Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
- Zawsze. Jako ośmiolatek hodował warzywa za domem w Annandale, a następnie sprzedawał je w sąsiedztwie, chodząc od domu do domu. - Przychodzi rozkoszny chłopaczek z wózkiem pełnym świeżej fasolki, pomidorów i papryki - mówi Carine. - Kto by się oparł? A Chris o tym wiedział. Miał taki wyraz twarzy: „Jestem strasznie słodki, chce pani kupić trochę fasolki?” Nim wrócił do domu, wózek był pusty, a on miał garść pieniędzy. Mając dwanaście lat, wydrukował stos ulotek i założył firmę sąsiedzką Szybkie Kopie Chrisa, oferując do tego darmowy transport odbitek. Korzystał z kopiarki rodziców, płacąc im centa za odbitkę; od klientów brał o dwa centy mniej niż sklep na rogu i miał niezły zysk. W 1985 roku, kiedy Chris był po przedostatniej klasie liceum, miejscowy właściciel firmy budowlanej zatrudnił go, aby zdobywał mu klientów w sąsiedztwie, proponując siding i przebudowy kuchni. Odniósł niezwykły sukces, jako sprzedawca nie miał sobie równych. W ciągu kilku miesięcy kierował kilkoma kolegami i odłożył w banku siedem tysięcy dolarów. Część tych pieniędzy przeznaczył na kupno używanego żółtego datsuna. Chris miał tak niezwykły dar do handlu, że wiosną 1986 roku, kiedy miał kończyć liceum, właściciel firmy budowlanej zadzwonił do jego ojca i zaoferował opłacanie dalszej nauki syna, gdyby tylko zechciał pozostać w Annandale, pracować dla niego i uczyć się na miejscu, zamiast zostawiać pracę i jechać na studia do Emory. - Kiedy opowiedziałem o tej propozycji Chrisowi - mówi Walt - nie chciał nawet o tym słyszeć. Powiedział szefowi, że ma inne plany. Oświadczył, że gdy tylko skończy się rok szkolny, ma zamiar zasiąść za kierownicą swego nowego samochodu i spędzić lato, podróżując po kraju. Nikt się nie spodziewał, że ta podróż będzie pierwszą z serii jego wędrówek przez kontynent. Nikt w rodzinie nie przewidział również, że przez przypadkowe odkrycie Chris ostatecznie zamknie się w sobie i odwróci od nich, wciągając siebie i tych, którzy go kochali, w grzęzawisko złości, nieporozumień i żalu. Rozdział 12 ANNANDALE Dajcie mi prawdę raczej niż miłość, niż pieniądze, niż sławę. Siedziałem przy stole, suto nakrytym, gdzie było pod dostatkiem jedzenia i wina, i staranna obsługa, ale prawdy tam nie było. Odszedłem głodny od niegościnnego stołu. Atmosfera była zimna jak lód. Henry David Thoreau, „Walden, czyli życie w lesie” Fragment, zakreślony w jednej z książek, znalezionych przy szczątkach Chrisa McCandlessa. U góry strony wpisane jego ręką, drukowanymi literami słowo „prawda” Dzieci są niewinne i kochają sprawiedliwość, podczas gdy większość z nas jest nikczemna, a więc woli litość. G.K. Chesterton W 1986 roku, w duszny, gorący weekend, kiedy Chris ukończył liceum Woodsona, rodzice urządzili mu przyjęcie. Za kilka dni, 10 czerwca, były urodziny Walta i na przyjęciu Chris dal ojcu prezent: bardzo drogi teleskop Questar. - Pamiętam, jak go tacie dawał - mówi Carine. - Chris trochę wtedy wypił i był bardzo podekscytowany. Prawie płakał, starał się powstrzymać łzy, kiedy mówił tacie, że wprawdzie nieraz się sprzeczali przez wiele lat, ale jest mu wdzięczny za wszystko, co dla niego zrobił. Powiedział, że bardzo szanuje ojca za to, co osiągnął, zaczynając od zera, pracując i studiując, harując jak głupi, żeby utrzymać ośmioro dzieci. Było to bardzo wzruszające przemówienie. Wszystkich