Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
W odróżnieniu od większości moich sąsiadów nie prowadzę sa- mochodu. Nie jestem tak dobrze jak oni zorganizowana. Przepadłam na czterech egzaminach prawa jazdy. "Nie ma nic złego w chodzeniu pieszo" - mówię sobie, skoro i tak niewiele jest tu do zrobienia. W tym miejscu zaplanowanym jako raj wystarczy tylko raz zamieść kąty i wszystko przetrzeć do połysku. - Jak cudownie - mówię, a oni mi wierzą - spacerować po niebie. Mieszkamy z Bobbem przy ulicy Nocnego Ptaka 19, specjalnie wybranej ulicy w najlepszej części Eden Grove. Domy są zupełnie nowe, jesteśmy pierwszymi lokatorami. Nie dochodzą tu żadne odgłosy. Mamy dwie łazienki i francuskie okna. Czekamy, aż urosną drzewa, i za- powiada się, że niebawem będziemy tu mieć zaciszne odosobnienie. Eden Grove jest przyjaznym miejscem. Sąsiedzi zapraszają się wzajemnie na wieczorne przyjęcia. Dyskutujemy raczej o rzeczach niż ideach, wymieniamy informacje, nie zaś teorie, i panujemy nad sobą, skupiając się na szczegółach. Uogólnienia wywołują niepokój. Zwraca- nie się ku odległej przeszłości może być bezowocne, ku przyszłości - podobnie. Dlatego te- raźniejszość musi być właściwie wyważona. W tych dniach śmiało serwowano kotlety schabowe po chińsku. Papierowe serwetki, mi- seczki. Smak zmiany. Mężczyźni pokiwali nad tym głowami i nieźle się bawili. Kobietom, które śmiechem pokrywały zmieszanie, naczynia wypadały z rąk. - To jest dobre życie - mawia Bobo. Teraz bywa w domu znacznie rzadziej, nie powtarza więc tego tak często jak dawniej. Czy Mary Fisher kocha mojego męża? Odwzajemnia jego miłość? Czy spogląda mu w oczy i przemawia bez słów? Pewnego razu zabrano mnie do niej z wizytą. Kiedy podchodziłam, potknęłam się o dywan, prawdziwy kaszmirski dywan wart 2540 dolarów. Mam prawie metr osiemdziesiąt osiem wzrostu. To dobre dla mężczyzny, lecz nie dla kobiety. Moja karnacja jest równie ciemna, jak jasna jest karnacja Mary Fisher. Mam typową dla postawnych brunetek mocno wysuniętą szczękę, oczy głęboko osadzone, a nos haczykowaty, szerokie i kościste ramiona, masywne biodra i muskularne nogi, ręce zaś - przysięgam - w stosunku do całego ciała nieproporcjo- nalnie krótkie. Moja natura i wygląd nie pasują do siebie. Mam pecha, jest tak, jakby moje kobiece serce biło pod skórą jakiegoś olbrzyma. Kiedy drobnymi kroczkami przebiegałam po dywanie, Mary Fisher uśmiechnęła się z przy- musem. Zauważyłam, że zerknęła porozumiewawczo na mojego męża, jakby właśnie rozegra- ła się scena, którą wcześniej sobie wyobrazili. - Opowiedz mi o swojej żonie - mogłaby zamruczeć w łóżku. - To niezdara - prawdopodobnie by odpowiedział. Jeśli zaś miałabym szczęście, jeszcze by dodał: - Nie jest zbyt piękna, ale za to zacna z niej dusza. - Myślę, że mógłby tak powiedzieć, gdyby chciał siebie usprawiedliwić, a mnie pogrążyć. Nie oczekujmy od mężczyzny, że będzie wierny wspaniałej matce i dobrej żonie, gdyż nie te zalety są źródłem erotycznych pragnień. W poczuciu winy i radosnym podnieceniu pewnie byłby również zdolny wspomnieć: - Ma cztery brodawki na brodzie i z trzech wyrastają włosy. - Wyobrażam to sobie. Któż zresztą temu by się oparł? W łóżku, po miłosnej sesji - chichoty, piski, łaskotania i poważne rozmo- wy o życiu? Jestem też prawie pewna, że przy tej lub przy innej okazji Bobo, w typowy dla wszystkich mężów sposób, mógłby powiedzieć: - Kocham ją, ale nie jestem w niej zakochany, a przy- najmniej nie w taki sposób jak w tobie. Czy rozumiesz? Mary Fisher skinęłaby głową, rozumiejąc bardzo dobrze. Wiem, jakie jest życie i czego można się spodziewać po ludziach. Wszyscy wynajdujemy podobne powody do samo okłamywania i pobożnych życzeń. A najchętniej czynią to popeł- niający cudzołóstwo kochankowie. Tak sobie rozmyślam, kiedy naczynia są umyte, w domu panuje cisza i przemija życie, od- mierzane tykaniem zegara. Nie mam wtedy innego zajęcia niż zgadywanie, czy Bobo i Mary Fisher są teraz razem. "Teraz..." Jakie to dziwne... czas jest zagadką. Myślę nad tym i myślę