęła i Polaków, którzy dali mu władzę. Te nieprzychylne nastroje przerodziły się i potem na południu w otwarty bunt, a na Żmudzi w ciche spiski i lokalne niepokoje, podsycane przez krzyżackich agentów. Natomiast Zakon po przejściowym wahaniu obiecywał Świdrygiel-le wojenne współdziałanie, tym bardziej że skłaniało go do tego nieprzejednane stanowisko Polski, która odmawiała wszelkich rokowań ugodowych. Nadal też mógł Świdrygiełło liczyć na pomoc Wołochów i Tatarów, którzy wyrażali gotowość wspólnego uderzenia, także książę twerski, a nawet moskiewski wsparcie obiecywali. Nie taił tych kontaktów, a przeciwnie, celowo je rozgłaszał, toteż i na Litwie przysparzał sobie stronników, którzy zaczęli wierzyć, że zdoła uzyskać pełnię władzy nad c%m krajem. , Wreszcie w listopadzie Świdrygiełło skupił na tyle siły, by ruszyć na Litwę. Rutenberg przysłał mu więc trzystu konnych knechtów i osiem-ftesięciu rycerzy do Połocka, gdzie kniaź miał główną kwaterę. Wojsko, które zebrał, było liczne, gdyż liczyło około dwudziestu ysięcy żołnierzy, a składało się z oddziałów ruskich i tatarskich oraz siłv ^ Cięcia twerskiego pod wodzą księcia Jarosława. Główne zaś y tatarskie, w liczbie dwudziestu tysięcy wojowników, pięćdziesiąt iccy Wołochów i dziesięć tysięcy z Księstwa Kijowskiego pod wodzą ^?cia Włodzimierza, miały równocześnie uderzyć na Polskę i połączyć nodolu z walczącym tam księciem Fedką Niedźwiedzkim, 'ejszym wodzem wśród ruskich książąt. i !!a 169 168 Pojawienie się pułków Świdrygiełły na Litwie wywołało wśród ludności powszechny popłoch i zamęt. Przyłączyło się do niego wiek litewskich panów, a postępując w głąb kraju obejmował poddające ^ się bez walki miasta i grody, jak: Krewa, Mińsk i wiele innych. Toteż b^ poważniejszego oporu dotarł w pobliże Wilna i Trok. Zatrzymał jg 0 sto wiorst od nich i wezwał przez gońców do posłuszeństwa przypominając złożoną mu wiernopoddańczą przysięgę. Sam zaś skie^ rował się do Oszmiany, by przygotować się do uderzenia na Wilno. Tam pospólstwo porzucało domostwa i ciągnęło do niego, gdyż cala litewska ziemia zaczęła być wroga Polakom. Zygmunt natomiast pośpiesznie obwarowywał Wilno, Troki, a także Kowno, gdzie załogą dowodził jego syn Michał. Zbierając siły Wielki Książę wysłał jednocześnie do Polski Gaszto}-da z wezwaniem o pomoc. Tej jednak nie otrzymał, wobec groźby najazdu na Podole Tatarów i Wołochów. Znajdował się więc przy nim ze swymi chorągwiami tylko Mszczug ze Skrzynna, wysłany już wcześniej przez króla. Świdrygiełło, nie czekając na owych inflanckich rycerzy, którzy już nie zastali go w Połocku, ruszył spod Oszmiany. Ale tam już nadciągnął Zygmunt i zagrodził mu drogę, by nie dopuścić do niszczenia kraju. Ósmego grudnia, po przebyciu wielu mil ogromnej puszczy, niedaleko Oszmiany wynurzyły się spomiędzy drzew jego pierwsze oddziały i stanęły przed rozciągającą się przed nimi śnieżną płaszczyzną pola w oczekiwaniu na wieści od idącej przed nimi straży. Wiedziano już bowiem od zwiadowców, gdzie znajdują się siły nieprzyjaciela, więc spodziewano się rychłego spotkania. Jakoż istotnie wkrótce nadleciał goniec do oczekującego w półkolu orszaku Wielkiego Księcia z wołaniem, że oddziały Świdrygiełły są juz w marszu i wnet powinny się ukazać. Wkrótce po gońcu przygalopowate 1 straż przednia, co dowodziło, że wroga tylko patrzeć. Pognali więc do oddziałów gońcy z rozkazem, by wychodziły z lasu i formowały się do bitwy. Jednocześnie książę przywołał do siebie pana Mszczuga i coś z nim uradzał przez chwilę, po. czym polski dowódca odłączył się od jego orszaku i pognał do swoich chorągwi. Te wkrót< zaczęły obracać wierzchowce, by po chwili zniknąć pomiędzy drzewafl11 Od strony, z której miał nadejść nieprzyjaciel, widoczność 2 słaniały rozrzucone kępy bezlistnych drzew i szara, nikła zawieś" rzadkiej mgły przysłaniająca dalszą przestrzeń. Minęła więc jeszcze godzina, zanim dostrzeżono w niej g jeźdźców zbliżających się szybko ku rozciągniętej już linii Zyg1111 tL)Wych wojsk. Musieli ujrzeć ją także, gdyż zatrzymali się raptownie ^ miejscu, a potem zawrócili konie i wkrótce zniknęli z oczu. Tym razem gotowe do boju wojska Zygmunta długo nie czekały, jj-jedy daleka, mglista masa raptem jakby pociemniała, a wkrótce ta jpasa zrazu tylko podobna rozciągniętej wstędze zmieniła się w wyraźnie widoczne formacje pułków, każdy ze sztandarem wznoszącym się ponad głowami jeźdźców. Na jednym zaś ze skrzydeł rozciągniętego w długą linię wojska zamiast sztandarów powiewały na wietrze długie ogony buńczuków. Wkrótce od strony wojsk Świdrygiełły doleciał stłumiony wilgocią powietrza chrapliwy wrzask rogów. Odpowiedziały im zaraz Zygmun-towe, i długie rzędy jezdnych ruszyły z miejsca, krzykiem ponaglając swe konie do biegu. Dzielący ich szmat pola zwężał się w oczach i wnet zwarli się ze sobą z łomotem oręża o tarcze, wrzaskiem wojowników i kwikiem koni. Ich kopyta z białej pokrywy śniegu uczyniły wnet ciemną; pryskającą błotnistą maź, która mieszała się z krwią ugodzonych. Przewaga sił była po stronie Świdrygiełły, toteż twardo musiały się bronić woje Zygmunta, by sprostać przeciwnikowi