Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

Obrońca Fortescue został wyznaczony... - Nie przeze mnie. Odeślijcie go z powrotem do knajpy Mooneya. Przyznaję się do wszystkich zarzutów i zdaję się na łaskę i niełaskę tego bezlitosnego sądu. Wciągnął oddech i westchnął tak, że aż się wzdrygnąłem. Postanowiłem trochę zwolnić, bo jeśli sędzia dostanie zawału i kipnie, to proces zostanie uznany za nieważny i zmarnuję jeszcze więcej czasu. - Przepraszam, Wysoki Sądzie - schyliłem głowę, bo nie mogłem powstrzymać uśmiechu. - Ale postąpiłem źle i muszę zostać ukarany. - Tak lepiej, Jimmy. Zawsze byłeś bystrym chłopcem i przykro mi patrzeć, jak marnuje się taka inteligencja Pójdziesz do domu poprawczego na okres nie krótszy niż... - Przepraszam, Wysoki Sądzie - wtrąciłem się. - To niemożliwe. Gdybym popełnił te zbrodnie w zeszłym tygodniu albo w zeszłym miesiącu, to inna sprawa! Prawo określa to wyraźnie i nie ma dla mnie wyjścia. Dziś są moje urodziny. Moje siedemnaste urodziny. To go ostudziło. Strażnicy czekali cierpliwie, gdy wystukiwał dane na klawiaturze swojego komputera. Jednocześnie reporter z "Echa Rajskiego Zakątka" równie pilnie stukał w klawisze swego przenośnego terminalu. Gotowała mu się niezła historyjka. W krótkim czasie sędzia znalazł odpowiedź. Westchnął. - To prawda. Akta wykazały, że dziś kończysz siedemnaście lat i osiągasz pełnoletność. To z pewnością oznaczałoby wyrok więzienia, ale trzeba uwzględnić okoliczności. Pierwsze wykroczenie, młody wiek oskarżonego, zrozumienie, iż postąpił źle. Jest w mocy tego sądu dokonanie wyjątku, zawieszenie wyroku i zwolnienie warunkowe. Moja decyzja jest następująca... Ostatnią rzeczą, jaką chciałem wtedy usłyszeć, była jego decyzja. Nie szło to tak, jak zaplanowałem, zupełnie nie tak. Trzeba było działać. Zadziałałem. Mój wrzask zagłuszył słowa sędziego. Wciąż krzycząc, wyskoczyłem głową naprzód z ławy oskarżonych, zgrabnie przekoziołkowałem po podłodze i popędziłem przez salę, zanim zszokowana widownia zdążyła pomyśleć o jakimkolwiek ruchu. - Nie będziesz pisać o mnie żadnych ordynarnych łgarstw, ty pismaku! - krzyknąłem, wyrwałem terminal z rąk reportera i rzuciłem go na podłogę. Potem zdeptałem na kupę złomu maszynę wartą sześćset dolarów. Odskoczyłem, zanim zdążył mnie złapać i pognałem do drzwi. Tam rzucił się na mnie policjant i złożył się w pół, gdy umieściłem stopę w okolicach jego żołądka. Prawdopodobnie udałoby mi się uciec, ale ucieczka nie leżała w tej chwili w moich planach. Niezdarnie szarpałem klamkę, aż ktoś mnie złapał, a potem walczyłem i zostałem wreszcie obezwładniony. Tym razem wylądowałem na ławie oskarżonych skuty kajdankami i skończyły się gadki sędziego w rodzaju: "Jimmy, mój chłopcze". Ktoś dał mu nowy młotek, którym machnął teraz w moją stronę, jakby chciał rozbić mi głowę. Warknąłem i próbowałem wyglądać gburowato. - Jamesie Bolivarze diGriz - rozpoczął sędzia. - Skazuję cię na najwyższą karę za przestępstwo, które popełniłeś. Ciężkie roboty w więzieniu miejskim do czasu przybycia statku Ligi, który zabierze cię do najbliższego ośrodka poprawczego w celu poddania terapii kryminalnej - uderzył młotkiem. - Zabrać go. To mi się podobało. Szarpnąłem się z kajdankami i przeklinałem go siarczyście, żeby w ostatniej chwili nie okazał słabości. Nie okazał. Dwóch krzepkich policjantów wywlokło mnie z sali sadowej i wcisnęło niezbyt delikatnie do karetki więziennej. Dopiero kiedy zatrzasnęli i zabezpieczyli drzwi, oparłem się wygodnie, odprężyłem i pozwoliłem sobie na triumfujący uśmiech. Tak, właśnie, to był triumf. Celem całej operacji było dać się aresztować i posłać do więzienia. Musiałem przecież trochę się podszkolić w zawodzie. W moim szaleństwie była metoda. We wczesnym okresie mojego życia, może nawet w czasach sukcesów z balonikami, zacząłem poważnie rozważać karierę przestępcy. Z wielu powodów; po pierwsze, sprawiało mi przyjemność bycie przestępcą, po drugie, motywacja finansowa - w żadnym innym zawodzie nie zarabiało się więcej przy mniejszym nakładzie pracy. Ale szczerze mówiąc, najbardziej lubiłem to uczucie wyższości, gdy udawało mi się sprawić, że reszta świata wychodziła na durniów. Ktoś może powiedzieć, że to dziecinne emocje. Być może, ale za to bardzo przyjemne. Musiałem zatem rozwiązać bardzo poważny problem. Jak przygotować się do zawodu złodzieja? Przestępstwo nie ogranicza się przecież do podkradania baloników. Niektóre sprawy były jasne. Chciałem pieniędzy. Pieniędzy innych ludzi. Pieniądze są zamykane, a wiec im więcej będę wiedział o zamkach, tym łatwiej osiągnę swój cel. Wtedy po raz pierwszy w szkolnej karierze zabrałem się do nauki. Zacząłem dostawać najwyższe oceny i nauczyciele uznali, że jest jeszcze dla mnie nadzieja. Szło mi tak dobrze, że gdy wyraziłem chęć zostania ślusarzem, zgodzili się bardzo chętnie. Wszystkiego, co potrzebne, nauczyłem się w trzy miesiące i poprosiłem, by pozwolono mi zdawać egzamin końcowy. Odmówili. "Tak się nie robi", powiedzieli mi. Miałem iść w tym samym ślamazarnym tempie co inni i dopiero za dwa lata i dziewięć miesięcy skończyć szkołę i stać się jednym ze zwykłych zjadaczy chleba. To nie było zabawne. Próbowałem zmienić szkołę i dowiedziałem się, że to niemożliwe