Ostatecznie dla należycie zorganizowanego umysłu śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.

 

¯eby otworzyæ Wrota. Lidka milcza³a. Gdyby kurator waln¹³ j¹ zza rogu woreczkiem z piaskiem, efekt nie móg³by byæ wiêkszy. - Ofiary... z ³udzi? Kurator westchn¹³. Popatrzy³ na Lidkê ponuro i z demonstracyjnym wspó³czuciem, a potem siêgn¹wszy do szuflady biurka, doœæ d³ugo grzeba³ siê w papierach, jakby specjalnie zwlekaj¹c; Lidka utkwi³a têpe spojrzenie w niewielkiej ³ysinie na czubku g³owy rozmówcy. W koñcu urzêdnik siê wyprostowa³: - Proszê... Na stole znalaz³a siê niewielka sterta czarno bia³ych i s³abej jakoœci fotografii. - Lidio Anatoliewna, niech siê pani uwa¿nie przyjrzy tym zdjêciom. Lidka zdusi³a w sobie chêæ natychmiastowego podniesienia fotografii ku oczom. - Co to jest? I jaki to ma zwi¹zek z moim synem? - Niech pani popatrzy - poprosi³ inspektor tonem, który kaza³ Lidce wyj¹æ okulary, w³o¿yæ je na nos i wzi¹æ ze sto³u stosik po³yskliwie lœni¹cych kartoników. Na pierwszej z nich Lidka zobaczy³a p³on¹ce wœród nocy ognisko, które wygl¹da³oby zupe³nie niewinnie i normalnie, gdyby tu¿ za nim, na drugim planie, nie by³o widaæ pionowej ska³y. Ze ska³y zaœ zwisa³y bezw³adnie czyjeœ bose nogi. Lidka patrzy³a na fotografiê, czuj¹c, jak bezg³oœnie je¿¹ jej siê pokryte lakierem i starannie u³o¿one w³osy. - I có¿... - Nie, niech pani obejrzy nastêpne... Lidka zdjê³a okulary. Przetar³a je starannie chusteczk¹ i w³o¿y³a ponownie. Twarze ludzi na fotografii by³y niezbyt ostre, ale od razu pozna³a Saszê. Dziewczyna siedzia³a na piêtach obok ogniska - takich fotografii pe³no jest w albumie ka¿dego turysty - co prawda d³onie ku p³omieniom Sasza wyci¹ga³a zbyt piêknym, wystudiowanym i teatralnym gestem. Lidka obliza³a pokryte pomadk¹ wargi i zaczê³a siê przygl¹daæ kolejnym fotografiom. Przy samym ognisku siedzieli nieznani Lidce ch³opcy i dziewczêta. Kamera cofnê³a siê nieznacznie i mo¿na by³o stwierdziæ, ¿e ognisko rozpalono na nadmorskich kamieniach, a ch³opcy - na planie ogólnym Sasza te¿ wygl¹da³a jak ch³opak - pozajmowali miejsca w regularnym krêgu. I ¿e stoj¹cy p³aski kamieñ zwrócony jest ku morzu, a podwieszony na nim cz³owiek wygina siê w hak, próbuj¹c oprzeæ siê o ska³ê bosymi piêtami. Lidce zmartwia³y policzki. Na kolejnej fotografii by³o zbli¿enie ska³y. Przykrêpowany do kamienia zwisa³ ju¿ bezw³adnie; jego nadgarstki objête by³y ni to rzemieniami, ni to stalowymi kajdankami, do których przywi¹zano ³añcuchy, bardzo przypominaj¹ce Lidce te, które stosowano w karuzelach weso³ych miasteczek. G³owê zwiesi³ na pierœ, twarzy nie da³o siê rozpoznaæ, ale jego slipy wyda³y siê Lidce znajome. Naga ofiara - w slipkach ze wzorkiem z kotwic? Prawie ju¿ niczego nie widz¹c, Lidka mechanicznie przek³ada³a kolejne fotografie. Zdjêcia wykonano prawdopodobnie z ³ódki, obiektywem o d³ugiej ogniskowej. Jeszcze kilka fotografii; œwiêtoœæ rytua³u zosta³a naruszona, wœciekli ch³opcy machali rêkoma i rzucali kamieniami, staraj¹c siê przepêdziæ nieproszonego œwiadka i intruza. A ch³opak wisz¹cy na skale uniós³ g³owê, pozbawiaj¹c Lidkê ostatnich z³udzeñ - nie mog³a ju¿ siê ok³amywaæ wiar¹, ¿e jakiœ inny ch³opak podwêdzi³ Andriuszy slipki, ¿eby sobie powisieæ na skale. Dzwoni³o jej w uszach. Jaki¿ wstyd - profesor Sotowa zaraz zemdleje i zwali siê na pod³ogê obok nêdznego krzes³a z dykty. - Lidio Anatoliewna - przebi³ siê przez wysoki dŸwiêk g³os kuratora - mo¿e daæ pani nitroglicerynê? - Dziêkujê - odpowiedzia³a przez zêby. - Bêdê zobowi¹zana... Czy¿by trzyma³ nitroglicerynê specjalnie pod rêk¹, by uspakajaæ nerwowych goœci? Dla mamuœ m³odocianych przestêpców, niepe³noletnich kap³anów i ofiar? Tabletka mia³a paskudny smak. Urzêdnik znów siê skrzywi³, jakby to jemu wsunêli j¹ pod jêzyk: - Pozna³a pani kogoœ na tych fotografiach? Lidka milcza³a. - Widzi pani, Lidio Anatoliewna... - Mo¿na st¹d zadzwoniæ? - zapyta³a, z trudem poruszaj¹c zesztywnia³ym nagle jêzykiem. - Oczywiœcie - kurator podsun¹³ jej pod rêkê popêkany aparat telefoniczny barwy dzieciêcej khaki. - Proszê, niech pani dzwoni... Lidka, myl¹c siê kilkakrotnie i nie trafiaj¹c palcami w otwory tarczy, wybra³a znajomy numer. - Halo... mama? Gdzie jesteœ? Powoli, ¿eby kurator niczego nie dostrzeg³, wypuœci³a powietrze z p³uc. G³os Andrieja by³ absolutnie spokojny i beznamiêtny.