Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Nie może być jedynym pożywieniem, ale to skuteczny dodatek przedłużający okres, na który wystarczy racji żywnościowych. Niestety pseudopyra zawiera śladowe ilości jakiejś toksyny, która kumuluje się w mózgu i zakłóca działanie ośrodka mowy, podobnie jak dzieje się to w przypadku wylewu. W Piekle jest niewielu lekarzy, a na dodatek nigdy nie miałam okazji porozmawiać na ten temat z kimś z innego obozu, toteż nic więcej nie wiem. Nie mam nawet pojęcia, czy w innych obozach poznali się na tej bulwie. W każdym razie dzięki niej zdołaliśmy przeżyć, choć nie było to przyjemne. Mieliśmy do wyboru: albo jeść to gówno, albo siebie nawzajem. A do tego ostatniego jeszcze nie dojrzeliśmy. Ostatnie zdanie powiedziała zupełnie rzeczowo i beznamiętnie. — W tamtych dwóch obozach dojrzeli — powiedział cicho Henri. Benson powoli skinęła głową. — Co i tak ich nie uratowało — dodała z ciężkim westchnieniem. — I to nie są plotki, widzieliśmy to. Czarni, ta banda zboczonych sadystów, nagrali różne scenki z tych obozów, a potem pokazywali je w pozostałych, żeby mieć pewność, że ich demonstracja dotarła do wszystkich. — Kurwa! — Honor usłyszała cichutki szept LaFolleta tylko dlatego, że stała blisko. Z jego twarzy nie dało się jednak nic wyczytać. Podobnie jak z jej twarzy. Spoglądała spokojnie na kapitan Benson i czekała, aż ta będzie gotowa mówić dalej. — To trwało trzy miesiące. Pod koniec każdego gnoje przylatywali, tak jakby przywieźli żywność. Prom zawisał nad lądowiskiem, a oni się nam przyglądali i czekali. Wszyscy wiedzieliśmy na co i część z nas chciała im oddać Amy, zanim zginiemy wszyscy. Ludzie są tylko ludźmi... ale druga część się uparła. Mieliśmy dość traktowania nas jak bydło albo rzeczy i byliśmy zbyt wściekli, by kierować się rozsądkiem. Byliśmy tak wściekli, że nawet pilnowaliśmy jej, żeby sama do nich nie poszła, bo wiedzieliśmy, co z nią zrobią, jak tylko znajdą się na Styksie. Ponownie umilkła, przeżywając na nowo tragiczne wspomnienia. — Myślę, że wszyscy byliśmy trochę niespełna rozumu — przyznała. — To absurd, by dwa tysiące ludzi zagłodziło się na śmierć albo stopniowo się truło, by ocalić jedną osobę, ale... nie wiem, jak to powiedzieć... tu chodziło o zasadę... po prostu nie mogliśmy postąpić inaczej i nadal uważać się za ludzi!... A potem Amy wzięła sprawę w swoje ręce... Benson zacisnęła dłonie i jedynym mącącym ciszę dźwiękiem był odległy, chrapliwy rechot jakiegoś zwierzaka w głębi lasu. — Kiedy przylecieli czwarty raz, wybiegła na lądowisko. Zaskoczyła nas i udało jej się. Przez chwilę stała tak, przyglądając się zadowolonym z siebie czarnym. A potem, gdy prom wylądował, wyjęła nóż i poderżnęła sobie gardło. Andrew LaFollet westchnął cicho. Jedynie Honor dzięki więzi z Nimitzem wiedziała, jak wielkie było jego zaskoczenie i wściekłość. Wychował się w społeczeństwie, które skutecznie chroniło kobiety (czasami wbrew ich woli) przez prawie tysiąc lat. Dlatego ta historia właśnie jego najbardziej poruszyła. — Doucement, ma pelite — powiedział cicho Henri i ujął dłoń towarzyszki. Ta przygryzła wargę, a po chwili zirytowana wzruszyła ramionami i dokończyła: — I tak oto znaleźliśmy się oboje tutaj. Uznali nas za przywódców buntu i skazali na dożywocie jako przykład dla innych. — Rozumiem... — powiedziała cicho Honor. — Dziękuję — odpowiedziała cicho Benson, patrząc na nią z wdzięcznością. Przez kilka sekund patrzyły sobie w oczy, nim Honor odchrząknęła, zdecydowana przerwać ten podniosły nastrój. — Oczywiste jest, że nadal mam masę pytań — powiedziała, starając się pamiętać, by mówić wyraźnie i pamiętać o własnym defekcie wymowy. Swoistą ironią losu było, że akurat wszyscy troje mieli problemy z wyraźnym mówieniem, a na cud zakrawało, że w ogóle byli w stanie się zrozumieć w tych warunkach. — Natomiast najważniejsze w tej chwili pytanie wyda się wam może dziwne, za to bez trudu, mam nadzieję, na nie odpowiecie — dodała nieco enigmatycznie. — Jakie to pytanie? — spytała Benson. — Co robiliście w chwili, gdy moi ludzie zaprosili was na tę rozmowę? — Co robiliśmy? — powtórzyła najwyraźniej zdezorientowana Benson. — Właśnie. Zdołaliśmy się domyślić, czym zajmowały się inne widoczne stąd grupy w pobliżu obozu, natomiast w żaden sposób nie potrafiliśmy odgadnąć, co wy robiliście. — A, o to chodzi! — ucieszyła się Benson. A potem roześmiała się i jakby zawstydziła. — My... można powiedzieć, że obserwowaliśmy ptaki. — Że co proszę? — zdumiała się Honor. — No, tak naprawdę to nie są ptaki — dodała pospiesznie Benson i wzruszyła ramionami. — To takie nasze wspólne zainteresowanie..