zatkało. A potem pojechał na tę wyprawę. Walt i Billie nie starali się powstrzymać Chrisa, ale wymogli na nim, żeby na wszelki wypadek zabrał kartę kredytową Texaco, należącą do ojca, i żeby dzwonił do domu co trzy dni. - Cały czas po jego wyjeździe mieliśmy serce w gardle - mówi Walt - ale nie mogliśmy go powstrzymać. Opuściwszy Wirginię, Chris pojechał na południe, a następnie przez płaskie równiny Teksasu, przez upalny Nowy Meksyk i Arizonę dotarł na wybrzeże Pacyfiku. Z początku dotrzymywał umowy i dzwonił regularnie, ale w miarę upływu wakacji, telefony były coraz rzadsze. Pojawił się w domu dopiero dwa dni przed rozpoczęciem semestru w Emory. Kiedy wszedł, miał potarganą brodę, długie, splątane włosy; stracił ponad dziesięć kilogramów i tak szczupłego ciała. - Jak tylko usłyszałam, że jest w domu - opowiada Carine - pobiegłam do jego pokoju, żeby pogadać. Leżał na łóżku; spał. Był taki chudy. Wyglądał, jak z jakiegoś obrazu z Chrystusem ukrzyżowanym. Kiedy mama zobaczyła, jak schudł, była kompletnie zdruzgotana. Zaczęła gotować jak szalona, żeby zdołał trochę okryć kości. Okazało się, że pod koniec wyprawy Chris zagubił się na pustyni Mojave i o mało zupełnie się nie odwodnił. Rodzice przerazili się, kiedy zdali sobie sprawę z tego, że otarł się o śmierć, ale nie bardzo wiedzieli, jak go przekonać, żeby na przyszłość był ostrożniejszy. - Chrisowi udawało się wszystko, co próbował robić - ocenia Walt - i dlatego był nadmiernie pewny siebie. Jeżeli próbowaliśmy od czegoś go odwieść, nie kłócił się. Grzecznie kiwał głową, a później robił, co chciał. Dlatego z początku nie mówiłem o bezpieczeństwie. Pograliśmy w tenisa, pogadaliśmy o różnych sprawach, w końcu usiadłem z nim, żeby porozmawiać o ryzyku, jakie podejmował. Wiedziałem już, że bezpośrednie uwagi, typu „Boże, tylko więcej nie próbuj czegoś takiego” na Chrisa zupełnie nie podziałają. Starałem się mu wyjaśnić, że nie mamy nic przeciwko jego podróżom, chcemy tylko, żeby bardziej uważał i informował nas, gdzie aktualnie jest. Niestety, Chris tylko się najeżył od tej ojcowskiej troski i w efekcie jeszcze mniej odkrywał szczegóły swych planów. - Chris uważał - mówi Billie - że nie jesteśmy idiotami, żeby się o niego martwić. W czasie swych podróży zaopatrzył się w maczetę i strzelbę i kiedy rodzice odwieźli go do Atlanty na początku roku akademickiego, uparł się, żeby je z sobą zabrać. - Kiedy weszliśmy z Chrisem do jego pokoju w akademiku - śmieje się Walt - myślałem, że rodzice współlokatora dostaną zawału. Chłopaczek był pierwszoroczniakiem z Connecticut, ubranym jak z reklamy, a tu wchodzi do pokoju Chris, z kozią bródką, w starych łachach, z ma-czetą i strzelbą na dziką zwierzynę, wyglądając jak Jeremiah Johnson. I wie pan co? Po trzech miesiącach chłopaczek odpadł, a Chris znalazł się na honorowej liście dziekana. Ku zdumieniu rodziców w miarę upływu roku szkolnego Chris wydawał się coraz bardziej zachwycony, że tam jest. Ogolił się, ostrzygł i znów wyglądał czysto i porządnie, jak w liceum. Oceny miał prawie zawsze najlepsze. Zaczął pisać w szkolnej gazetce, a nawet mówić z entuzjazmem o studiach prawniczych po dyplomie. - Hej - chwalił się ojcu - myślę, że będę miał takie dobre stopnie, że przyjmą mnie na prawo w Harvardzie. Latem, po pierwszym roku college’u, przyjechał do Annandale i pracował w firmie rodziców, zajmując się oprogramowaniem